Dwie ciekawe informacje z Niemiec. Najpierw, we czwartek, Angela Merkel oświadcza, że Europa musi wziąć sprawy we własne ręce, bo czasy kiedy można były liczyć na Stany Zjednoczone już minęły. Dzisiaj – na łamach „Süddeutsche Zeitung” – czytamy z kolei, że Berlin musi stawić czoła niszczycielowi w Białym Domu. Gdy dodamy jeszcze do tego kolejne naciski Niemiec na budowę gazociągu NordStream2, to trudno nam uciec od wrażenia, że na naszych oczach dochodzi właśnie do pęknięcia geopolitycznego, które – jeśli będzie rosło – może mieć bardzo poważne skutki również dla Polski.
Wszystko zaczęło się dawno temu, po zjednoczeniu Niemiec i decyzji prezydenta USA Billa Clintona o zmniejszeniu obecności amerykańskiej w Europie i przekazaniu pałeczki za los kontynentu Berlinowi. Wtedy – w połowie lat 90., w dobie „końca historii” – uznano to za oczywistą konsekwencję zakończenia zimnej wojny. Niemcy dobrze wykorzystały daną im szansę, były ważnym promotorem poszerzenia Unii Europejskiej na wschód, co dało im – kosztem Francji – pozycję niekwestionowanego lidera w Europie.
Jednak po blisko dwudziestu latach okazało się – co zresztą wydawać się powinno oczywiste od początku – że interesy niemieckie i amerykańskie nie będą zawsze zbieżne. Oba państwa dzieli dziś zarówno polityka energetyczna (kwestia gazu), polityka (choćby stosunek do Rosji, konfliktu na Bliskim Wschodzie czy imigracji) po sprawy symboliczne i ideowe. Oliwy do ognia dolała tu decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu się z porozumienia nuklearnego z Iranem, przeciwko czemu opowiadały się Niemcy. I nie wchodząc już w rozważania, czy wycofanie się z tego porozumienia jest słuszne lub nie, warto dostrzec jak bardzo Niemców zirytował protekcjonalny ton amerykańskiego ambasadora w Berlinie Richarda Grenella, który ostrzegł niemieckie firmy przed robieniem interesów z Teheranem. Tak samo jak zirytowały Berlin amerykańskie restrykcje wobec firm robiących interesy z Rosją (w tym gazowe). I trudno się Berlinowi dziwić, nas w końcu tak samo irytuje protekcjonalny ton Niemców wobec Polski.
W tym rozdaniu Polska stoi po amerykańskiej stronie. To w dużym stopniu wina samych Niemców, którzy ignorują polskie postulaty choćby w kwestii NordStream2. Podobnie ma się rzecz w kwestiach naszej polityki wewnętrznej, w którą Niemcy – nie wprost, ale za pośrednictwem instytucji unijnych i mediów – regularnie ingerują. Ale nie powinno to oznaczać konfliktu. Wręcz przeciwnie. Polska mogłaby wesprzeć Niemcy, jeśli Berlin zmodyfikuje swoją politykę wobec Warszawy.
Całkiem nieźle rozumie to Emmanuel Macron, który zręcznie wykorzystuje konflikt niemiecko-amerykański do wzmocnienia pozycji Francji. Wykonuje nawet pewne, choć nieoficjalne, gesty w stronę Polski. Nic dziwnego, że p. Merkel mówiąc o wzięciu spraw we własne ręce uczyniła to w Akwizgranie podczas laudacji na rzecz francuskiego prezydenta. Był to komunikat albo raczej rodzaj oferty skierowanej do Francji. Może warto więc, aby podobny sygnał wysłała do Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/393891-gdzie-dwoch-sie-kloci-tam-trzeci-korzysta-o-mozliwym-pozytku-z-konfliktu-amerykansko-niemieckiego-dla-polski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.