Wiemy z przecieków i sygnałów, w jakim kierunku to zmierza. Niepokoi to, że mają być zmniejszone środki na dwie najważniejsze, klasyczne polityki unijne w wymiarze finansowym. To znaczy politykę spójności, czyli rozwoju gospodarczego i politykę rolną. Mówi się tutaj o redukcji od 6 do 10 proc, co jest niedobre dla krajów takich, jak Polska, które z tych środków korzystają, aby nadrabiać dystans wobec państw rozwiniętych
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł Jacek Saryusz-Wolski.
wPolityce.pl: Jaka jest perspektywa finansowa dla Polski w nowym budżecie UE?
Jacek Saryusz-Wolski: Wiemy z przecieków i sygnałów, w jakim kierunku to zmierza. Niepokoi to, że mają być zmniejszone środki na dwie najważniejsze, klasyczne polityki unijne w wymiarze finansowym. To znaczy politykę spójności, czyli rozwoju gospodarczego i politykę rolną. Mówi się tutaj o redukcji od 6 do 10 proc, co jest niedobre dla krajów takich, jak Polska, które z tych środków korzystają, aby nadrabiać dystans wobec państw rozwiniętych. Z punktu widzenia Polski nie można kwestionować również tego, że są potrzeby związane z kontrolą granic zewnętrznych i stawianiem czoła presji migracyjnej. Tylko nie w zamian za… Generalnie rzecz biorąc od zawsze w PE wyrażany jest pogląd, że nowe zadania wymagają nowych środków. Nie można bowiem - na zasadzie krótkiej kołdry - z jednych obszarów ujmować, by realizować inne w ramach tego samego budżetu. Z tego punktu widzenia ambicja Komisji, żeby utrzymać budżet w wielkościach absolutnych, a w wielkościach relatywnych zwiększyć po to, by załatać 10-12 miliardową dziurę po wyjściu Wielkiej Brytanii, jest słuszna. Zresztą Polska powiedziała, że to popiera. Niestety koalicja ośmiu bogatych i egoistycznych krajów mówi „nie”. Mam oczywiście na myśli wieloletni budżet, który wymaga jednomyślności. Prawdopodobnie znów zakończy się to jakimś kompromisem, który nic nie rozwiąże.
Dlaczego?
Bo są trzy wektory. Jeden wektor - utrzymać to, co jest. Drugi, by pieniądze były na nowe rzeczy, czyli wspomniane granice i imigrantów. A trzeci wektor, żeby nie płacić więcej. I będzie ostry spór wobec tej materii. Natomiast, co mnie - i sądzę Polskę - powinno jeszcze bardziej niepokoić- bo te przeciągania liny budżetowe standardowo odbywają się raz na 7 lat i wiemy na czym polega ta gra- to próba powiązania funduszy z praworządnością. Fundusze unijne to nie jest solidarność, czy dobroczynność, jak mówi w Brukseli Timmermans czy Schultz, bo to jest wielkie nieporozumienie, ale element kontraktu. To wyrównywanie szans słabszych gospodarek poprzez transfer pieniędzy w zamian za to, że otworzyły swoje rynki. Bo, gdyby nie było tych transferów, to one by ich nie otworzyły. A propozycja jest taka, że oczywiście rynki pozostają otwarte, natomiast zmniejsza się strumień pieniędzy. Jest to strasznie niebezpieczne ustrojowo, bo nie powinno być tak, żeby do wypłat funduszy, które mają równoważyć szanse gospodarcze i sprzyjać wyrównywaniu różnic, czyli spójności całej UE i jej jedności, dodawać warunkowość polityczną. Nota bene uznaniową, bo to nie jest do zdefiniowania. Jeżeli stworzy się tego typu precedens, to daje to ogromną władzę Brukseli nad krajami członkowskimi i to władzę dyskrecjonalną.
Stworzenie takiego precedensu jest dziś realne?
Sytuacja jest niejasna, bo to jest tego typu zmiana, która powinna mieć podstawy traktatowe, a z punktu widzenia traktatu jest to niemożliwie. Natomiast można to wprowadzać również tylnymi drzwiami przez falandyzację prawa, jak to robi wobec Polski KE z art. 7. W wymiarze finansowym, ale przede wszystkim w wymiarze ustrojowym jest to tak poważne zagrożenie, że zasługuje na to, aby użyć najcięższego argumentu, jakim jest weto wobec tego budżetu. Zresztą było szereg wypowiedzi zarówno komisarza ds. budżetu UE Oettingera, jak i kanclerz Merkel, że nie będziemy funduszy łączyli z innymi rzeczami, czytaj z migracją czy z praworządnością.
A propos kanclerz Merkel. Prezydent Trump w rozmowach z nią pochwalił Polskę za to, że więcej działa na rzecz obronności i płaci na ten cel może więcej, niż powinna. Czy takie słowa uznania mogą nam pomagać w relacjach z UE?
Dla tych, którzy uznają, że wkładamy proporcjonalnie więcej wysiłku czy finansów w dzieło obrony niż inni, którzy płacą mniej, czy „jadą na gapę”, to jest znaczące. Natomiast dla tych, którzy uważają, że niekoniecznie tak powinno być, a Amerykanie nie powinni się wtrącać w sprawy europejskie, to jest irytujące, kiedy Trump chwali Polskę. Bo gdyby wszystkie kraje wkładały proporcjonalnie tyle samo swojego PKB, to wtedy inaczej wyglądałby ogólny bilans kosztów i zysków. Także w jakimś sensie, w kategoriach relatywnych finansujemy bezpieczeństwo tych netto kontrybutorów do budżetu, którzy chcą zabrać nam pieniądze, albo je zmniejszyć.
Panie Pośle, czy przewodniczący KE powinien brać udział w obchodach 200-lecia urodzina Karola Marksa? Jean-Clode Juncker wybiera się na nie…
Tu nie chodzi o samego Marksa, ale o symboliczny wymiar czczenia go. Z punktu widzenia zachodniej Europy nie jest to kontrowersyjna postać, bo szkody wynikające z jego doktryny nie były tam tak dramatyczne, jak w Europie Środkowo- Wschodniej. Mój zarzut polega na tym, że Juncker nie czuje Europy Środkowo-Wschodniej. Tego, że dla nas faszyzm i komunizm to były dwa totalitaryzmy, równie zbrodnicze i dramatycznie złe. Przewodniczący KE reprezentuje całą UE, nie tylko jej zachodnią część i powinien wykazywać się większą empatią wobec stosunku do komunizmu w naszej części Europy.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392272-nasz-wywiad-saryusz-wolski-o-negocjacjach-nad-budzetem-ue-czy-bruksela-przejmie-ogromna-dyskrecjonalna-wladze-nad-krajami-czlonkowskimi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.