Bez większego echa przemknęła wypowiedź wicepremiera Jarosława Gowina, który kilka dni temu stwierdził w wywiadzie telewizyjnym, że „temat ustawy reprywatyzacyjnej musimy na razie odłożyć na przyszłość”.
Jeszcze samo to zdanie wicepremiera w jakimś zakresie zostało odnotowane. Podobnie jak jego (skądinąd słuszne) uzasadnienie (reprywatyzację trzeba zawiesić na kołku, bo zaczęłaby się presja spadkobierców, nie posiadających obywatelstwa polskiego, i „w dodatku nie ulega wątpliwości, że wtedy zaczęłaby się bardzo silna presja organizacji żydowskich na to, żeby przekazać część tego dawnego mienia bezspadkowego, tzn. bez spadkobierców, na rzecz tych organizacji. A na to nie ma i nie będzie zgody”).
Ale już niemal nikt nie zwrócił uwagi na znacznie ważniejsze zdanie, wypowiedziane przez Gowina:
Jesteśmy państwem prawa, obowiązują tutaj wyroki sądowe. Każdy, kto uważa, że jest prawowitym spadkobiercą niesprawiedliwie, bezprawnie skonfiskowanego przez komunistów mienia, może się o odzyskanie tego majątku ubiegać. Wielu się ubiega.
Wicepremier złagodził to zdanie zastrzeżeniem, że dotychczas „niestety wyroki sądów, mówiąc delikatnie, dalekie były od doskonałości”, a „kompromitujące dla sądownictwa” orzecznictwo reprywatyzacyjne jest jednym z dowodów na potwierdzenie tezy, iż „wymiar sprawiedliwości wymagał głębokiej reformy”. Ale i tak z tego wszystkiego wynikają wnioski ponure i niebezpieczne.
Nie jestem zwolennikiem tezy, jakoby projekt ustawy reprywatyzacyjnej, przygotowany jesienią, był wzorem doskonałości. Wątpliwości mogło wzbudzać w nim zwłaszcza rozwiązanie, wykluczające z grona mogących ubiegać się o odszkodowanie spadkobierców, nie mających obywatelstwa polskiego. Narażało to potencjalnie nasz kraj na międzynarodowy konflikt i przegraną we wszelkich międzynarodowych trybunałach. Przypomniałbym, że z tego dokładnie powodu przygotowaną za rządów AWS ustawę zawetował prezydent Aleksander Kwaśniewski. Nie wiem, może był to dla niego tylko pretekst (uważano wtedy, iż reprywatyzacja mogła zaszkodzić części różnego rodzaju biznesowych deali, prowadzonych przez środowiska bliskie prezydentowi), ale nawet jeśli tak, to taki trudny do zlekceważenia.
Ale nie zmienia to tego, że brak ustawy reprywatyzacyjnej oznacza kontynuację stanu obecnego. Bo kiedy okazało się, że z różnych względów propozycji Jakiego nie można przeforsować, pojawiły pogłoski o jakiejś ustawie, czasowo, do momentu przyjęcia rozwiązania zasadniczego i pemanentnego, wstrzymującej działania reprywatyzacyjne, ale jakoś te pogłoski ucichły. Czyli? Czyli, mówiąc krótko, będzie jak było. Spadkobiercy i „spadkobiercy” będą szli do sądów, a te zgodnie z istniejącym prawem będą orzekać zwrot mienia. Co najwyżej – bo klimat się zmienił – nieco bardziej uważając na najbezczelniejsze sztuczki, nie przyjmując np.biernie do wiadomości istnienia 110-letnich „poszkodowanych”. Ale co do zasady – tak samo.
Czyli nie tylko trzeba pożegnać się z, ważnymi dla niektórych, nadziejami na zasadniczą zmianę filozofii, na przełamanie dyktatu „świętej własności prywatnej”. Więcej – kontynuowany będzie, w majestacie prawa, proceder oddawania kamienic z lokatorami. Będzie – bo bez zmian w prawie zdaje się musi być. A nowi właściciele, niezależnie od tego czy będący prawdziwymi, czy fałszywymi spadkobiercami, bo to na moralność średnio wpływa, będą postępować z lokatorami mniej więcej tak, jak dotąd. No, może nikt nie będzie zamordowany, bo jednak, jak powiedziałem, klimat nieco się zmienił. Może trochę będą uważać na formy. Ale zasadniczo będzie, jak było, choć nieco łagodniej. Będą więc wykurzać ludzi, normalnych ludzi, nie żadną tam „patologię”, tylko zwykłe rodziny, z mieszkań zajmowanych przez nie od pokoleń. Różnymi metodami. A wicepremier Gowin słowami: „jesteśmy państwem prawa, obowiązują tutaj wyroki sądowe. Każdy, kto uważa, że jest prawowitym spadkobiercą niesprawiedliwie, bezprawnie skonfiskowanego przez komunistów mienia, może się o odzyskanie tego majątku ubiegać. Wielu się ubiega” niejako żyruje ten rozwój sytuacji.
Jestem przekonany, że idea pozostawienia sprawy reprywatyzacji swojemu biegowi jest niezwykle szkodliwa. I, realizowana, będzie miała polityczne znaczenie. Może spodobać się wyznawcom gospodarczego liberalizmu i świętej własności prywatnej, ale ci w zdecydowanej większości są przeciw PiS; do wyborów i tak pójdą, i i tak zagłosują na przeciwników formacji rządzącej. Natomiast musi to spowodować rozczarowanie pewnej grupy społecznej, dotąd wiążącej nadzieje z PiS-em. A gorycz jest czynnikiem silnie motywującym.
I szerzej, wychodząc już poza grupy bezpośrednio zainteresowane reprywatyzacją substancji miejskiej - musi to również zintensyfikować, już obecnie wywierający destrukcyjny wpływ, efekt odarcia rządzącej partii z nimbu formacji skutecznej. Ten nimb do niedawna jej służył. Obecnie zabuksował. To naprawdę nie wróży nic dobrego.
Między innymi dlatego jestem przekonany, że politycznie i społecznie ustawa reprywatyzacyjna jest niezbędna. Musi ona, jak napisałem wyżej, obejmować również nie obywateli – to nie zlikwiduje krytyk, ale bardzo ograniczy ich siłę, bo najważniejsze jest, aby nikt nie mógł powiedzieć, że uprawniony do odszkodowania Żyd otrzymuje mniej niż posiadający analogiczne uprawnienia Polak. Poza tym zapisy mogą być bardzo niekorzystne dla spadkobierców, niech to będzie nawet, powiedzmy, jedynie 10 procent wartości, płatne w obligacjach Skarbu Państwa, i to wykupywanych nie jednorazowo, tylko w ratach – przez wiele lat. Kontrowersje będą, będzie zagraniczny napór. Ale znacznie mniejszy niż w wypadku odsunięcia zagranicznych spadkobierców – równość jest tu czymś kluczowym.
Jeśli PiS-u nie będzie stać na rozwiązanie tego problemu, horyzont może zacząć szybko się chmurzyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/395488-reprywatyzacja-ma-byc-tak-jak-bylo-to-zaniechanie-moze-byc-bardzo-destrukcyjne
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.