Szkalują przeszłość Polski, rzucają oszczerstwa na teraźniejszość naszego kraju. Robią to cynicznie, bez skrupułów, prawdopodobnie zdając sobie dobrze sprawę, jakich zafałszowań i kłamstw używają, żeby przekazać obraz, na jakim im zależy. Zrealizować z góry założony cel. Wyznaczony im przez kogoś? Raczej tak. Nie należą do ludzi ograniczonych intelektualnie. Żadne uprzedzenia, nawet gdyby takie posiadali, nie pozwalałyby na tak perfidne kłamstwa, gdyby nie dążenie do wykreowania politycznego paszkwilu, zgodnego ze zleceniem.
Anette Dittert, dziennikarka niemieckiej telewizji publicznej ARD, była korespondentka w Polsce, zrobiła wstrętnie zmanipulowany, ohydny obraz szkalujący Polskę. Jest on tak kłamliwy, że gdyby za fałszowanie przedstawianej rzeczywistości dziennikarze byliby sądownie karani, pani Anette Dittert powinna dostać rok ciężkich robót na polach kukurydzy na Ukrainie, plantacjach kawy na Kubie, czy przy zbieraniu innych owoców z uprawianej ziemi. Zaś po pracy, zamykana w małej sali kinowej i w obecności strażniczki oglądać by musiała swój ostatni reportaż o Polsce „Dokąd dryfuje Polska?” opowiadający o „dzielnej walce Róży Thun o demokrację i praworządność”. Zadaniem strażniczki byłoby pilnowanie Anette Dittert, żeby w trakcie projekcji nie zasypiała, nie zamykała oczu. Za każde takie wykroczenie musiałaby oglądać dodatkowo 5 minut własnego reportażu.
Nie uwierzę, że niemiecka dziennikarka jest tak ograniczona umysłowo, żeby nie zdawała sobie sprawy, jak dalekie od prawdy rzeczy opowiada w swoim w materiale:- Polska w listopadzie 2017 r. Prawicowo-narodowe media wezwały do marszu i 50 tysięcy ludzi odpowiedziało na ich apel. Ich okrzyk bojowy: Wyjść z Unii Europejskiej! (…) UE jako wróg i przeciwnik”.
Ani słowa o tym, że to doroczne Święto Narodowe Polaków i marsze odbywają się od kilku lat. Nikt w Polsce nie neguje, że głównym organizatorem jest młodzież skupiona w prawicowo- narodowych ugrupowaniach. Nikt też nie przeczy, że podczas marszu pojawiły się nacjonalistyczne grupki z transparentami w rodzaju „Polska dla Polaków”, ale wszyscy wiedzą, że wśród 70 tysięcznego tłumu, takich nieodpowiedzialnych fanatyków było w sumie może kilkuset. Rozrzuconych w różnych miejscach wielkiego tłumu,przypominającego z lotu ptaka olbrzymiego węża. Praktycznie ekstremiści przytłoczeni byli mrowiem ludzi, którzy brali udział w święcie radości i triumfu.
Widząc, jakiej dopuściła się manipulacji w przypadku marszu, czy można wierzyć w w prawdziwość kolejnych fragmentów reportażu? Kiedy zimą 2017 r. znowu zagościłam nad Wisłą – mówi w programie Dittert - w porównaniu do czasu entuzjazmu, jaki panował tu po przyjęciu Polski do UE „wszystko się zmieniło”.
Kto w 2017 roku znał niemiecką dziennikarkę? Kto wiedział, co robi? Tymczasem bez skrupułów Anette Dittert w reportażu oskarża: ”Otrzymywałam pogróżki (Od kogo?! Od kogo?!). Nazywano mnie zdrajczynią i brukselską k..wą, nazistką i producentką antypolskich filmów propagandowych. Porównano mnie nawet do Leni Riefenstahl. (Kto?!Kto?!) I to tylko dlatego, że w ramach reportażu spotkałam się z Różą Thun”. I na tym samym oddechu serwuje kolejne kłamstwo: - „Róża Thun dziś jest jedną z nielicznych osób, które jeszcze otwarcie krytykują rząd Kaczyńskiego”.
Najpierw kreuje Różę Thun na niezłomną, nieustraszoną bojowniczkę z nienawistnym rządem. Tymczasem – sugeruje - niemal wszyscy pozostali Polacy są sterroryzowani przez Kaczyńskiego. W obawie przed represjami, jakie mogą ich spotkać, nie mają odwagi jak Róża krytykować lidera rządzącej partii. Czy ta dziennikarka aż taka jest ślepa i głucha? Nie wierzę.
Zakładam, że wykonuje robotę na zlecenie jakichś służb. Kwestia tylko dla jakich?
-
Polecamy nowy numer największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „Sieci”, w sprzedaży od 21 maja br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/395688-na-czyje-zlecenie-pracuje-ta-dziennikarka-niemieckiej-ard