Z USA idzie tak niebywały ostrzał państwa formalnie przyjaznego, sojuszniczego i zaufanego, jakby chodziło o wroga w rodzaju Rosji czy Iranu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Jasne, że administracja Donalda Trumpa nie odpowiada za wszystko, co się dzieje w nastawieniu wielu osób i instytucji w Stanach Zjednoczonych do Polski i obecnie rządzących. Jednak skala różnych „wyskoków” jest co najmniej zadziwiająca. Niby oficjalnie jesteśmy chwaleni jako jeden z najbardziej pewnych i zaufanych sojuszników w ramach NATO, ale jednocześnie mamy cały zestaw zaskakujących zdarzeń i manifestacji. A to przyjęcie przez Izbę Reprezentantów ustawy 447, m.in. o monitorowaniu przez Departament Stanu postępów różnych krajów, w tym Polski, w zwrocie mienia ofiar Holokaustu, w tym tzw. mienia bezspadkowego. A to pojawił się kuriozalny list 57 kongresmenów zarzucający polskim władzom negowanie Holokaustu, udział w nim oraz państwowy antysemityzm. A to reżyser Steven Spielberg przypomina sobie, jak to na planie „Listy Schindlera” kręconej m.in. w Krakowie, jakaś Polka z rozrzewnieniem wspominała „ładne” mundury SS i opiekę, jaką ubrani w te mundury Niemcy sprawowali nad Polakami. A to burmistrz Jersey City nie tylko chce usunąć z miejskiego placu pomnik katyński, to jeszcze obrzuca marszałka polskiego Senatu Stanisława Karczewskiego obelgami w rodzaju „antysemita”, „biały nacjonalista”, „negacjonista Holokaustu”. Do tego dochodzi właściwie codzienna porcja oskarżeń Polaków o antysemityzm i współudział w Holokauście w amerykańskim mediach lewicowo-liberalnych. Czy tak się traktuje pewnego, zaufanego i wiernego sojusznika?
Można różne antypolskie wydarzenia i wypowiedzi traktować jak zbieg okoliczności, ale można też widzieć w tym zaskakujące prawidłowości i zależności. Gdy Departament Stanu pouczał polskie władze w kwestii praworządności, można było uznać, że to jakoś, choć z trudem, mieści się w zbiorze spraw, o których można dyskutować. Natomiast od momentu ataku na zapisy polskiej ustawy o IPN zaczęła się dziwna i całkiem skoordynowana nagonka na Polskę, a jej wspólnym mianownikiem są oskarżenia o państwowy antysemityzm i współudział w Holokauście. Wygląda to jak ostrzał artyleryjski w związku z ustawą 447 i jej konsekwencjami w sferze restytucji mienia pożydowskiego, choć wprost nic takiego z tego aktu nie wynika. To tylko forma nacisku, podobnie jak list 57 kongresmenów. Jeśli jednak jest nacisk i robienie Polsce gęby pierwszego antysemity w Europie (także przez tak znaną na świecie osobistość jak Steven Spielberg), to nie powinno się tego bagatelizować i traktować w kategoriach: „psy szczekają, karawana idzie dalej”. Bo te psy mogą nas jednak boleśnie pokąsać.
Polska kupuje żywotnie nam potrzebne systemy uzbrojenia i obrony w USA, potrzebuje obecności amerykańskich jednostek i infrastruktury obronnej na naszym terytorium, więc musimy mieć ze Stanami dobre stosunki. Ale nasz partner nie może Polski traktować jak bezdomnego psa, którego każdy sadysta może kopnąć. Nie dostajemy tej broni za darmo, lecz płacimy za nią duże pieniądze, więc zasługujemy przynajmniej na uczciwe traktowanie. Oczywiście to nie amerykańska administracja decyduje o tym, co robią kongresmeni, co media, a co burmistrzowie czy globalni celebryci. Ale jednocześnie ta administracja ma wiele narzędzi wpływania na opiniotwórcze środowiska w USA i często z tych możliwości korzysta. Tylko nie w wypadku Polski. W efekcie mamy tak niebywały i intensywny ostrzał państwa formalnie przyjaznego, sojuszniczego i zaufanego, jakby chodziło o wroga w rodzaju Rosji czy Iranu. Taki ostrzał zawsze ma negatywne konsekwencje, przynajmniej wizerunkowe, choć z tym akurat można by sobie poradzić. A jeśli jest to także ostrzał ze strony części Kongresu, nie można biernie czekać na eskalację. Nie można być sojusznikiem i wrogiem jednocześnie. To znaczy można, tylko po co.
Rządzący Polską nie mogą się bać zapytania wprost amerykańskich władz, co jest grane. Dlaczego Polska stała się chłopcem do bicia” I dlaczego wspólnym mianownikiem tego wszystkiego są kwestie restytucji mienia i przypisywanie nam odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie. To się robi coraz bardziej żenujące, nie mówiąc o tym, że wyrządza Polsce ogromne szkody i obraża wielu Polaków, dotyka ich godności oraz honoru. Musimy się twardo temu przeciwstawić, gdyż nadstawianie drugiego policzka, pochylanie karku czy tylko milczenie prowadzi do jeszcze ostrzejszych ataków. Tym bardziej musimy się temu przeciwstawić, że cała ta kanonada jest zbudowana na kłamstwie, przed którym coraz trudniej jest się bronić, bo to kłamstwo rozlewa się po świecie i zyskuje poklask. Nie znam żadnego innego sojusznika USA o takim znaczeniu geostrategicznym jak Polska, który w USA byłby tak mocno i niesprawiedliwie atakowany. A potulność polskich władz tylko rozzuchwala. Oczywiście, że nie ma alternatywy dla relacji z USA i operowanie argumentem, że każdy sprzeciw czy stawianie się pcha nas w łapy Putina jest czystą demagogią. Chodzi tylko o równe i sprawiedliwe traktowanie. Tym bardziej w wypadku kraju i narodu, które swoją obecną pozycję oraz suwerenność okupiły morzem krwi i milionami ofiar.
Stanisław Janecki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392839-rzadzacy-polska-nie-moga-sie-bac-zapytania-wprost-amerykanskich-wladz-co-jest-grane