Czy niepełnosprawni są już tylko postaciami ze spektaklu, którymi gra się bez cienia żenady i z coraz większym okrucieństwem?
Każdy ma prawo manifestować w Polsce, co chce i jak chce. Byleby było to zgodne z prawem. Za rządów Prawa i Sprawiedliwości te manifestacje coraz częściej mają formę spektakli, nawet jeśli są monodramami. Przy tym są tak pomyślane, żeby miały wariantowe fabuły i różne zakończenia. A wszystko to zostało podporządkowane prawom telewizyjnych transmisji i medialnych narracji. Najnowsze przykłady to próby wejścia do Sejmu założycielki Polskiej Akcji Humanitarnej Janiny Ochojskiej i Wandy Traczyk-Stawskiej, żołnierza Armii Krajowej, walczącej w Powstaniu Warszawskim. Obie panie mówiły, że chciały wejść do Sejmu, żeby zademonstrować solidarność z protestującymi tam niepełnosprawnymi i ich matkami oraz podtrzymać ich opór. Zarówno wtedy, gdyby weszły do Sejmu, jak i wówczas, gdyby do środka się nie dostały spektakl nic na tym nie traci. A odmowa nawet stwarza większe możliwości dramaturgiczne i umożliwia napisanie ciekawszych zakończeń.
Nie podważam dobrych i szlachetnych intencji Wandy Traczyk-Stawskiej i Janiny Ochojskiej. Ale przecież niezależnie od tego, czy byłyby one na sejmowym korytarzu razem z protestującymi czy nie, oni doskonale wiedzieliby o ich poparciu i solidarności. Tym bardziej że niektórzy z protestujących znaleźli się na zewnątrz i byli świadkami wystąpień pań Traczyk-Stawskiej i Ochojskiej, opowiadających zarówno o swoich intencjach, jak i komentujących odmowę wydania im przepustek. W efekcie nie tylko wśród protestujących, ale i wśród osób interesujących się protestem nie ma chyba nikogo, kto nie wiedziałaby, iż Janina Ochojska i Wanda Traczyk-Stawska popierają protestujących, domagają się zrealizowania ich postulatów i umacniają w oporze. To samo zresztą te dwie grupy osób wiedziałyby bez przychodzenia obu pań pod Sejm, bo ich stanowisko i tak zostałoby upowszechnione przez tradycyjne media i internet. Tym bardziej że Wanda Traczyk-Stawska mówiła o tym podczas Marszu Wolności opozycji 12 maja 2018 r. I tym bardziej że protestujący dysponują wszelkimi środkami technicznymi, aby być na bieżąco we wszystkim, co dla nich ważne.
Skoro nie ma problemu poinformowania protestujących o poparciu dla nich i nie ma problemu odczuwania przez nich solidarności ze strony Wandy Traczyk-Stawskiej i Janiny Ochojskiej, to o co chodzi? Ano chodzi o spektakl. Nawet jeśli obie panie są jego mimowolnymi uczestniczkami. A spektakl jest lepszy wtedy, gdy bohaterki nie wchodzą do Sejmu. Wystarczy, że dotrą na Wiejską. A wtedy były minister kultury Bogdan Zdrojewski może zabłysnąć porównaniem Sejmu z oblężonym w 1995 r. Sarajewem – na korzyść Sarajewa, Aleksander Hall, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, może mówić o robieniu z Sejmu twierdzy, żeby pozbawić nadziei matki niepełnosprawnych, zaś Waldemar Kuczyński, także minister u Mazowieckiego, może twórczo rozwijać myśl Wandy Traczyk-Stawskiej, iż bramki przy wejściu do Sejmu „przypominają okupację”, kiedy „nie można było przejść, bo stale były jakieś bramki. Niemcy się w ten sposób przed nami odgradzali”. Ciekawe czy taka analogia przyszłaby im do głowy w związku z chyba najbardziej „ubramkowionym” parlamentem świata, czyli izraelskim Knesetem?
Niezależnie od intencji Wandy Traczyk-Stawskiej i Janiny Ochojskiej ich gesty zostały natychmiast obudowane narracjami niemal apokaliptycznymi, a z Sejmu zrobiono miejsce z horrorów Wesa Cravena. Władza została pokazana w konwencji oprawców z „Pianisty” Romana Polańskiego. Nic dziwnego, skoro kamery ukazały każdy szczegół udręczenia 91-letniej bohaterki wojennej oraz poruszającej się o kulach Janiny Ochojskiej. W wypadku szefowej PAH dodatkowo jeszcze mokła ona na deszczu, bo przecież nie można było użyć parasola, gdyż wtedy ujęcia z góry straciłyby całą dramaturgię. Nikt się nie zastanawiał, po co Wanda Traczyk-Stawska i Janina Ochojska przyszły pod Sejm, skoro nie było ich tam podczas protestu w 2014 r., w którym chodziło o to samo, a sytuacja tych samych niepełnosprawnych i ich rodzin była bez porównania gorsza niż obecnie. I dlaczego chciały wejść do środka, skoro mogły nagrać przesłanie do protestujących (chętnych do zrobienia takiego zapisu byłyby dziesiątki) albo połączyć się przez jakiś komunikator, co wszystkie media potem by transmitowały bądź relacjonowały?
Technicznie możliwe byłyby różne formy dotarcia do protestujących przez Wandę Traczyk-Stawską i Janinę Ochojską. Także w postaci połączenia wideo w czasie rzeczywistym. Nie o to jednak chodzi. Najważniejszy jest spektakl: z dręczonymi ofiarami, i to bardzo specjalnymi ofiarami, oraz z bezduszną, straszną władzą, której żadne nieszczęście i żaden dramat nie rusza. Nieważne, że ta władza zrobiła więcej dla niepełnosprawnych niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Takie rzeczy się źle sprzedają. Popyt jest na udrękę ofiar i okrucieństwo władzy, choćby były one wyssane z palca. Jest przecież prawda czasu i prawda ekranu – jak to ujął klasyk Stanisław Bareja. I prawda ekranu jest w tym wszystkim o wiele ważniejsza. Tylko się zastanawiam, czy w tym wszystkim jeszcze w ogóle chodzi o niepełnosprawnych. Czy nie są oni już tylko postaciami ze spektaklu, którymi się gra bez cienia żenady i z coraz większym okrucieństwem? Bo przecież przedstawienie musi trwać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394698-nie-chodzi-o-niepelnosprawnych-a-o-spektakl-przeciw-wladzy-szkoda-ze-z-udzialem-pan-traczyk-stawskiej-i-ochojskiej