Sobotni „Marsz Wolności” opozycji nie odbił się tym razem szerokim echem na świecie. Zaledwie mała garstka zagranicznych mediów zamieściła na sowich łamach krótkie notki informujące o przebiegu happeningu PO, KOD-u i Nowoczesnej. Uczyniły tak niemiecki „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, niemiecka rozgłośnia publiczna „Deutschlandfunk” czy portal francuskiej rozgłośni publicznej „France Info”.
Europejski portal „Politico” całkowicie zignorował sobotni marsz, i to mimo iż szef biura Politico w Warszawie Michał Broniatowski zasłynął m.in. tym, że w grudniu 2016 roku opracował instrukcję, co musi się stać, aby wywołać krwawy Majdan w Warszawie. Bądź jak bądź, zagraniczne media podają, że w marszu wzięło udział 50 tys, osób, jeśli wierzyć „bliskim PO władzom Warszawy”, a jeśli wierzyć policji o wiele mniej” - które domagały się „wolności, równości i demokracji”, trzymając w rękach konstytucję i kolorowe baloniki, oraz oskarżały rząd PiS o to, że usiłuje stworzyć „dyktaturę” nad Wisłą.
Cytowani są Grzegorza Schetyna i szefowa .Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer, mówiący o kontynuacji „bitwy o wolność i praworządność”, oraz tzw. „zwykli ludzie”, którzy mówią, że „czuja się zagrożeni przez PiS”, a przy okazji obawiają się, że „Polska otrzyma mniej pieniędzy z Unii”. Agencja „Reuters” dodaje przy tym, że partia rządząca mimo tego ma według sondaży wciąż ok 40 proc. poparcia, PO 20 proc. a Nowoczesna 6 oraz zaznacza, że kierownictwo .Nowoczesnej tuż przed marszem się „w zasadzie rozpadło”. I na tym koniec.
Czyżby happeningi polskiej opozycji znudziły się Europie? Trudno się dziwić. Zapewne o wiele ciekawsze są demonstracje przeciwko dyktaturze w krajach, gdzie taka rzeczywiście istnieje (vide Armenia, czy ostatnio Rosja) i gdzie protesty antyrządowe są nierzadko krwawo tłumione. Wesołe marsze w kraju członkowskim UE z unijnymi flagami i kolorowymi balonikami w atmosferze pikniku, by walczyć z „autokratycznym” reżimem? Mało przekonywujące. Kontrast między tezami głoszonymi na sobotnim marszu – dyktatura, tłumienie wolności - a jego otoczką – piknik, baloniki, kolorowe parasolki, Oda do Radości - nie mógłby być większy. I trzeba być ślepym by tej sprzeczności nie zauważyć.
Stan permanentnego zagrożenia w jaki wprowadzili się politycy opozycji, sprawił, że stracili resztki zdrowego rozsądku. Przedstawicielom zagranicznych mediów o wiele trudniej jest wnieść się na ten poziom obłędu. Nawet przy ogromnej dawce złej woli i ideologicznego zaślepienia trudno zignorować fakt, że w Polsce wciąż panuje demokracja oraz wolność, czego opozycja - chcący niechcący - sama dowodzi sowimi marszami. A gdyby Kaczyński rzeczywiście był jak Putin to – jak powiedziała rok temu publicystka Irena Lasota w Radiu Wnet - „Adam Michnik byłby teraz tam gdzie Anna Politkowska”. A nie jest.
Do tego dochodzi nieznośne wręcz gęganie o „prawdziwej europejskości”, która nie wiadomo na czym ma polegać, oprócz na byciu wyznawcą zespołu jedynych słusznych poglądów na temat roli i miejsca Polski w Europie. Nie chcę martwić naszej opozycji, ale obawiam się, że będzie musiała w przyszłości konkurować o uwagę mamusi Unii nie tylko z węgierską ale niebawem może i włoską opozycją, bowiem euroscpetyczne, antysystemowe i antyimigranckie partie Liga Północna i Ruch Pięciu Gwiazd przełamały trwający od ponad dwóch miesięcy impas i wypracowały koalicyjny kompromis. A w Austrii już od jakiegoś czasu współrządzi antyimigrancka i eurosceptyczna Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ).
Jak tak dalej będzie to może tej Unii nie starczyć by wszystkich przytulić.
-
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394194-marsz-wolnosci-po-i-n-nie-odbil-sie-szerokim-echem-na-swiecie-czyzby-walka-z-rezimem-z-balonikiem-w-reku-i-w-atmosferze-pikniku-byla-malo-wiarygodna