Trudno było mi komentować protest niepełnosprawnych w Sejmie, albowiem nie mam wśród najbliższych w mojej rodzinie osób dotkniętych tą przypadłością. Nie wspominałem o tym na tym portalu, że wg danych Głównego Urzędu Statystycznego jedynie 10 procent ze wszystkich poszkodowanych kalectwem w kraju potrzebuje tzw. ryby a nie wędki, czyli słynnej już „żywej gotówki” 500 zł na osobę miesięcznie. Reszta jest w stanie podjąć pracę i zarabiać pieniądze jak syn liderki protestującej w parlamencie – pani Hartwich, choć przedtem twierdziła coś wręcz przeciwnego. Także nawet przy maksimum dobrej woli trudno by było uznać ten protest i żądania za reprezentatywny dla całego środowiska poszkodowanych. Jednak ostatnie wydarzenia przełamały tę barierę. Zresztą nie tylko u mnie. Równia pochyła spadku mojej sympatii dla koczujących od ponad miesiąca w centrum polskiego parlamentaryzmu opiekunów zaczęła się od występu dwóch liderek przed kamerami. Jedna z nich najpierw przestrzegała, żeby nie głosować więcej na Prawo i Sprawiedliwość, by chwile później się zreflektować i powtórzyć chórem za drugą: „to nie jest protest polityczny”. Parę dni później miała miejsce jarmarczna zabawa przed Sejmem na świeżym powietrzu, polegająca na wręczaniu jajek niepełnosprawnym i rzucaniem nimi w portrety rządzących. Happening w stylu posłanki Scheuring-Wielgus i na jej poziomie intelektualnym. Potem przyszedł Lech Wałęsa, który swoim zachowaniem skompromitował nie tylko siebie (to już norma), ale co gorsze przede wszystkim tych, co go zaprosili. Teraz już nikt nie miał wątpliwości, że protest ten jest nie tyle upolityczniony (tu zgadzam się z moim redakcyjnym kolegą red. Łukaszem Adamskim – polityczność to nic złego), ale upartyjniony w sposób totalny. Protestujący przestali się liczyć z miejscem, w którym przebywają oraz otoczeniem. Korytarz w parlamencie przypomina szpital polowy, na ścianach wiszą jakieś pocztówki, transparenty niewiele mające wspólnego z postulatami niepełnosprawnych. Wymierzone są na zwrócenie uwagi oczekiwanej delegacji przedstawicieli Paktu Północnoatlantyckiego, generalnie po to, żeby zaszkodzić Polsce. Ale co tam my jesteśmy najważniejsi, a nasze żądania święte. Dziś znowu doszło do skandalu. Protestujący chcieli wywiesić na zewnątrz gmach Sejmu banner w języku angielskim co w tłumaczeniu na polski brzmiało „polskie niepełnosprawne dzieci błagają o godne życie”, by „przywitać” jutro 260 parlamentarzystów z 29 państw NATO. Nie obeszło się bez przepychanek ze Strażą Marszałkowską. W pewnym momencie Iwona Hartwich zdecydowanym tonem zwróciła się do pracowników Kancelarii Sejmu słowami: „Proszę wyjść stąd! Tu jest nasza kuchnia!”. Jak tylko wybuchła awantura o transparent, rzecz jasna wyskoczyła jak filip z konopii posłanka Joanna Scheuring-Wielgus, która zaczęła krążyć wśród kotłujących się niczym głodna padliny hiena. Wszystko oczywiście odbywało się w świetle kamer TVN, bo jak ustawka, to ustawka. Moja cierpliwość już się wyczerpała. Mam dość robienia sobie kpin z polskiego parlamentu nawet przez niepełnosprawnych, a bardziej przez ich opiekunów. Nawiasem mówiąc gdzie jest opieka społeczna, która pozwala na dręczenie w ciężkich warunkach tych biednych ludzi przez ich opiekunów w imię egoizmu, by osiągnąć politykierskie cele i tani poklask medialny u swojego elektoratu? Do tej pory byłem zwolennikiem pozostawienia ich w spokoju do wakacji, by sami rozeszli się do domów. Jednak miarka się przebrała. Czas zastosować rozwiązanie par force i wyprowadzić ten cyrk z Sejmu. Bez względu na cenę, choć ta nie wydaje się wcale wysoka. Mnie osobiście najbardziej szkoda jest tych, którzy nie mogą się stamtąd ruszyć o swoich siłach, bo ci którym ich powierzono, zaczęli traktować ich jak transparenty, a nie jak ludzi wymagających opieki. Większość ma już także tego dosyć i nie może na to patrzeć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/395821-zywe-tarcze-poslanki-joanny-scheuring-wielgus