Dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński przyleciał wczoraj do Wielkiej Brytanii na zaproszenie środowisk polonijnych, aby wystąpić na spotkaniu autorskim poświęconym jego najnowszej książce „To tylko mafia”. Po wylądowaniu na lotnisku Londyn-Luton okazało się jednak, że będzie to trudniejsze, niż się spodziewał. Straż graniczna przetrzymywała go przez kilka godzin. W tym czasie badano m.in. jego poglądy, sympatie polityczne i treść książki, z którą przyjechał. Pytano go o rasizm i prawicowy ekstremizm. O kulisach zatrzymania opowiada portalowi wPolityce.pl.
Jak opowiada Wojciech Sumliński, do Wielkiej Brytanii przyleciał na zaproszenie organizacji patriotycznych, w tym polskich księży.
Przybyłem do Londynu na lotnisko Luton przed godziną 14:00. Podszedłem do stanowiska odpraw tak jak wszyscy. Pracujący tam pan postukał w pulpit i od razu wiedział, że coś jest ze mną nie tak, bo od razu zablokował stanowisko. Wszyscy stojący za mną zostali przekierowani do bocznych stanowisk. Mężczyzna zabrał mój paszport i gdzieś poszedł. Po chwili wrócił w towarzystwie trzech umundurowanych oficerów. To była kuriozalna i bardzo dyskomfortowa sytuacja. Otoczyli mnie, jakbym był przestępcą i przewoził bombę albo narkotyki.
Dziennikarz mówi, że w tym miejscu zaczęto go przesłuchiwać, a jeden ze strażników notował jego słowa.
Ludzie stoją obok, a ja jestem otoczony strażą graniczną jak jakiś niebezpieczny gangster. Znam angielski na poziomie komunikatywnym, ale nie jakoś perfekcyjnie. Odpowiadałem na pytania strażników tak jak potrafiłem. Byli przygotowani i wiedzieli, że przyjechałem z książką i znali jej tytuł. Od razu zapytali, czy zawiera ona treści ekstremistyczne, nacjonalistyczne i antysemickie. Zapytałem: Słucham? Odpowiedzieli, że mieli w tej sprawie kilka telefonów z Polski. Ktoś powiedział im, że przyjeżdża człowiek promujący ekstremistyczną książkę. Odpowiedziałem, że to bzdura, ja tylko ujawniam kulisy władzy w Polsce, pokazuję związki polityków, gangsterów i służb specjalnych. Nie wiem, kto mi przypisuje takie rzeczy. Dałem im do ręki moją książkę. Strażnicy mi ją zabrali i powiedzieli, że będzie sprawdzona przez tłumacza. Przecież ona ma 300 stron, ja miałem za chwilę spotkanie, ludzie przyjechali po mnie na lotnisko, a oni chcieli ją czytać.
Jak twierdzi Sumliński, strażnicy zatrzymali go do wyjaśnienia sprawy.
Ustawili przy mnie jednego strażnika, jakbym naprawdę był niebezpieczny. W międzyczasie zadzwoniłem do kilku osób, w tym ludzi, którzy na mnie czekali i próbowałem im wyjaśnić tę sytuację. Zadzwonił do mnie Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iuris i mój przyjaciel. Powiedział, że będzie interweniował u konsula. Kiedy tak czekałem, przyszła po mnie grupa strażników i zabrała mnie na zaplecze. Tam wróciły do mnie wydarzenia z przeszłości. Pobrano ode mnie odciski palców i zrobiono mi sesję fotograficzną. To wyglądało groteskowo, ale mi nie było do śmiechu. Kazali mi wyjąć sznurówki z butów i pasek ze spodni. To tak jak w 2008 roku, tylko tym razem nie miałem na sobie kajdanek. Zabrano mnie na formalne przesłuchanie. Tłumaczka mówi mi, że pan oficer pyta, czy jestem prawicowcem. Odpowiedziałem, że mam poglądy prawicowe jak kilkanaście milionów Polaków i głosowałem na prawicową partię. Mamy w Polsce prawicowego prezydenta i rząd. W takim sensie jestem prawicowcem. Czy to przestępstwo? Jeśli nie można mieć poglądów prawicowych, to powinniście pozamykać kilkanaście milionów moich rodaków.
Dziennikarz dodaje, że wypytywano go, czy należy do jakiejś organizacji prawicowej.
Odparłem, że mam poglądy prawicowe i się tego nie wstydzę, ale do żadnej organizacji nie należę. Jedyną organizacją, której jestem członkiem, jest Domowy Kościół, gdzie wspólnie się modlimy. Oficer nie zrozumiał ironii, bo zaczął wypytywać o szczegóły tej „organizacji”. W tym momencie ręce mi opadły, nie dało się po prostu rozmawiać. Poprosiłem tłumaczkę, żeby wyjaśniła oficerowi, o co mi chodzi. Strażnik powiedział mi, że były telefony na mój temat i figuruję w systemie jako osoba o ekstremistycznych poglądach. Opowiedziałem, że widocznie ktoś mi robi czarny PR, po czym ugryzłem się w język. Oficer, który mnie przesłuchiwał, był czarnoskóry. Od razu to wyłapał i zapytał, czy jestem rasistą. Wyjaśniłem, że w Polsce mówimy tak na złą reputację. Poza tym, mam przyjaciół o różnym kolorze skóry. Przypisywanie mi takich poglądów jest czymś absurdalnym. Zdałem sobie sprawę, że cokolwiek powiem, będzie źle, a więc chyba lepiej milczeć. Zapytano mnie jeszcze o organizacje, które zaprosiły mnie do Wielkiej Brytanii. Odpowiedziałem, że nie są to sformalizowane grupy, tylko po prostu polscy patrioci. Zarzucono, że są to ekstremiści, na co zaproponowałem, aby do nich zadzwonili. Oficer zrobił to, po czym wrócił i dalej mnie przesłuchiwał.
Jak podkreśla Sumliński, słowo „prawicowy” odmieniało się w trakcie przesłuchania przez wszystkie przypadki.
To było jak obsesja. Oficer zapytał mnie, czy często w swoich książkach używam ekstremistycznych sformułowań. Odparłem, że nie. Pokazuję tylko prawdę o tym, do czego docieram jako dziennikarz śledczy. Nawet przywołałem słynną aferę Watergate. Wyjaśniłem, że próbuję robić to, co tamci dziennikarze, ale jestem dużo mniej znany. Oficer upierał się, że jednak należę do jakiejś ultraprawicowej grupy. Powiedziałem pani tłumaczce, żeby przekazała, że jeśli ten pan wie o mnie więcej niż ja sam, to niech mnie uświadomi. Całe przesłuchanie trwało około godziny, podpisałem dokumenty i przeprowadzono mnie do pokoju, jak to się mówi, „bez klamek” i tam przebywałem jeszcze półtorej godziny bez wielu osobistych rzeczy, które mi zarekwirowano. Przeszukano dokładnie cały mój bagaż. Wyjęto wszystko i spisano, co tam się znajduje. Zabrano mi m.in. telefon i osobisty notes, z którego treści poddano analizie. Po wszystkim oddano mi rzeczy i przekazano mi decyzję, że mogę wejść na teren Wielkiej Brytanii. Jerzy Kwaśniewski powiedział mi przez telefon, że prosił o interwencję polskiego konsulatu. Być może to pomogło.
Dziennikarz ocenia, że od momentu zatrzymania do wypuszczenia go minęło ok. 6 godzin.
W ciągu kilku ostatnich lat odbyłem ponad 100 spotkań zagranicznych i nigdy mnie tak nie potraktowano. To absurdalna sytuacja, bo wystarczą telefony jakichś bliżej nieokreślonych grup i człowiek ma opinię antysemity i ekstremisty. Miałem przyjechać niedługo ponownie do Wielkiej Brytanii, aby odwiedzić kolejne grupy Polonii, ale teraz się nad tym zastanawiam. Ostrzeżono mnie, że figuruję w systemie i podczas następnego przyjazdu ta sytuacja może się powtórzyć
— mówi z niepokojem Sumliński.
Paweł Zdziarski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/393967-tylko-u-nas-sumlinski-o-kulisach-zatrzymania-na-lotnisku-w-londynie-otoczyli-mnie-jakbym-byl-przestepca-i-przewozil-bombe-albo-narkotyki