Wśród transparentów, postulatów i haseł, jakie pojawiły się przy protestujących w Sejmie rodzicach i opiekunach osób niepełnosprawnych jest również jedno ważne zdanie: „Jesteśmy apolityczni”. To hasło jest istotne dlatego, że to po prostu przepustka do odruchowego, instynktownego wsparcia, jakie niepełnosprawnym i ich bliskim udziela niemal każdy Polak zapytany o problem. Sprawa godnego życia osób niepełnosprawnych nie jest ani prawicowa, ani lewicowa, a postulat poprawy ich statusu to po prostu obowiązek sprawnego i silnego państwa.
Czy rządzący powinni wykazać więcej empatii? Zapewne tak, zwłaszcza biorąc pod uwagę tych z parlamentarzystów, którzy trzykrotnie szybciej mówili niż myśleli (o ile w ogóle przyszła refleksja). Czy powinni spełnić sto procent postulatów i żądań protestujących? Trudno ocenić, bo część z nich została zrealizowana szybko i sprawnie, w przypadku innych trwa przepychanka dotycząca finansów, struktury pomocy i źródeł finansowania. Rząd premiera Mateusza Morawieckiego po prostu padł ofiarą własnego sukcesu, a już na pewno opowieści o nim. To dość logiczny łańcuszek - skoro są pieniądze na wyprawki szkolne, 500+ i kilka innych projektów, to naturalnym jest, że po wsparcie zgłaszają się kolejne grupy. I to bezpośrednie, a nie systemowe.
Ale zostawmy na moment istotę sporu, a wróćmy do hasła „apolityczności” protestu. Niestety, ale z każdym kolejnym dniem tego klinczu pada coraz więcej wypowiedzi wpisujących protest w polityczny, partyjny kontekst. Wcześniej padły słowa o „karmie dla kota Kaczyńskiego”, były postulaty dymisji poszczególnych ministrów, a dziś na konferencji protestujących usłyszeliśmy apel, by nie głosować na polityków PiS w wyborach samorządowych.
Ja jeszcze mam apel do całego społeczeństwa; pamiętajcie, że zbliżają się wybory samorządowe. Zróbcie wszystko, by żadna osoba z PiS nie weszła do żadnego samorządu!
— rzuciła jedna z opiekunek.
Może to po prostu efekt emocji i frustracji, jakie narastają wśród pikietujących, ale trudno o gorszy moment na tego rodzaju deklaracje. Jeśli wracać będą polityczne, a nie „pomocowe” postulaty, to protest, który mamy w Sejmie będzie na najlepszej drodze, by zacząć budzić zamiast współczucia - irytację. I to nie tylko wśród polityków i sympatyków partii rządzącej. To zresztą - przy wszystkich oczywistych różnicach i innych proporcjach - scenariusz namiotowego miasteczka KOD przed KPRM, które najpierw budziło irytację (a nawet jakiś tam podziw), a kończyło (kończy?) jako groteskowy cyrk. Nie twierdzę, że to proste przełożenie - ale pewne mechanizmy mogą powtórzyć się i tutaj. Niestety, bo niepełnosprawni i ich opiekunowie zasługują na poważną dyskusję i realną pomoc, a nie utopienie sprawy w partyjnych przepychankach.
Przy każdym proteście (zwłaszcza tak emocjonalnym jak ten) pojawia się taki moment, w którym przekroczona zostaje bardzo cienka i delikatna linia, za którą pikieta powszednieje, a nawet zaczyna drażnić (mowa o szerokim odbiorze społecznym, nie rządzących). Co byśmy nie myśleli o postulatach opiekunów niepełnosprawnych, jesteśmy blisko tego momentu. Rząd spełnił bowiem pierwszy postulat, próbował by-passować drugie z żądań, a dziś usłyszeliśmy konkrety w sprawie „daniny solidarnościowej”, czyli dodatkowego podatku dla grupy najbogatszych w Polsce (zarabiających ponad milion złotych rocznie).
Możemy spierać się co do istoty propozycji, pytać, czy obciążenie najbardziej zamożnych jest krokiem w dobrym kierunku, żonglować liczbami, ale potraktowanie pikietujących przez rząd było próbą realnego pochylenia się nad problemem, a nie uznania go za niewiele warte wygłupy. Szkoda, że dynamika jest taka, że spycha cały ten protest w zupełnie inną stronę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394403-protestujacy-w-sejmie-stracili-dzis-sporo-odruchowego-wsparcia-deklaracje-partyjne-utopia-nawet-najsluszniejsze-postulaty