Wyobraźmy sobie, że w 2018 r. odbywają się w Polsce wybory parlamentarne i wygrywa je Prawo i Sprawiedliwość (w koalicji z Porozumieniem i Solidarną Polską), a dobry wynik uzyskują jeszcze Kukiz ’15 i partia Wolność. Przez dwa miesiące zwycięzcy (samodzielnie nie może rządzić żadna partia ani nawet mniejsza koalicja z PiS na czele) negocjują wyłonienie wspólnego rządu i mają nawet kandydata na premiera. Ten kandydat idzie do prezydenta, żeby porozmawiać o składzie gabinetu. I prezydent kwestionuje niektórych ministrów, gdyż nie podobają się oni w Berlinie, Paryżu i Brukseli, kojarzą się ze zbyt suwerenną linią polityczną. Kandydat na premiera wyłoniony przez zwycięzców wyborów rezygnuje ze swojej misji, a prezydent wyciąga z kapelusza np. Andrzeja Olechowskiego, który - wbrew rzeczywistemu życiorysowi - pracował wcześniej w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Olechowskiego podsunęli prezydentowi Angela Merkel, Emmanuel Macron oraz Jean-Claude Juncker.
Kanclerz Niemiec, prezydent Francji i przewodniczący Komisji Europejskiej zaznaczyli, że albo premierem będzie Olechowski, albo kraj czekają ogromne kłopoty w Unii Europejskiej (wielkie cięcia w funduszach unijnych dla Polski) oraz w stosunkach dwustronnych w Niemcami i Francją. Przywódcy zwycięskich w wyborach partii są zdumieni, że prezydent kompletnie ignoruje wynik powszechnych wyborów i zastanawiają się nad jego usunięciem z urzędu za złamanie konstytucji i działanie przeciw suwerenności własnego państwa. Ale machina ruszyła, bo Merkel, Macron i Juncker obiecują Polsce w zamian za objecie funkcji premiera przez Olechowskiego ogromne, korzystne przesunięcia w unijnych funduszach oraz nieatakowanie Polski w żadnych innych spornych kwestiach. Na taki scenariusz popukalibyśmy się w głowę, tymczasem on jest realizowany. We Włoszech - państwie znacznie od Polski bogatszym, potężniejszym, ludniejszym i wpływowym, w dodatku jednym z założycieli Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej.
Na naszych oczach łamie się reguły demokracji przedstawicielskiej, depcze wolę społeczeństwa, konstytucyjne zasady, suwerenność państwa, europejskie traktaty. To się nie liczy. Ma być tak jak wymyślono w trójkącie Berlin-Paryż-Bruksela. Ponad głowami Włochów, ponad zasadami i prawem UE, ponad regułami demokracji. Zwycięskie w wyborach Liga oraz Ruch Pięciu Gwiazd wyłoniły kandydata na premiera Giuseppe Conte, lecz on chciał, by ministrem gospodarki i finansów był Paolo Savona. Żaden nowicjusz, lecz minister w rządzie Carlo Azeglio Ciampiego (1993-1994) oraz bardzo ważny członek gabinetu Silvia Berlusconiego (2005-2006). Prezydent Sergio Matterella zablokował Savonę. Conte zrezygnował, a nowym kandydatem na premiera, wyciągniętym wprost z kapelusza, okazał się Carlo Cottarelli, były pracownik MFW. Cottarelli się nadaje, gdyż akceptuje go nie tylko MFW, ale też Berlin, Paryż i Bruksela. No i kompletnie „zglanował” on program Ligi oraz Ruchu Pięciu Gwiazd, które wygrały wybory. Cottarelli nie wygrał niczego.
Przypadek Włoch jest o tyle ważny, że rzuca nowe światło na wojnę Komisji Europejskiej oraz Berlina i Paryża z polskim rządem i polskimi reformami w sferze sprawiedliwości. Jeśli można złamać wszelkie reguły wobec Włoch, to tym bardziej można wobec Polski. U nas nie można wprawdzie tak nacisnąć na prezydenta Andrzeja Dudę, żeby spełnił wolę Merkel, Macrona i Junckera, ale można Polskę nękać procedurą uruchomienia artykułu siódmego traktatu europejskiego, grozić wykluczeniem z głosowań oraz straszyć sankcjami ekonomicznymi, czyli wielkimi cięciami w unijnych środkach dla Polski. W kontekście Włoch zapalczywość Komisji Europejskiej i Fransa Timmermansa wobec Polski staje się zrozumiała. Nikomu nie może ujść na sucho wybijanie się na suwerenność. Przecież we Włoszech zwycięzcy wyborów rozważają wyjście ze strefy euro, odmowę spłacania długu wobec EBC i prowadzenie o wiele bardziej suwerennej polityki niż w Berlinie i Paryżu mogą tolerować. A skoro tak, Włochy muszą być ukarane. Podobnie jak Polska. Z tej perspektywy trzeba patrzeć na negocjacje Polski z Komisją Europejską w sprawie praworządności, Wygląda przecież na to, że nie są to żadne negocjacje, tylko naciskanie na bezwarunkową kapitulację. A opowieści o dobrej atmosferze to tylko zasłona dymna.
Czy przypadki Włoch i Polski coś przypominają? Oczywiście. Gdy 30 grudnia 1922 r. powstał ZSRS formalnie był federacją państw narodowych w postaci związkowych republik. A przywódcy tych republik związkowych mieli być rotacyjnie szefami całego ZSRS. Kolejkę otwierał premier republiki rosyjskiej Włodzimierz Lenin. Nawet ustrój ZSRS był w latach 20. XX wieku rodzajem kompromisu miedzy tym, co prywatne i państwowe (Nowa Ekonomiczna Polityka), między tym, co narodowe i wspólnotowe. To w założeniach, a w praktyce w kolejnych latach było już tylko gorzej, czyli coraz bardziej państwowo i coraz mniej narodowo. A w końcu objawił się polityczny bolszewizm w pełnej krasie, czyli likwidacja jakiejkolwiek autonomii narodowej, nawet pozorów suwerenności republik związkowych, o wolnym rynku i wolnościach oraz prawach obywatelskich nawet nie wspominając. Nowy bolszewizm objawił się teraz w Brukseli, wspomagany przez Berlin i Paryż.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/396370-przyklad-polski-i-wloch-pokazuje-ze-ue-ewoluuje-tak-jak-zsrs-pod-koniec-lat-20-xx-wieku
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.