Przyznam się bez bicia: nigdy nie byłem patriotą PiS ani nawet dobrej zmiany. Patriotą mogę być tylko mojej ojczyzny, a partie i propagandowe nowomowy traktuję jedynie jako narzędzia służące, bądź nie, interesom Polski.
Logika prosta, jednak dla niektórych zbyt prostolinijna. Oni jednak wolą pokręcić, poudawać i stwarzać pozory, bo na tym najlepiej się wychodzi. Oni zatem już tak szczelnie poprzyklejali się do burt nowej władzy, że nuże łajać, rozliczać tych, którzy o nich zbyt wiele wiedzą i na dodatek potrafią to publicznie wygarnąć. Przyglądam się przygotowaniom do kampanii wyborczej w Krakowie. Oto miejscowe nieudaczne baro(a) niątka PiS już się skrzykują, aby popsuć kampanię swojej koleżance – Małgorzacie Wassermann. Tak, dobrze słyszycie: chcą psuć. Dlaczego?! Ależ to przecież proste jak partyjna tabliczka mnożenia. Jeśliby pani Wassermann wygrała wybory z komuchem Majchrowskim, to przecież właśnie ona, a nie dotychczasowe baroniątka, stanie się naturalnym liderem niepodległościowców pod Wawelem. Z Majchrowskim można było kuglować swoje małe interesiki, z panią Małgorzatą może to być niemożliwe.
Im Majchrowski przeszkadza w stopniu najmniejszym – utrzymuje status quo, a więc jest cennym elementem systemu, w którym ludzie bez zdolności i dokonań mogą odgrywać ważne role. Na ironię zakrawa to, że w Krakowie takie właśnie uformowało się kierownictwo rządzącej partii. Oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, że tylko szczęśliwe zrządzenie losu sprawiło, iż dorwali pozycje, jakie teraz okupują. Są trutniami bez większego znaczenia.
Strategia trutnia może być tylko jedna: na zewnątrz udaje, że bez niego nic się nie powiedzie, że tylko on potrafi rozwiązać problemy, a wewnątrz knuje, obrabia tyłek każdemu mądrzejszemu od siebie. Nie cofnie się przed żadną małością ani zdradą. Małgorzata Wassermann stanęła więc w Krakowie do boju z dwiema napasionymi i zdemoralizowanymi kamarylami. Z kliką komucha Majchrowskiego, od której ex definitione nie może oczekiwać niczego dobrego, i z własną partią, którą w Krakowie reprezentują wyjątkowo mętne typki, na dodatek noszące o kilka numerów za duże kapelusze. Walczyć twarzą w twarzą to szlachetne, jak jednak postąpić wobec „miękkosztyletników”, którzy już się szykują, aby dźgać w plecy? To zadanie, które ma tylko jedno sprawiedliwe rozwiązanie: należy wygrać wbrew wszystkim. Pani Wassermann, czeka panią tytaniczna praca i wytężona czujność. Mniemam, że po ciężko osiągniętym sukcesie będzie pani wiedziała, co zrobić z wianuszkiem nieszczerych trutni, którzy będą usiłowali natychmiast panią obleźć.
Felieton Witolda Gadowskiego ukazał się w 21 numerze tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/396036-malgorzata-i-trutnie-miejscowe-nieudaczne-baroniatka-pis-juz-sie-skrzykuja-aby-popsuc-kampanie-wassermann