Warszawski korespondent bawarskiej lewicowej gazety „Süddeutsche Zeitung” Florian Hassel jest oburzony i wstrząśnięty, bo jak napisał: „Rząd w Warszawie chce ukrócić satyrę”.
Czym dla Hassela jest satyra? Ano pluciem na Polskę, na patriotyzm, na katolicyzm. Co zamanifestował polski satyryk Antoni Szpak drwiąc z obchodów 26 rocznicy Radia Maryja słowami: „Jedynie w durnym, kołtuńskim kraju może dojść do takiej paranoi”, co zostało zgłoszone do prokuratury przez jednego z obywateli, zaś prokuratura zarzuciła Szpakowi znieważenie narodu polskiego.
Lecz korespondent Hassel z tego wydarzenia wysnuł daleko idące wnioski, z których wynika, że w Polsce nie można żartować z władzy, z PiS-u i z prezydenta. A w Niemczech można i jest to „humor i satyra” spod budki z niemieckim piwem. Pod warunkiem, że przedmiotem kpin są politycy rządzącej prawicy. I np. nazwać Lecha Kaczyńskiego, polskiego prezydenta kartoflem. To miał być żart, z którego całe Niemcy turlały się ze śmiechu.
Na emigracji politycznej w RFN, ja i mój mąż Maciej Rybiński pracowaliśmy w swoim zawodzie, korzystając z pomocy socjalnej tylko przez półtora roku, a z kraju wyjechaliśmy z paszportami w jedną stronę bo miałam zakaz wykonywania zawodu. Maciej również został bez pracy, a 13 grudnia 1981 został aresztowany i przymuszany do podpisania lojalki, na co się nie zgodził. I w ten sposób zostaliśmy bez środków do życia.
Z zawodowego obowiązku i ze zwykłej ciekawości śledziliśmy niemieckie media, chcąc nie chcąc zapoznając się z satyrą i niemieckim poczuciem humoru. I doszliśmy do wniosku, że z tym jest w Germanii gorzej niż źle.
Nie mogliśmy uwierzyć, że zachwyt telewidzów i śmiech po pachy wywoływał przez długie miesiące skecz poświęcony kupie, w którym aktor wychodzi na scenę z pytaniem „Wo ist main klopapier?”. Właśnie zrobił kupkę, a w jego domu zabrakło papieru klozetowego. Gdzie on jest? - śpiewał aktor, a publiczność ryczała ze śmiechu.
Jednak to były inne Niemcy , a kanclerzem przez 16 lat był katolik Helmut Kohl i w zachodnich Niemczech obowiązywała zasada poszanowania poglądów, religii i odmienności narodowej.
Owszem, zdarzało się okazywanie cudzoziemcom wyższości rasy niemieckiej, ale było to skrzętnie ukrywane i potępiane I nie do pomyślenia w mediach publicznych, takich jak ARD czy ZDF. W latach 90 - tych, kiedy zaczęła plenić się poprawność polityczna, biorąc górę nad przyzwoitością i kindersztubą, czar prysł. Niemcy zaczęli demonstrować swoją moralną i kulturową wyższość nad resztą świata.
Na łamach gazet po roku 1990 zamieszczane były artykuły, z których zapewne czerpał swoją „satyrę” ów Szpak. W lewicowym tygodniku „Der Spiegel” ukazał się artykuł, w którym autor apelował o zainstalowanie zapory z drutu kolczastego na granicy dawnej NRD z Polską. Z powodu najazdu dzikusów na zjednoczone Niemcy. Bardzo śmieszne?
Satyra tej klasy nie ominęła niemieckiego kościoła katolickiego. Przewodniczący episkopatu Niemiec kardynał Reinhard Marx zapewnił, że Kościół niemiecki nie jest filią Rzymu, a ostatnio opowiedział się za „błogosławieństwem par homoseksualnych” i zniesieniem celibatu. Na życzenie muzułmanów zdjął z szyi krzyż, a poza tym pochlebnie wypowiedział się o swoim imienniku, Karolu Marksie.
W ostatnich latach dzięki rozkwitowi ideologii lewactwa, teutońska satyra wkroczyło na salony telewizji publicznej, co kiedyś było nie do pomyślenia. Telewizja ZDF zaprezentowała kabaret z udziałem niejakiego Jana Böhermanna i z jego „utworem” znieważającym prezydenta Turcji Recepa Erdogana, słowami żywcem zaczerpniętymi z rynsztoka wykolejeńców umysłowych i moralnych. Do najłagodniejszych obelg należy stwierdzenie: „jego prącie cuchnie kebabem”. Reszta nie nadaje się do cytowania. Sąd zakazał rozpowszechniania najbardziej odrażających fragmentów owego wierszyka, symbolu niemieckiego poczucia humoru. Nazwanie Lecha Kaczyńskiego kartoflem przy tej „satyrze” jest po prostu niewinnym żartem wziętym z życia niemieckiego kołtuna, konsumenta „kartoffelsalat”
Nie wsadzą Szpaka do więzienia, najwyżej schowa się w swojej dziupli, którą nazywa kabaretem. Nie wsadzą też autora i reżysera „Klątwy” i podobnych spektakli, gdyż w Polsce jest wolność artystyczna. A ci „twórcy” przez duże TFU trafiają głównie do wielkomiejskich lemingów i hipsterów raczących się kawą latte na sojowy mleku. Są osobliwością, niczym, co zaprzątałoby uwagę narodu.
Korespondent Hassel może się oburzać do woli i jakby się nie wysilał, to nie ma wpływu na bieg wydarzeń w Polsce. Najwyżej na wysokość swego honorarium.
-
Polecamy nowy numer największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „Sieci”, w sprzedaży od 21 maja br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/395885-nie-ma-to-jak-niemieckie-poczucie-humoru
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.