Im więcej pod Sejmem zawodowych zadymiarzy w stylu Kijowskiego, im większy ruch polityków Nowoczesnej wokół protestujących opiekunów niepełnosprawnych, tym większe mogą być wątpliwości, co do czystości intencji protestujących.
Nie mam wątpliwości, że osoby niepełnosprawne potrzebują pomocy państwa. Jako najsłabsza grupa mają prawo na nią liczyć i mają prawo się o nią upominać. Jednak, gdy protestujący odrzucają kolejne dobre oferty strony rządowej, dążąc do ewidentnej eskalacji sytuacji, przyjmując jednocześnie radośnie troskę zwolenników aborcji, wszystko robi się coraz wyraźniejszą akcją polityczną.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że protestujących wprowadziła do Sejmu posłanka Nowoczesnej. Wprowadziła ich tuż po tym, jak premier Morawiecki zapowiedział m.in. emeryturę dla kobiet, które urodziły czwórkę dzieci czy finansowe wsparcie dla rodziców w szkolnych zakupach. Było widać, że rząd złapał drugi oddech, szybko więc trzeba zrobić coś, by to oddychanie utrudnić.
Przypomnijmy, że rząd wyszedł naprzeciw oczekiwaniom protestujących i przyjął już projekt, który zrównał rentę socjalną z rentą minimalną, podnosząc tę pierwszą o 39 procent i spełniając jeden z postulatów okupujących Sejm. Wczoraj rząd przygotował projekt, który gwarantuje dostępność bez limitów wszystkich wyrobów medycznych, niezbędnych do funkcjonowania osób niepełnosprawnych oraz rehabilitację bez kolejek. Projekt dałby ok. 500 złotych oszczędności w budżecie domowym rodzin z osobą niepełnosprawną. Jednak i to nie zachęciło protestujących do zakończenia okupacji Sejmu. Okazało się, że protestujących interesuje wyłącznie żywa gotówka, choć wcześniej głośno mówiły o braku finansowania pieluch. Pisałam wcześniej, że opiekunowie niepełnosprawnych mają prawo spodziewać się pomocy od tego rządu i właśnie ją otrzymali.
Gdy patrzę na dzieci, sprowadzone do Sejmu na potrzeby protestu, to ich traktowanie wydaje mi się zupełnie nieludzkie. Nie mam wątpliwości, że rodzice je kochają, bo to widać. Nie rozumiem jednak zmuszania tych ludzi do spania na karimatach, pozbawienie ich możliwości wyjścia na świeże powietrze, czy pozbawienie intymności. Przecież wystawiono te dzieci (i niepełnosprawnych dorosłych) na oko kamer i wścibskie spojrzenia całej Polski.
Jakim prawem te panie w sejmie mnie reprezentują? Kto im dał prawo odrzucać dobre propozycje? I jakim prawem rząd z nimi dyskutuje? One nie reprezentują niepełnosprawnych. One im szkodzą. A własnym dzieciom to szkodzą dosłownie. Przecież dokładnie o to nam, opiekującym się niepełnosprawnymi chodzi. O poza kolejkowe, nieograniczone, ogólnodostępne korzystanie z leczenia, rehabilitacji i środków pielęgnacji. Ja nie chcę 500 stów dla moich dzieci. Ja chcę darmowych fachowców, rehabilitacji, terapii. Tego za 500 nie kupię!
—napisała na FB moja znajoma mama dwójki niepełnosprawnych dzieci, której nazwiska nie podaję, ponieważ pytanie padło na prywatnym profilu.
Gdy przedstawiciele środowisk niepełnosprawnych podpisali porozumienie z rządem, okupujący Sejm mówili, że nie zrobiono tego w ich imieniu. Dziś warto się zastanowić czy protestujący faktycznie reprezentują wyłącznie interesy niepełnosprawnych czy może już w tej chwili bardziej opozycji?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392235-czyje-interesy-reprezentuja-protestujacy-w-sejmie-czy-aby-na-pewno-wylacznie-niepelnosprawnych