Prezydent Andrzej Duda w trakcie swojego czwartkowego przemówienia ujawnił pierwsze konkrety w sprawie referendum konsultacyjnego nt. zmian w konstytucji. Jak usłyszeliśmy, referendum miałoby się odbyć w dniach 10-11 listopada (tak przynajmniej zadeklarował prezydent ws. swojego wniosku) i zawierać ok. 10 pytań.
To dodanie nieco cukru do mało konkretnej i akademickiej zabawy, jaka do tej pory toczyła się wokół pomysłu zgłoszonego przez prezydenta rok temu. Wciąż jednak daleka droga przed Pałacem Prezydenckim do sukcesu, jakim byłoby zakończenie głosowania z frekwencją na poziomie 40-50 procent.
Prezydent Andrzej Duda mówił w czwartek w niezłym przemówieniu o „dziejowych momentach” w historii naszego kraju:
Są takie momenty w historii, gdzie czuje się w powietrzu nadchodzącą zmianę, gdzie czuje się tzw. dziejowy moment. Jest wielką fortuną i opieką opatrzności umieć z takiego momentu skorzystać. (…) Niech ten rok stulecia odzyskania niepodległości będzie także dla nas, dzisiejszych Polaków i dla następnego pokolenia, rokiem konstytucyjnego przełomu.
Andrzej Duda najwyraźniej chce być akuszerem takiego „dziejowego momentu” i wykorzystując piękną datę 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę rzuca pomysł zmiany konstytucji. Sam uważam, że byłaby to całkiem niezła inicjatywa, z niezłymi widokami na zapisanie się na kartach historii i narzuceniem tematu bardzo istotnego dla polskiego społeczeństwa. A kiedy je wrzucać do debaty publicznej, jeśli nie przy okazji wielkich rocznic? Niestety dla pana prezydenta, ale dziejowy moment zanim zaistnieje musi zmierzyć się z zimnym, czasem cynicznym pragmatyzmem polskiej polityki. I tutaj żadne wielkie słowa nie pomogą.
Po pierwsze, co powtarzam od samego początku, gdy pojawił się pomysł prezydenta Dudy - kluczowe w tym projekcie jest wsparcie rodzimego obozu politycznego. Tymczasem ze strony Prawa i Sprawiedliwości da się wyczuć ewidentny chłód - a już na pewno jeśli chodzi o referendum w dniu 11 listopada. I prezes Jarosław Kazyński, i marszałek Senatu Stanisław Karczewski, i wielu innych ważnych polityków PiS wskazywało jasno - są przeciw głosowaniu w dniu świętowania. Pojawiały się argumenty o zamieszaniu, politycznej walce, która przysłoniłaby piękną rocznicę i naparzance, której nie lubią wyborcy.
Rzecz jasna to tylko niektóre argumenty i, bądźmy szczerzy - raczej bezproblemowe do obalenia. Wokół pomysłu na zmiany ustrojowe w naszym kraju można zrobić nie tylko ciekawą kampanię wyborczą, ale wręcz rocznicową właśnie. Potrzeba do tego minimum chęci, dobrej woli i niezłej współpracy. Wszystkiego tego brakuje. Prezydent Duda gromadzi na placach miast i miasteczek tłumy mieszkańców i jest przez nich ceniony i szanowany, ale zainteresowanie skomplikowaną tematyką wyższości polskiego prawa nad unijnym, roli rodziny w konstytucji czy ważności rolnictwa nie jest czymś, co - mówiąc kolokwialnie - może zagrzać opinię publiczną.
Wokół tematu referendum nie toczone są żadne wielkie dyskusje, nie ma tutaj emocji „na dole” - wśród obywateli (chyba że prezydent wyczuwa coś, czego nie wyczuwa nikt inny, nie wykluczam zupełnie tego scenariusza), nie ma i zainteresowania „u góry” - wśród polityków. Nie ma nawet publicystycznych przepychanek wokół treści pytań. Naprawdę niewiele wskazuje, że mamy ten „dziejowy moment”. Trudno będzie go stworzyć od zera. Drugim praktycznym problemem może okazać się termin referendum. Po pierwsze - rzeczywiście 11 listopada kojarzy się ze świętowaniem i spokojem (może poza Marszem Niepodległości w Warszawie), a nie wyborczymi przepychankami. Wiadomo, że opozycja i prawdopodobnie jej elektorat zbojkotują taki plebiscyt, wyborcy PiS nie będą przesadnie zachęcani, a samemu prezydentowi trudno będzie stworzyć własną dynamikę, w dodatku na przekór największym siłom politycznym (lub w najlepszym razie przy ich obojętności).
Trudno będzie też powiedzieć Polakom, że po prawdopodobnie przeprowadzonych wcześniej dwóch turach wyborów samorządowych mają pójść do urn wyborczych po raz trzeci, by skonsultować (a nie zdecydować o realnych zmianach) parę mniej lub bardziej ciekawych punktów w ustawie zasadniczej. Jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie drugiej tury wyborów samorządowych właśnie 11 listopada, tak by chociaż część wyborców miało okazję - przy wyborach wojtów, burmistrzów i prezydentów - pojawić się w lokalu wyborczym, a co za tym idzie - za jednym zamachem zagłosować i w referendum. Ale tutaj znów wracamy do współpracy z PiS, a o tę ostatnio Pałacowi trudno. No chyba, że jest ziarno prawdy w plotkach o tym, że PiS i prezydent dogadali się na zasadzie „wsparcie za referendum w zamian za rezygnację/okrojenie skargi nadzwyczajnej i kompromis z KE”. Ale na razie to tylko plotki.
W tym wszystkim karierę robi inna spekulacja, sugerująca, że prezydent specjalnie wybrał termin 10-11 listopada, nieco na złość PiS, by dać Senatowi pretekst do odrzucenia referendum. W takim scenariuszu gorącego kartofla rękami senatorów pozbyłby się prezydent. Ale po pierwsze - wtedy sam Andrzej Duda wychodzi na polityka nieskutecznego, którego rok pracy idzie w piach, a i Senat jawi się jako gremium, które pokazuje plecy głowie państwa i ma w nosie opinię Polaków nt. konstytucji. Tak źle, i tak niedobrze.
Na razie wiele wskazuje na to, że prezydent dopnie swego i przeforsuje referendum konsultacyjne, które odbędzie się w dniach 10-11 listopada. Na kontrze do opozycji, przy chłodnej obojętności PiS, pewnie z małym wsparciem Kukiz‘15. Jeśli w dodatku referendum miałoby się odbyć obok, a nie wspólnie z wyborami samorządowymi (i kampanią do nich), trudno będzie oczekiwać znacznie lepszych efektów frekwencyjnych niż w przypadku plebiscytu Bronisława Komorowskiego.
No chyba, że współpraca na linii Nowogrodzka - Pałac nabierze rumieńców, a ciekawy pomysł dot. zmian w konstytucji stanie się jedną z lokomotyw kampanii wyborczych - i tej samorządowej (w mniejszym stopniu), i kolejnych. Ale wiarę w ten scenariusz mają chyba tylko najwięksi optymiści. Tym ostatnim pozostaje jeszcze nadzieja w osobisty urok prezydenta i pomysłowość jego doradców, którzy stworzyliby w pełnii profesjonalną, interesującą i porywającą kampanię referendalną. Tylko czy da się to zrobić, gdy obok rozgrywa się wielka kampania samorządowa? Ostatni rok i wysiłki Pałacu w tej sprawie są również małą podpowiedzią, że to bardzo trudne wyzwanie.
Inna rzecz, że Duda raz już podołał wyzwaniu jeszcze trudniejszemu. I również w pół roku odmienił oblicze polskiej polityki. Czy trzy lata później powtórzy swój sukces na nieco innym boisku?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392840-miedzy-czekaniem-na-dziejowy-moment-a-zimnym-pragmatyzmem-referendum-konsultacyjne-pad-przed-dluga-droga-do-sukcesu