Oprócz tego, że oceniamy sytuację społeczną jako pewien obraz ogólny, a każdy w jakimś stopniu przejmuje się edukacją, gospodarką, wojskiem, sprawami międzynarodowymi, to jednak bliższa koszula ciału. Dlatego mamy coś takiego jak „resortowy punkt widzenia”. To znaczy, że policjant zwraca baczną uwagę na to co robi Mariusz Błaszczak, ambasador na działania Jacka Czaputowicza, nauczyciel na informacje z MEN, a dyrektor teatru na poczynania Piotra Glińskiego. To oczywiste, że tak mamy.
No to ja patrzę przez pryzmat nauki i szkolnictwa wyższego. I sobie myślę, że jeżeli chciałbym jakiś resort położyć na łopatki, jakiś obszar społecznej aktywności doprowadzić do kryzysu czy ruiny, to niechybnie i bezzwłocznie posłałbym tam Jarosława Gowina. Gdyby komuś zależało na likwidacji wszystkich pingwinów, to należałoby powołać Ministerstwo Całkowitej Ochrony Pingwinów z tym wicepremierem na czele. W rok by pingwinów nie było. Gwarantowane.
Mamy dziś sytuację obłędną. Będzie ustawa 2.0 czy nie będzie? A jak będzie to Prezydent podpisze czy nie podpisze? A jeśli będzie i Andrzej Duda podpisze, to będą jeszcze uniwersytety czy tylko jakieś ośrodki technologiczne publikujące po angielsku? Będzie humanistyka czy włączy się ją do np. nauk o zdrowiu? Będzie dekomunizacja (już chyba w większości dla akademickich emerytów) czy nie będzie? Takiej niepewności i niestałości w tym obszarze nie pamiętam. A „robię w tym” już czwartą dekadę. Rzeczywistość akademicka stała się u nas całkowicie loteryjna, co nie przeszkadza szefowi resortu roić o dobijaniu do światowej czołówki, o prestiżu, o zatrzymywaniu młodych zdolnych i faktycznej centralizacji życia akademickiego. Jeśli stanowisko Naczelnego Uczonego RP dla Jarosława Gowina było jakimś frycowym za określone działania prawicy, to ta ofiara wydaje się naprawdę mocno przesadzona.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394454-kluczowe-nieporozumienie-jezeli-chcialbym-jakis-resort-polozyc-na-lopatki-to-poslalbym-tam-gowina