We wrześniu 2016 roku na łamach „Sieci“ jako pierwszy pisałem o konieczności zakupu dla Polski Stradivariusa. Teraz stało się to faktem. Anonimowy mecenas sztuki, który nie chce ujawniać swej tożsamości, zakupił jedne z najdroższych skrzypiec świata, chcąc w ten sposób uczcić 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Instrument trafił już w ręce naszego wirtuoza Janusza Wawrowskiego. Jutro można bedzie ich wysłuchać po raz pierwszy podczas koncertu w Warszawie.
Podczas II wojny światowej Niemcy rabowali w Polsce także cenne instrumenty muzyczne. Również w Armii Czerwonej istniały specjalne jednostki odpowiedzialne za rekwirowanie drogich fortepianów, skrzypiec czy wiolonczeli. Dlatego nasz kraj ogołocony został ze wszystkich Stradivarisów, używanych m.in. przez Wieniawskiego czy Hubermana. Bezpowrotnie zaginęła olbrzymia łódzka kolekcja Grohmana. Skutki tych strat ponosimy do dziś.
Muzyka poważna to wizytówka kraju na świecie. Ignacy Paderewski mógł zrobić tak wiele zrobić dla sprawy polskiej, ponieważ był znany jako wybitny pianista. Gdy w 1945 roku w San Francisco podpisywano Kartę Narodów Zjednoczonych i z grona państw założycielskich wykluczono Polskę, delegaci ze świata zapamiętali Artura Rubinsteina, który zaprotestował przeciw temu i odegrał Mazurka Dąbrowskiego.
Z opiniotwórczej roli kultury wysokiej zdają sobie sprawę władze wielu państw. Elementem polityki kulturalnej jest tam promowanie za granicą swoich wirtuozów, orkiestr czy baletów po to, by budować markę i prestiż kraju na świecie. Jednymi z największych ambasadorów polskości są dziś przecież pianiści, np. Rafał Blechacz.
W przypadku wielu naszych muzyków pojawia się jednak szklany sufit, którego nie są w stanie przebić, by dostać się do światowej czołówki. Dotyczy to zwłaszcza osób grających na instrumentach lutniczych. Jak mówi Andrzej Kosendiak, dyrektor Narodowego Forum Muzyki: „konstrukcja skrzypiec, w odróżnieniu np. od fortepianu czy fletu, nie przechodziła w ciągu ostatnich trzech wieków zmian technologicznych. Cały świat muzyczny jest zgodny, że najdoskonalsze instrumenty smyczkowe powstały w pierwszej połowie XVIII wieku w warsztatach we włoskiej Cremonie, w których tworzyli: Antonio Stradivari, Nicolo Amati, Francesco Ruggieri, rodzina Guarnerich.“ Tymczasem dzieł tych mistrzów w Polsce brakuje.
Pewien nasz młody wioloczelista opowiadał, że po udanym występie w Filharmonii Berlińskiej rozpoczął rozmowy z agentami muzycznymi z Londynu. W perspektywie rysowała się płyta dla jednej z najbardziej renomowanych wytwórni na świecie. Padło wówczas pytanie, czy muzyk posiada instrument wysokiej klasy. Przecząca odpowiedź przerwała dalsze rozmowy.
Światową karierę buduje się dzięki występom w najbardziej prestiżowych salach koncertowych i nagraniom dla uznanych wydawnictw fonograficznych. Przepustką do nich jest jednak instrument. Każdy koncert na Stradivariusie to wydarzenie i magnes dla słuchaczy.
Nasz wybitny skrzypek Janusz Wawrowski mówi, że polscy muzycy nie są gorsi od zagranicznych, ale często nie mają szans, by się przebić na świecie. Na pewnym etapie kariery trzeba bowiem dysponować instrumentem najwyższej klasy. To jest wyznacznik w muzycznej hierarchii.
W wielu krajach poradzono z tym sobie. Niemcy, kupując drogie instrumenty, skompletowali cennę kolekcję, która pozostaje własnością państwa. Jest traktowana jak lokata kapitału (jak obrazy wielkich mistrzów), a zarazem jako dobro narodowe. Muzycy wypożyczają te instrumenty, gdy nagrywają płyty lub występują na ważnych koncertach. W ten sposób do swojej dyspozycji ma Stradivariusa wielka skrzypaczka Anne-Sophie Mutter. To samo robią nie tylko rządy. Frank Peter Zimmermann korzysta np. z instrumentu użyczanego mu przez Deutsche Bank.
Na takie rozwiązania stać zresztą nie tylko bogate, ale także uboższe państwa. Grecy, dzięki zakupowi wysokiej klasy instrumentu, pomogły zrobić międzynarodową karierę Leonidasowi Kavakosowi. To samo zrobił rząd Gruzji dla Iriny Jaszwili. Z tego typu propozycji korzystają również nasi muzycy – ale, niestety, nie w Polsce. Agata Szymczewska może np. grać na Stradivariusie tylko dzięki fundacji z Hanoweru.
Największych nawet muzyków na świecie nie stać na posiadanie instrumentów najwyższej klasy, dlatego normalną praktyką jest kupowanie ich przez banki, fundacje czy spółki skarbu państwa. Na takiej inwestycji nigdy się nie traci, gdyż ceny instrumentów zawsze rosną i w trudnej sytuacji można je sprzedać. W Polsce takich rozwiązań brakuje. Nie ma odpowiednich mechanizmów.
Marzeniem Andrzeja Kosendiaka jest stworzenie kolekcji lutniczej, by wykorzystać nasz potencjał, jakim są nasi naprawdę dobrzy muzycy. Pomysł popierają m.in. Janusz Maksymiuk i Konstanty Andrzej Kulka. Tak właśnie robią Amerykanie, Chińczycy czy Japończycy.
Dyrektor Kosendiak podkreśla, że żaden inny kraj nie został w XX wieku tak zdewastowany i okradziony jak Polska. Nasi żołnierze, w odróżnieniu od rosyjskich i niemieckich, nie przywozili do domu łupów wojennych. Warto byłoby pomyśleć o przynajmniej częściowym powrocie do stanu przedwojennego naszych kolekcji muzycznych. Stworzenie instytucjonalnego mechanizmu, który by to umożliwił, byłoby prawdziwym wkładem w rozwój i promocję polskiej kultury na świecie.
Obecnie dzięki anonimowemu darczyńcy został zrobiony pierwszy krok. Wysokość transakcji objęta jest klauzulą poufności. Wiadomo jednak, że na rynku za instrumenty tej klasy płaci się od 6 do 8 milionów dolarów.
Jak mówi Janusz Wawrowski:
Ten Stradivarius to znacznie więcej niż tylko wspaniałe skrzypce. Zarówno jego historia jak i niesamowite brzmienie budzą ogromne zainteresowanie, kiedy o nim opowiadam lub na nim gram. Ten tajemniczy instrument, zbudowany w 1685 roku, przykuwa uwagę nawet najwytrawniejszych melomanów. Wykonywanie na nim muzyki to prawdziwa przyjemność. Jestem przekonany, że jego wyjątkowe brzmienie i sława przyczynią się do popularyzacji Polski oraz naszego dziedzictwa muzycznego na świecie, szczególnie w roku kiedy świętujemy 100-lecie Niepodległości.
Większość Stradivariusów na świecie ma własne nazwy. Instrument zakupiony właśnie przez polskiego mecenasa pozostaje bezimienny. Nadanie mu nazwy odbędzie się jesienią przy okazji obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości.
Po raz pierwszy brzmienie Stradivariusa nasi melomani będą mogli usłyszeć już jutro, 9 maja, podczas koncertu „Polskie tria fortepianowe” w sali koncertowej Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina przy ul. Okólnik 2 w Warszawie o godz. 19.00. Wykonawcy: Janusz Wawrowski — skrzypce, Jakub Dubik — wiolonczela, Grzegorz Skrobiński — fortepian.
W programie:
Mieczysław Weinberg – Trio fortepianowe op. 24
Andrzej Panufnik – Trio fortepianowe
Ludomir Różycki – Rapsodia op. 33 na trio fortepianowe
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/393415-tylko-u-nas-polska-ma-w-koncu-pierwszego-stradivariusa-po-ii-wojnie-swiatowej