Jeszcze niedawno nikt o zdrowych zmysłach nie zdołałby tego przewidzieć. Wiadomo było, że lewactwo wdziera się wszędzie, bo konserwatywna Europa jest dla niego wyrokiem. Ale kiedy Europa była ostatni raz konserwatywna? Za czasów premier Thatcher? Kanclerza Kohla? Ale jak lichy musiał być to konserwatyzm, skoro padł tak upiornie, że w Wielkiej Brytanii lekarze odbierają dziś dziecko kochającym rodzicom, a w Niemczech biskupom przeszkadzają krzyże w miejscach publicznych?
Jednak dla wielu ostatnia laudacja szefa Komisji Europejskiej Junckera na cześć życia i myśli Karola Marksa była ogromną niespodzianką, choć osiągnięcia intelektualne tego polityka są dość dobrze znane. Pewnie, Marks osobiście nikogo nie zamordował, ale jasno przedstawił zakres działań robotniczej klasy, który przecież nie ograniczał się wyłącznie do metod perswazji. Juncker odradza, by za wszelkie późniejsze nadużycia winić założyciela Międzynarodówki, gdyż to byłoby niesprawiedliwe. Dziwny jest ten Juncker. Z jednej strony wychwala współautora „Manifestu Komunistycznego”, z drugiej zaś jest na każde wezwanie międzynarodowego kapitału i tkwi po uszy w jego machinacjach. Kasta, która go mianowała obsługuje się od dawna sama, coś na podobieństwo naszego sądownictwa. Historia pokazała, że nie da się podważyć wielce logicznej listy twórców strasznego komunizmu – Marks, Engels, Lenin, Stalin. I prędzej należy się spodziewać ze strony Junckera i jemu podobnych następnych pochlebstw, tym razem dla wielkich dzieł Lenina i Stalina, niż prawdziwej refleksji nad praktycznym zastosowaniem idei Marksa.
To publiczne wyznanie Junckera, znamionujące jego kolejne umysłowe olśnienie, w pełni mieści się w pragmatyce działań całego kierownictwa Unii. Wielbicielom Marksa i jego wyznawców w następnych latach trudno pogodzić się z takimi politykami, jak Jarosław Kaczyński, czy Viktor Orban, ponieważ widzą oni siłę w tradycji, kulturze i doświadczeń własnych narodów, a nie jakiejś oszalałej międzynarodówki, dla której ojczyzna znaczy tyle, co rzep na psim ogonie.
W każdym razie trzeba w pewnym stopniu przyznać rację autorowi „Kapitału”. Znowu jakieś widmo zaczyna krążyć nad Europą. Równie niebezpieczne, co kiedyś i równie cuchnące. Karol Marks – drogowskazem, a Lenin i Stalin – w domyśle, czyli - jak chciał klasyk – w padrozumieniju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/393170-dla-junckerow-grozni-sa-orban-z-kaczynskim-karol-marks-drogowskazem