10 maja Sejm przyjął ustawę o obniżce pensji parlamentarzystów o 20%. Jak wynika z badania wykonanego na zamówienie OKO.press, pomysł Jarosława Kaczyńskiego cieszy się dużym poparciem Polaków. Za jest 76% zwolenników Prawa i Sprawiedliwości i aż 88% wyborców Kukiz 15, przeciw - 52% entuzjastów PO i tyleż samo elektoratu PSL.
Chciałabym jednak odejść na chwilę od taktyki i porozmawiać o strategii. Po wielu latach wywołany został upchnięty w kąt temat „wynagradzanie władzy” za pracę, jaką wykonuje na rzecz państwa i społeczeństwa. I przypomniano sobie znane hasło cywilizowanej Europy –„do polityki nie idzie się dla pieniędzy”. Bo przez 45 lat komuny i niemal 30 lat Trzeciej RP żył i miał się świetnie inny slogan, że po to się właśnie do polityki idzie. A więc dobrze się stało, że to zapomniane hasło zostało teraz otrzepane z kurzu i znów pojawiło się w debacie publicznej.
Warto rozejrzeć się przy okazji jak z tym problemem radzi sobie Europa, np. jak wygląda temat „wynagrodzenia posłów i ministrów” w Wielkiej Brytanii? Może są tam jakieś gotowe wzorce, po które można sięgnąć? A więc członkowie Izby Lordów w ogóle nie otrzymują pensji. Dostają jedynie 300 funtów diety za uczestnictwo w każdym dniu obrad plus darmowy transport i system zniżek – co nie jest jakąś bonanzą, ale powszechnie zakłada się, że są to ludzie majętni. Natomiast poseł do Izby Gmin dostaje 76.102 tys. rocznie pensji zasadniczej – co stanowi dwukrotność średniej pensji londyńczyka i trzykrotność mieszkańca prowincji. To niezbyt wiele, lecz są dodatki, i jest ich sporo. Fundusz na biuro poselskie w jego okręgu wyborczym, i wtedy zwykle mieszka on w swoim domu. Ale w takim przypadku otrzymuje dodatek na wynajem mieszkania w Londynie, zaś deputowani – londyńczycy inkasują za wynajem biura poselskiego w ich constituancies, a zamieszkują w domu. Plus darmowy transport, delegacje w kraju i za granicą, duże zniżki na korzystanie z 9 restauracji na terenie parlamentu, jedynie na stamps and postage czyli korespondencję poseł otrzymuje 9 tys. funtów czyli 45 tys. złotych rocznie. A więc, choć podstawowe uposażenie brytyjskiego posła nie jest wysokie, w sumie dysponuje on sporymi pieniędzmi – m.in. bardzo kosztowny wynajem mieszkania czy biura, przypominam, że nieruchomości na Wyspach należą do najdroższych w Europie.
Lecz istnieje kilka punktów kontrolnych, gdzie bada się „MPs’ spendings”, czyli wydatki poselskie, każdy rachunek i fakturę. Ze przypomnę wielką aferę korupcyjną na 39 posłów, konserwatystów, laburzystów i liberalnych demokratów, która w 2009 roku zatrzęsła posadami Westminsteru. Pomysłowość deputowanych – naciągaczy była wielka. Biuro poselskie kilka minut od domu delikwenta, zamieszkanie tam i wynajęcie własnego domu, poprzez miłosne gniazdko i osadzenie tam boyfrienda, oranżerię w biurze poselskim za 40 tys. funtów, aż do znanego przykładu domku dla kaczek w prywatnej rezydencji za 11 tys. Wszyscy ci ludzie wyborców przeprosili, zdefraudowane pieniądze oddali, zostali poddani właściwym procedurom – trzech odbyło 1.5-roczne kary więzienia – i na jakiś czas zniknęli z Izby Gmin. A dookoła - koledzy partyjni, społeczeństwo, media - słychać było lamenty: „musimy zrobić wszystko, żeby przywrócić zaufanie wyborców”, „elektorat czeka na nasze wyjaśnienia”, bicie się w piersi i mocne postanowienie poprawy. Wypowiedziała się nawet Elżbieta II, która w liście do ówczesnego premiera Browna napisała: ”Nie można tolerować niemoralnych, jeśli nie przestępczych zachowań parlamentarzystów”.
U nas w kwestii nagród szczęśliwie nie doszło do przestępstwa, jedynie do niezręczności, i dobry to znak, jeśli partia rządząca zdaje sobie sprawę z drażliwości tematu „politycy i ich wynagrodzenie”. Sumując, gdyby Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się na model – pozostawić wynagrodzenia na obecnej wysokości, a wszystkie dodatki złożyć w ręce posłów, trzeba byłoby zapewnić gęsty filtr kontroli, oraz - w razie działań korupcyjnych – absolutną nieuchronność kary.
Nieco inaczej niż w przypadku deputowanych wygląda w Wielkiej Brytanii sytuacja premiera i ministrów. Otrzymują oni uposażenie posła plus znane od dziesięcioleci, a jedynie rokrocznie waloryzowane wysokością stopy inflacji, dodatki. W różnych, wynikających z ustawy, wysokościach. Premier otrzymuje dodatek w wysokości 76.102 tys. funtów rocznie czyli podwójne uposażenie posła, a ministrowie ściśle określone paragrafem części tej kwoty. Prócz ministrów dodatki otrzymuje Mr Speaker, czyli marszałek Izby Gmin oraz partyjni whipowie, odpowiedzialni za etykę oraz dyscyplinę partyjną. Dodatkowa praca, extra money, co wydaje się logiczne. Zadnych „nagród”, żadnego rekompensowania ministrom niskich pensji. Bo po pierwsze wyznaczanie sobie nagród jest z natury niezręczne, a po drugie, znajdujemy się już w szarej strefie indywidualnych ocen i nikt nigdy nie wie, na jakich opierają się one kryteriach.
Ten brytyjski schemat wydaje się prosty i klarowny, a dodatkowym atutem jest, że został zapisany ustawą, a więc przyjęty w sposób demokratyczny. Zadnego pola do domysłów i krytyki dla totalnej opozycji. A więc mój apel do Nowogrodzkiej, Alei Ujazdowskich i Wiejskiej – im struktura płac polityków klarowniejsza, a najlepiej przypieczętowana ustawą, tym mniej okazji do „zejścia z drogi cnoty”, krytyki przez społeczeństwo oraz opozycję. No i – żadnych „nagród”! A teraz najpierw decyzja co do wyboru modelu płac. Jeśli uposażenie deputowanego jest niewysokie, zwłaszcza po obcięciu go o 20%, i Prawo i Sprawiedliwość zdecyduje się oddać dodatki na biuro wyborcze czy mieszkania dla posłów z terenu w ręce zainteresowanych, należałoby także popracować nad gęstością i skutecznością pracy punktów kontrolnych.
Poważne zajęcie się kompleksem spraw, politycy – ich uposażenie - reakcje społeczne, jest niezbędne. Polska wciąż, za sprawą opozycji totalnej i przyjaznych jej mediów, znajduje się w sferze rozchwianych wartości. Niewiele ustaw budujących czy też chroniących demokrację przed chaosem zostało przez tych 30 lat przeprowadzonych, i trzeba się będzie za to zabrać. A jeśli mówimy o moralnym aspekcie uposażeń poselskich i o służebnym charakterze ich pracy, nie można nie wspomnieć o tzw. ministerial code. Dojrzałe demokracje wypracowały sobie nie tylko skuteczne sposoby sprawowania władzy, jej obrony, ale także „kod posła” czy „kod ministra”. To bardzo pomaga w sytuacjach gorących, kiedy skompromitowany poseł, jak dziś Stanisław Gawłowski, idzie w zaparte - wtedy można się odwołać do prawa, uchwalonego przez parlament, i sprawa staje się jasna. „Kod posła mówi nie”, i koniec zabawy. Prawo i Sprawiedliwość już wie, jak eliminować tych, którzy sprzeniewierzyli się prawu czy dobrym obyczajom. Adam Hoffman, dobry skądinąd poseł Zbigniew Girzyński, senator Kogut, teraz wezwanie do oddania nagród na znakomicie wybraną, bo mającą niskie koszty administracyjne, fundację Caritas Polska. Ale dobrze byłoby przy tej okazji popracować nad paroma ustawami towarzyszącymi, w tym „kodem ministra”, posła, by móc odwołać się do niego w bardziej kontrowersyjnych przypadkach.
Mnie, korespondentkę w Londynie, która od ponad 20 lat pisuje o demokracji, jak przekłada się ona na konkretne sytuacje życia publicznego, o sprzężeniu „przekaz etyczny partii rządzącej, a zdrowie moralne społeczeństwa” czy „konieczność pozbywania się jednostek skompromitowanych, aby nie zanieczyszczać systemu”, bardzo ucieszyła decyzja Jarosława Kaczyńskiego o oddaniu nagród przez ministrów. Teraz szybko należy się zastanowić nad całym systemem opłacania członków parlamentu oraz rządu, uruchomic lub reanimować punkty kontrolne. Dopiero po ukończeniu tych prac, można będzie odtrąbić wykonanie zadania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394793-zamiast-lamentow-kilka-propozycji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.