W propozycji wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027 zostały spełnione niektóre oczekiwania Polski i Europy Środkowej. (…) Proces negocjowania wieloletnich ram finansowych się rozpoczyna, proces ten będzie zapewne trudny, długi, miejscami dość nerwowy i niepozbawiony zwrotów akcji
—podkreślił Konrad Szymański chwilę po przedstawieniu przez szefa Komisji Europejskiej projektu unijnego budżetu. Myślę, że powyższe słowa wiceszefa MSZ najlepiej oddają klimat jaki panuje obecnie wokół negocjacji budżetowych.
Prace nad unijnym budżetem są trudne z wielu powodów. Najbardziej zaciążył na nich oczywiście Brexit, ale swoje dołożyły również nowe wyzwania przed jakimi stanęła Unia Europejska. Od dawna wiadomo było, że pieniądze jakie trafią do Warszawy będą mniejsze, ale w pierwszej kolejności z powodu decyzji podjętej przez Brytyjczyków o wyjściu z UE, a dopiero później z powodu kierunkowych zmian nowego budżetu. A praworządność, ktoś spyta? Mówił o niej kilka dni temu wszak Rafał Trzaskowski zarzucając Patrykowi Jakiemu, że przez jego „wybryki” z ustawą o IPN, Polska straci unijne fundusze, ale polityk PO równie dobrze mógłby powiedzieć, że wynika to z takiej, a nie innej fazy księżyca. Nie znaczy to, że tematu praworządności nie ma, a o większe pieniądze nie będzie się trzeba bić.
Przed oficjalnym przedstawieniem przez Komisję Europejską projektu budżetu nie wiadomo było, czy KE zaproponuje uzależnienie wypłaty funduszy od przestrzegania praworządności. Okazało się, że tak. Co to de facto znaczy? Politycy PiS wielokrotnie podkreślali, że temat uzależnienia funduszy od praworządności, to element presji politycznej i sporo w tym racji. Widać, że jest to narzędzie bardzo skuteczne. Skąd taki wniosek? Widać to po zintensyfikowanym dialogu rządu w Warszawie z Komisją Europejską. Czy jest możliwość, aby ten mechanizm stał się obowiązującym prawem w Unii Europejskiej? Ciężko powiedzieć. Z pewnością wiele państw, by tego nie chciało, ale równie wiele z nich skutecznie wykorzystuje „praworządność”, aby z unijnego budżetu wyrwać dla siebie jak najwięcej. Czemu do rzekomo niepraworządnej Polski nadal miałyby trafiać miliardy z europejskiego budżetu? Czy kraje Południa nie mają większych problemów? Wydaje się, że takie argumenty mogą padać podczas burzliwych negocjacji budżetowych.
Nie dziwi zatem, że polski rząd robi co może, aby jak najszybciej doprowadzić do kompromisu z Komisją Europejską. Dzięki zakończeniu sporu na linii Warszawa- Bruksela, polska dyplomacja na czele z premierem Mateuszem Morawieckim, będzie mogła wyżej licytować, wiedząc że nikt nie zapyta o mityczną już „praworządność” w kraju nad Wisłą. Wczorajsze doniesienia medialne pokazały wszak, że jest o co grać. Pewne ustępstwa w reformie wymiaru sprawiedliwości czy odpuszczenie Puszczy Białowieskiej są z pewnością mniej kosztowne, niż ew. znaczące cięcia w unijnym budżecie, gdzie zmniejszeniu mogą ulec (już zostały zmniejszone, ale nie o tyle, o ile zakładano) pieniądze na politykę spójności czy rolnictwo.
Polski rząd doskonale sobie zdaje z tego sprawę i stąd seria spotkań polskich polityków z przedstawicielami Komisji Europejskiej. Przypomnijmy, że dziś w Brukseli dojdzie do spotkania Fransa Timmermansa z Jackiem Czaputowiczem.
Czwartkowe spotkanie szefa MSZ Jacka Czaputowicza z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem to element procesu, którego celem jest ochrona polskich reform przy jednoczesnym zażegnaniu niepotrzebnych napięć z KE
—tłumaczył w rozmowie z PAP wiceszef MSZ Konrad Szymański.
I jeszcze jedno. Załóżmy, że fundusze unijne zostaną jednak uzależnione od praworządności, a któreś z państw członkowskich, będzie oskarżone o łamanie praworządności. W jaki sposób brukselscy biurokraci zamierzają egzekwować ew. postanowienia? Kiedy wczytamy się w słowa unijnej komisarz do spraw sprawiedliwości Viery Jourovej, robi się naprawdę groźnie. W obliczu zapowiedzi komisarz, widać że nie wystarczy już weto Budapesztu.
Jak poinformowała Jourova, do uruchomienia sankcji nie będzie potrzebna jednomyślność w Radzie UE. Głosowania będą się odbywać na zasadzie tzw. odwróconej większości kwalifikowanej: decyzja KE zostanie uznana za przyjętą, jeśli głosujący nie odrzucą jej odpowiednią większością głosów, co uniemożliwi zastosowanie ewentualnego weta. Jest to efekt zabiegu prawnego Komisji, według którego projekt rozporządzenia, który uzależnia wypłatę funduszy unijnych od przestrzegania rządów prawa, nie jest częścią prezentowanego dziś projektu nowego budżetu, lecz towarzyszącym mu przepisem wykonawczym
—podaje PAP.
CZYTAJ WIĘCEJ: Sukces polskiego rządu! Komisja Europejska nie zdecydowała się na znaczące cięcia w unijnym budżecie po 2020 r.
CZYTAJ WIĘCEJ: Czy to groźby? Komisarz Jourova: Gdyby nowe przepisy obowiązywały już teraz, to fundusze dla Polski mogłyby zostać obcięte
Gra toczy się o naprawdę wielkie pieniądze. Tak, trzeba będzie z pewnością przełknąć „gorzkie” ustępstwa, ale póki nie zmieniają one pierwotnych założeń, nie ma nad czym płakać. Dzięki temu, że dotychczas rząd Zjednoczonej Prawicy nie szedł na żadne ustępstwa i licytował naprawdę wysoko, dziś w niektórych kwestiach może odpuścić, zachowując sens przeprowadzonych reform.
-
Nie musisz wychodzić z domu, by przeczytać najnowszy numer tygodnika „Sieci”!
Kup e - wydanie naszego pisma a otrzymasz dostęp do aktualnych jak i archiwalnych numerów największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392705-kilka-slow-o-projekcie-unijnego-budzetu-przed-kolejnym-spotkaniem-czaputowicza-z-timmermansem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.