W czwartek, 12 kwietnia, w izraelskich mediach pojawiły się dwie informacje. Pierwsza z nich, której autorem był Barak Ravid, korespondent zagraniczny telewizyjnego Kanału 10, ujawniała, że Amerykanie naciskają na władze Izraela, aby wyciszyły wreszcie konflikt z Polską, ponieważ Waszyngton uważa nasz kraj za ważnego sojusznika.
Druga zaś – powielona na portalach gazety „Haaretz” oraz „The Times of Israel” – głosiła, że w trakcie odbywających się tego dnia uroczystości w Auschwitz prezydent Izraela Reuven Rivlin oskarżył Polaków i Polskę o systemowy udział w Holokauście.
Rivlin miał powiedzieć w obecności prezydenta Andrzeja Dudy, jakoby „Polska pozwoliła na wprowadzenie ludobójczej ideologii Hitlera”. Zdanie nie tylko stojące w sprzeczności z podstawowymi faktami historycznymi (Polska nawet gdyby chciała, nie mogła na nic Hitlerowi pozwolić bądź nie pozwolić, ponieważ jako państwo nie istniała), lecz także – gdyby rzeczywiście padło – gwałtownie zaostrzające obecny spór między Polakami a Żydami.
Prezydent Duda zapytany wprost przez korespondentkę TVP Dominikę Ćosić oto, czy rzeczywiście z ust Rivlina padło takie zdanie, zaprzeczył.
Takie słowa w wystąpieniach Prezydenta [Rivlina] nie padły
— napisał Andrzej Duda.
Tych słów nie sposób było również usłyszeć w żadnej dostępnej transmisji telewizyjnej z uroczystości. To, co pokazały polskie telewizje, nie było bowiem oskarżeniem o systemowy udział w Holokauście. Owszem, Rivlin wspominał o Polakach mordujących Żydów, ale nie o odpowiedzialności państwa polskiego. Mimo to izraelskie tytuły obstawały przy swoim. Sytuacji nie ułatwiało też milczenie w tej sprawie samego Reuvena Rivlina.
Być może to zbieg okoliczności, ale te dwie informacje: o amerykańskiej presji na Izrael w sprawie Polski oraz o rzekomym zarzuceniu Polsce winy za Holokaust mogą mieć z sobą ścisły związek.
Przyjrzyjmy się pierwszej informacji. Otóż według Baraka Ravida administracja prezydenta Donalda Trumpa wielokrotnie nakłaniała „w ostatnich tygodniach” władze Izraela do utemperowania wypowiedzi i uspokojenia konfliktu, jaki wybuchł po nowelizacji ustawy o IPN. Zarówno Biały Dom, jak i Departament Stanu informowały premiera Izraela oraz ambasadora tego kraju w Waszyngtonie, że choć Stany Zjednoczone uważają polską ustawę za „nie do zaakceptowania”, to Izrael powinien uspokoić swoją antypolską retorykę, ponieważ Polska jest zbyt ważnym sojusznikiem Ameryki. Władze amerykańskie kierowały podobne apele również do izraelskiej opozycji,m.in. podczas spotkania wiceprezydenta Mike’a Pence’a z Jicchakiem Herzogiem, liderem Unii Syjonistycznej i byłym przewodniczącym Partii Pracy.
Podane przez Ravida informacje świadczą o tym, że w konflikcie z Izraelem Polska nie stoi na całkiem przegranej pozycji i nie jest – wbrew wielu histerycznym opiniom – traktowana jak chłopiec do bicia. Amerykanie, których Izrael miał wcześniej prosić o interwencję w sporze z Polską, nie poparli go – jak się okazuje – całkowicie i bezwarunkowo. Wszystko bowiem wskazuje na to, że Biały Dom gotów jest naciskać (i zapewne to robi) na Polskę, aby zmieniła uchwalone przepisy, ale domaga się również, aby Izrael więcej nie prowokował i zamknął temat.
A to może budzić sprzeciw niektórych – zwłaszcza wzmożonych nacjonalistycznie – środowisk żydowskich. Bo tam nikt nie chciał negocjować, chodziło wyłącznie oto, aby Polskę upokorzyć i ukarać.
I tak docieramy ponownie do drugiej informacji – tej o domniemanej wypowiedzi Reuvena Rivlina w Auschwitz. Jej rozpowszechnienie było skierowane przede wszystkim na użytek izraelskiej opinii publicznej – miała uspokajać co bardziej krewko nastawionych nacjonalistów żydowskich, że Izrael nie ustępuje i w sporze z Polską twardo broni własnego zdania. To mogłoby tłumaczyć, dlaczego Rivlin nie zdecydował się na dementi oraz dlaczego informacja ta była potem wielokrotnie powielana w ślad za mediami przez niektóre izraelskie instytucje rządowe.
Nic więc dziwnego, że wzbudziło to uzasadnione podejrzenia w Polsce. Niewykluczone, że wzbudzenie tych podejrzeń (choćby poprzez brak jakiegokolwiek sprostowania) było całkiem świadomym zabiegiem towarzyszącym wrzuceniu w obieg fake newsa. Mogło chodzić – choć nie ma przecież na to dowodów – o sprowokowanie polskiej opinii publicznej do gwałtownej reakcji przeciwko Izraelowi i izraelskiemu prezydentowi. Taka reakcja byłaby przecież koronnym argumentem na rzecz tezy, że to nie Żydzi, lecz Polacy zaostrzają konflikt. I że Amerykanie (tu wracamy do pierwszej informacji) powinni temperować Polskę, a nie Izrael. Bo Izrael nie ponosi tu przecież żadnej winy.
Zaskakujące, jak wielu Polaków – zwłaszcza aktywnych w mediach społecznościowych – dało się łatwo sprowokować i bezkrytycznie uwierzyło w rewelacje izraelskiej prasy. Tej samej prasy – przypomnę – która od kilku tygodni zarzuca nam fałszowanie historii, masową eksterminację Żydów podczas wojny i antysemityzm przewyższający hitlerowskie standardy. A przecież powinno to automatycznie uruchamiać sygnał ostrzegawczy w głowie polskiego czytelnika. Zanim da się wiarę tamtejszym publikacjom, lepiej dzielić włos na czworo. Można zrozumieć poczucie krzywdy, gdy Izrael zarzuca Polsce zbrodnie, zwłaszcza w sytuacji gdy Polacy byli drugą – po Żydach – ofiarą bestialstw Hitlera. Krzywda ta wywołuje naturalną skądinąd chęć odegrania się na oszczercach, ale ogranicza również zdolność do racjonalnego rozumowania. Łatwo jest bowiem uwierzyć wtedy w każdą informację, która potwierdza zbudowany już w głowie obraz.
Bo gdyby spojrzeć na uroczystości w Auschwitz chłodnym okiem, to się okaże, że rewelacje izraelskiej prasy nie pasują do atmosfery tej imprezy.
Mieliśmy tam piękne wystąpienie Edwarda Mosberga, 92-letniego Żyda ocalałego z Zagłady, który upomniał się o historyczną prawdę o sprawcach Holokaustu, mieliśmy zaproszenie dla prezydenta Andrzeja Dudy wystosowane zarówno przez Reuvena Rivlina, jak i stowarzyszenie organizujące coroczny Marsz Żywych (uroczystości Marszu Żywych są żydowskim przedsięwzięciem, stąd te zaproszenia dla polskiego prezydenta).
Właściwie można było uznać, że stronie żydowskiej istotnie zależy na uspokojeniu konfliktu. Inie jest wykluczone, że jest tak naprawdę, choć to tylko część prawdy. Ta druga część jest mniej przyjemna, bo są – zresztą po obu stronach – grupy, które ten konflikt zaostrzałyby w nieskończoność. Świadczą o tym właśnie jątrzące korespondencje izraelskich portali,tak chętnie niestety podchwycone w Polsce.
Tym bardziej niepokoić muszą działania podjęte w zeszłym tygodniu przez Ruch Narodowy, który miał złożyć doniesienie do prokuratury w sprawie złamania ustawy o IPN przez prezydenta Reuvena Rivlina. Dowodem ma być materiał wyemitowany przez izraelską telewizję i 24 News, w którym pojawiła się informacja na temat domniemanych słów Rivlina.
Pomijając już to, że wiarygodność tej informacji jest prawdopodobnie równie wysoka, jak relacji „The Times of Israel” z Auschwitz, zadziwia, jak bardzo narodowcom zależy na podtrzymywaniu napięcia w relacjach polsko-żydowskich.
Warto tu przypomnieć, że po wybuchu konfliktu dążyli oni za wszelką cenę do jego eskalacji, podejmując udaremnione na szczęście próby demonstrowania pod ambasadą Izraela.
Niewiele się to różni od wybryków Yaira Lapida, który również – mając czysto polityczne motywacje – podjudzał do konfliktu z Polakami. Wygląda na to, że jedni i drudzy nie potrafią bez siebie żyć. A że traci na tym konflikcie interes – zarówno Polski, jak i Izraela – to już najwyraźniej przestaje być dla nich ważne.
Tekst pierwotnie ukazał się w numerze 17/2018 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392541-ktos-nas-podburza-kolodziejski-w-sieci-niepokoi-ze-niepotwierdzone-doniesienia-izraelskich-mediow-trafiaja-na-podatny-grunt-w-polsce
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.