Obserwując prace nad budżetem Unii Europejskiej na lata 2021-2027 oraz sposób przedstawiania ich rezultatów można się poczuć jak w Moskwie Putina (i to wprost na Łubiance) oraz w państwowej, propagandowej telewizji RT.
Komisarz ds. budżetu, Niemiec Günther Oettinger, przygotował coś, co budzi zdumienie. I nie tyle z powodu liczb, co zastosowanej metodologii oraz podstaw tej metodologii. W historii Unii Europejskiej nie było bardziej bezczelnego i przeprowadzonego „na rympał” zamachu na jej zasady, praktyki i na traktaty jak w wypadku „dzieła” Oettingera. A istotą owego zamachu są zmiany w funduszach spójności. Procentowo wygląda to tak, że Czechy, Estonia, Litwa, Malta i Węgry miałyby dostać aż o 24 proc. mniej środków, Polska –o 23,3 proc., Słowacja – o 21,7 proc., Niemcy – o 20,6 proc., Łotwa – o 13 proc., Irlandia – o 12,6 proc., Słowenia – o 9,2, Portugalia – o 7 proc., Chorwacja – o 5,5 proc., Francja – o 5,4 proc. Nie zmienią się, i tak niskie, fundusze spójności dla Austrii, Belgii, Danii, Holandii, Luksemburga i Szwecji. Więcej miałyby dostać Bułgaria, Grecja i Rumunia – o 8 proc., Włochy – o 6,4 proc. Finlandia – o 5,1 proc. Hiszpania – o 5 proc. i Cypr – o 1,8 proc.
Günther Oettinger, wspierany przez resztę Komisji Europejskiej i samego jej szefa Jeana-Claude’a Junckera, gdyż kształt budżetu to nie samowolka komisarza, siadł i zrobił coś, co urąga logice i zdrowemu rozsądkowi.
Ale to zapewne świadomie, żeby łatwiej było wytłumaczyć „nowe zasady”, które nie są żadnymi zasadami, bo są sprzeczne i bezsensowne. Te nowe zasady to np. wprowadzenie do budżetowych algorytmów wskaźnika określającego liczbę zintegrowanych imigrantów w poszczególnych państwach. Skądinąd konia z rzędem temu, kto wyjaśni, na czym polega zintegrowanie, skoro ogromna większość nowych przybyszów nie zintegrowała się w ogóle (a wśród starszej imigracji odsetek niezintegrowanych wynosi ok. 60 proc.), tylko przebywa na terytorium danego państwa. Zasadniczy problem z takim wskaźnikiem polega na tym, że nie sposób określić, co imigranci mają wspólnego z funduszami spójności, które generalnie służą cywilizacyjnemu (głównie infrastrukturalnemu) podciągnięciu biedniejszych państw członkowskich. Fundusze spójności są też rekompensatą dla nowych państw za otwarcie rynków dla starych członków UE, i to otwarcie na dekadę, a nawet więcej przed przystąpieniem do UE. Dzięki temu firmy ze starych państw UE uzyskały ogromną przewagę konkurencyjną, często zmonopolizowały rynki i zapewniły sobie wielkie zyski, transferowane m.in. z Polski. Tych korzyści nie zrekompensowały fundusze spójności dotychczas płynące i nie zrównoważą w bliskiej przyszłości. A teraz mają być po prostu obcięte. Czyli np. z Polski najpierw wypompowano setki miliardów złotych, a teraz zmniejsza się rekompensaty za to drenowanie.
Wydawałoby się, że wskaźnik dotyczący liczby zintegrowanych imigrantów uwzględnia sytuację państw południa UE, przez które płynęli przybysze i gdzie wielu się zatrzymało, a więc np. Grecji czy Włoch. Ale przecież najwięcej imigrantów znalazło się w Niemczech czy Szwecji, a więc państwach docelowych. A Niemcom chce się obciąć fundusze spójności o ponad 20 proc., zaś Szwecja nie dostanie ani euro więcej. Więcej dostałaby proimigracyjna Finlandia, ale już nie równie proimigracyjne Francja czy Belgia.
Polskę uważa się za najgorsze państwo pod względem integracji imigrantów, bo ponoć nie ma ich u nas wcale, choć nasz kraj znakomicie zintegrował ponad milion Ukraińców. Tyle że oni nie przybyli z Azji czy Afryki Północnej. Ale co to za kryterium imigracji i integracji? Logiki i sensu nie ma w tym za grosz.
Nie ma też sensu we wprowadzeniu wskaźników poziomu wykształcenia oraz poziomu bezrobocia wśród młodzieży. Może i Polacy są formalnie lepiej wykształceni niż Bułgarzy czy Rumuni, ale przecież ok. 2 mln z nich pracuje poza Polską, więc ich wykształcenie nie wpływa na innowacyjność czy produktywność w Polsce. A poza tym poziom wykształcenia ma bardzo luźny związek z sytuacją materialną czy pozycją społeczną. Z kolei wskaźnik bezrobocia wśród młodzieży jest czysto arbitralny, bo dlaczego nie brać pod uwagę np. bezrobocia kobiet, osób po pięćdziesiątce czy mieszkańców wsi. Albo dlaczego nie uwzględnić wskaźnika mieszkań dostępnych dla młodych, co przecież decyduje o założeniu rodziny, posiadaniu dzieci czy o statusie materialnym. Sama idea wprowadzenia nowych wskaźników, by ukarać niektóre państwa członkowskie, np. Polskę i Węgry jest nie tylko kuriozalna, ale i sprzeczna z zapisaną w traktatach zasadą równości państw i z zakazem dyskryminowania któregokolwiek kraju z jakiegokolwiek arbitralnego powodu. Zresztą z traktatami jest sprzeczne samo dzielenie państw członkowskich UE na te z południa - teraz premiowane, i ze wschodu Europy - karane.
Najbardziej kuriozalny jest współczynnik praworządności mający uderzać np. w Polskę i Węgry, a kompletnie nie przystający do tego, co z praworządnością dzieje się we Francji, Włoszech, Belgii, Niemczech czy na Malcie.
Kto i na jakiej podstawie skonstruował algorytm praworządności? Gdzie jest zapisane takie uprawnienie Komisji Europejskiej, bowiem w unijnych traktatach nie ma nawet śladu takiej prerogatywy? Przecież równie absurdalne byłoby stworzenie wskaźnika szczęśliwości i odpowiedniego algorytmu do jego obsługi. I na podstawie jakiegoś kuriozalnego wymysłu komisarza Günthera Oettingera albo może komisarz ds. sprawiedliwości Věry Jourovej ma się decydować o miliardach euro i losie państw oraz społeczeństw? Bo skutkiem przyjęcia wskaźnika praworządności ma być możliwość zamrażania wypłaty unijnych środków. Na jakiej podstawie Komisja Europejska przyznała sobie takie prawo? Gdzie to jest zapisane w traktatach?
Europoseł Janusz Lewandowski z PO ma receptę na kuriozalne pomysły Günthera Oettingera i spółki. Wszystko naprawi „odwrót od tzw. reform sądownictwa, czyli przywrócenie prawdziwego Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, KRS etc. Poważne kroki, a nie kosmetyka, którą do tej pory uprawia premier Morawiecki. Komisja Europejska nie dała się nabrać na takie pozorowane zabiegi. Ocena tego co stało w Polsce jest w Unii bardzo krytyczna i ofensywa wdzięków i uśmiechów nic tu nie pomoże”. Czyli receptą jest kapitulacja, a właściwie rezygnacja z suwerenności i przyjęcie, że bezprawne, pozatraktatowe działania Komisji Europejskiej będą obowiązywać. Dziwię się, że tak cicho jest wokół pomysłów będących jawnym zamacham na wszystko to, co jest dorobkiem Unii Europejskiej i co zostało zapisane w traktatach. Nie wystarczy czekać na ostateczne negocjacje i przyjęcie budżetu w Radzie Europejskiej.
Komisja chce złamać prawo na tak wielu polach, że to jedno wielkie przestępstwo. Nie ma co zadowalać się eufemizmami. Ta granda nie powinna być nawet przedmiotem negocjacji. Z przestępcą i szantażystą się nie negocjuje, tylko wymusza odstąpienie od łamania prawa, ukaranie winnych i zadośćuczynienie. Za to powinna „polecieć” cała komisja Junckera, i to bez zbędnej zwłoki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/396679-za-bezprawny-i-kuriozalny-projekt-budzetu-ue-powinna-poleciec-cala-komisja-junckera-natychmiast
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.