KE jest więźniem swoich zdecydowanie za daleko idących, pochopnych wniosków. To bardzo utrudnia porozumienie
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich.
wPolityce.pl: Panie ministrze, sądząc po reakcjach na dzisiejsze posiedzenie rady ds. ogólnych wydaje się, że w rozmowach z Komisją Europejską na temat procedury wróciliśmy do punktu wyjścia. Frans Timmermans mówi, że nie widzi na dziś możliwości wyjścia z tego klinczu, polska strona jest rozczarowana brakiem pozytywnych sygnałów ze strony KE. Te kilka miesięcy ocieplenia z Brukselą to już przeszłość?
Konrad Szymański: Aż tak źle nie jest, ale faktycznie mamy problem z utrzymaniem pewnej symetrii działań. Możemy wyjść z tego kryzysu tylko razem. Obie strony muszą wykonywać ruchy. My ze swej strony dokonaliśmy pewnych korekt. Po stronie KE widzimy zawahanie. Wszystkiemu przyglądają się państwa członkowskie, które być może będą zmuszone do konfrontacyjnego głosowania. Dokonane gesty po stronie polskiej w tej perspektywie wzmacniają nas w oczach państw.
Nie chcę być złym prorokiem, ale może po prostu stanowiska Warszawy i KE są na tyle odległe, że żadne pozytywne gesty ze strony Polski nie dadzą szansy na pozytywny finał? Skoro po tych kilku miesiącach nie możemy ustalić choćby wspólnych fundamentów, nakreślić jakiejś konkretnej, opartej o terminy „mapy drogowej” wyjścia z tego klinczu, to - przyzna Pan - że trudno być optymistą.
Nigdy nie obiecywalismy porozumienia za wszelką cenę. Deeskalacja tego sporu może się odbyć tylko przy poszanowaniu praw Polski do przeprowadzenia reform. Przekroczenie tej linii ustawi nas znowu w pozycji konfrontacji, czego Premier Morawiecki i Przewodniczący Juncker chcą uniknąć. KE jest więźniem swoich zdecydowanie za daleko idących, pochopnych wniosków. To bardzo utrudnia porozumienie.
A jak na to, co przedstawił przewodniczący Timmermans zareagowali przedstawiciele innych stolic?
Państwa przede wszystkim zachęcały do podtrzymania dialogu. Wiele z nich wyrażało blankietowe poparcie dla działań KE, ale bez odnoszenia się do argumentacji merytorycznej stron. Po tym posiedzeniu KE nie może być pewna, jak potoczyłoby się głosowanie i to jest dobra wiadomość dla Polski.
Dopytuję o reakcję innych krajów, ponieważ otwarte jest pytanie: co dalej? Jest Pan optymistą, że - tak jak wynikało to z przecieków - sprawa procedury z art. 7 zostanie wygaszona do końca czerwca? A może jednak trafi pod głosowanie na forum rady lub po prostu ten klincz po prostu przeciągnie się jeszcze na czas negocjacji wokół budżetu unijnego? Przyzna Pan, że byłby to scenariusz trudny dla Warszawy.
Każdy scenariusz był i jest możliwy. Konfrontacja będzie trudna dla wszystkich, także dla KE. Jej wynik jest w najlepszym razie nieprzewidywalny. Negocjacje budżetowe są i tak trudne. Mogą być jeszcze trudniejsze. Dla wszystkich.
Dzisiejsze spotkanie to również, a może przede wszystkim rozmowa o unijnym budżecie. Mówił Pan dziś na konferencji o tym, że niektóre kraje członkowskie mogą - zgodnie z projektem - stracić na polityce spójności czy rolnictwa nawet trzydzieści procent. Czy interesy Polaków są tutaj mocno zagrożone?
Polsce nie grożą takie cięcia. Chodzi o inne kraje. Uzyłem tego argumentu, by uzmysłowić państwom i KE, że statystyczne ukrywanie cięć nie pomoże. To będą najtrudniejsze negocjacje budżetowe w historii, ale polskie interesy są dobrze bronione. Mamy mocny mandat polityczny, szeroką koalicję w Radzie UE i poważne argumenty, by ich bronić.
Jak wygląda zrozumienie dla polskiego stanowiska ws. polityki spójności czy rolnictwa na forum Rady? Wielu przekonuje, że to dość oczywisty i stały spór w UE, który po prostu trzeba przeczekać i wynegocjować swoje. Z drugiej jednak strony propozycje cięć są wyraźne, a negocjacji nie ułatwiają pomysły na łączenie budżetu z oceną praworządności.
Mapa interesów wygląda podobnie, ale siła tych stanowisk jest wyraźniejsza. To utrudni porozumienie na czas. Dzis na polskie zaproszenie, 13 państw członkowskich reaktywowało grupe przyjaciół spójności. Razem zgodnie wystapiliśmy w debacie. Nie zgodzimy się na dyskryminacyjny budżet nawet gdybyśmy byli sami, a na to się nie zanosi.
Czy negocjacje ws. budżetu mogą przeciągnąć się nawet o dobry rok, półtora, dwa lata? Polska patrzy na taki scenariusz jako szansę (bo może być już nowy układ polityczny po eurowyborach), czy raczej jako zagrożenie, że budżetu nie uda się uchwalić i pozostaną nam prowizoria?
Prowizoria to niewygodne rozwiązanie, ale jego dokuczliwość będzie dotykac wszystkich. To ostateczność, której chcemy uniknąć, ale wszystko wskazuje na to, że negocjacje będą się przedłużały. Takie wrażenie można odnieść po dzisiejszej bardzo spolaryzowanej debacie.
Na koniec dopytam o ustalenia wPolityce.pl - jakie jest prawdopodobieństwo, że Polska użyje politycznego weta przy negocjacjach na temat budżetu?
Weto to ostateczność. Zrobimy wszystko, by uniknąć takich siłowych rozwiązań.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394274-nasz-wywiad-konrad-szymanski-o-kulisach-rozmow-w-brukseli-po-stronie-ke-widzimy-zawahanie-kazdy-scenariusz-byl-i-jest-mozliwy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.