Zastanawiałem się, jakie będą losy naszej publikacji o machlojkach w Polskiej Grupie Zbrojeniowej w 2016 r. Czy zostanie przemilczana? Niemożliwe, bo przecież w sprawie pojawiają się atrakcyjne do atakowania dla opozycji i sprzyjających jej mediów nazwiska. Co więc zrobić z materiałem, który dowodzi, że Centralne Biuro Antykorupcyjne nie jest żadną policją polityczną i nie łapie tylko konkurentów dla obecnie rządzących? Znów okazuje się, że polskie życie publiczne jest bardzo przewidywalne.
Rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec – akurat w dniu, w którym sąd podtrzymał decyzję o aresztowaniu sekretarza generalnego PO… - twittnął:
Kolejna afera korupcyjna PiS. CBA i prokuratura kierowane przez polityków PiS służą tuszowaniu afer, w których uczestniczą ich koledzy. Teraz przejmują sądy pod partyjną kontrolę. Tworzą z polskiego państwa układ zamknięty.
Pan Jan jest zabawny jak jego makijaże. Przypomnę: bardzo dokładnie opisaliśmy ustalenia CBA, a te wskazują, że znienawidzone przez PO Biuro nie ma litości również dla „swoich” i już w 2016 r. rozpoczęło kontrolę w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Jej efekty to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wysłane do Prokuratury Generalnej.
Co postanowiła prokuratura? Zatuszować? Panie Janie, będzie pan bardzo zawiedziony.
Podobnie jak jeden z bohaterów naszego artykułu Bartłomiej Misiewicz. Podkreślę: według CBA nie jest on w tej sprawie osobą, którą należałoby pociągać do odpowiedzialności karnej. Biuro w piśmie do PG wymienia 5 osób, ale nie jego. Natomiast powiązania towarzysko-biznesowe wskazują, że faktycznie jedną z kluczowych osób w tej układance wokół PGZ był Misiewicz – przez pięć wrześniowych dni 2016 r. nawet członek rady nadzorczej spółki. Dziwię się, że zareagował na publikację „Sieci” tak nerwowo:
W związku ze szkalującymi mnie treściami zawartami w artykule „Tak CBA łapie swoich” w @Tygodnik_Sieci informuję, że przedstawiony opis ma się nijak do rzeczywistości, a więc autorzy tego paszkwilu muszą się liczyć z konsekwencjami prawnymi.
Paszkwil? Czyli że nakłamaliśmy, by zdyskredytować ex-szefa gabinetu politycznego MON? Zapytam więc pana Misiewicza:
Czy to nie Pan wskazał Stowarzyszenie dla Dobra Rzeczpospolitej przedstawicielom PGZ jako podmiot odpowiedzialny za organizację koncertu Głos Wolności? Wskazują na to ustalenia CBA.
Czy to nie Pan (w trakcie krótkiej kadencji członka rady nadzorczej PGZ) akceptował koszty koncertu „Głos wolności”? Wskazują na to dokumenty, które PGZ przedstawiła CBA.
Czy nie zna Pan Radosława Obolewskiego, męża właścicielki apteki, w której Pan pracował? Czy nie łączą Panów więzy towarzyskie? Wskazują na to ustalenia CBA.
I tak dalej… Krótko mówiąc – z wszelkimi pretensjami zapraszam nie do nas, a do instytucji, która wyśledziła opisane przez nas patologie. Natomiast jeśli chodzi o konsekwencje prawne, to dziękuję za przypomnienie, ale liczymy się z nimi przy każdym tekście – na tym polega praca dziennikarzy.
Na szczęście nie jest ważne to, jak absurdalnie będą sprawę komentować jej bohaterowie, jakich wygibasów użyją politycy opozycji, by temat zdeformować, ani w jakim sosie historia będzie opowiadana w innych mediach. Mój i Marcina Wikły obszerny artykuł o szwindlach w PGZ znajdą Państwo w nowym numerze „Sieci” i tam kieruję po szczegóły. A jest co czytać, bo okazuje się, że odkryto naprawdę pomysłowe sposoby na wyprowadzanie pieniędzy ze zbrojeniowego giganta. Na zachętę: szkolenia po 1800 zł za godzinę czy wypożyczenie sprzętu elektronicznego po cenie wyższej niż wyniósłby jego zakup.
Najważniejsze, że prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo (potwierdził to dziś Piotr Kaczorek z CBA) i zostanie wnikliwie zbadane, dlaczego miliony państwowych złotych nie trafiały tam, gdzie powinny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/393214-machloje-w-pgz-czyli-efekty-pracy-cba-ktore-malo-kto-chce-dostrzec