PiS nie ma nic do stracenia. Duże miasta nie są naturalnym terenem wyborczym dla tej partii. Walka będzie i tak ciężka, a młodzi kandydaci mogą mieć na tyle dużo „poweru”, aby postarać się o stanowiska
— mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl dr Bartłomiej Biskup z Instytutu Nauk Politycznych UW.
wPolityce.pl: Mimo, że jeszcze trochę czasu pozostało do rozpoczęcia oficjalnej kampanii wyborczej, można chyba powiedzieć, że przygotowania do wyborów samorządowych są już w pełnym rozkwicie?
dr Bartłomiej Biskup: Zdecydowanie tak i jest to normalne. Płatna kampania ze spotami wyborczymi i billboardami rozpocznie się, zgodnie z prawem, dopiero po rozpisaniu terminu wyborów, ale politycy pracują przecież cały czas na następną kadencję. Dlatego próbują tworzyć pozytywny PR, spotykają się z wyborcami, przeprowadzają konferencje i są aktywni w mediach. Z tej perspektywy PiS trochę późno ogłosiło kandydatów na prezydentów miast.
Zbyt późno?
Tak, z punktu widzenia profesjonalizacji kampanii i tego, jak to się robi na świecie. Zresztą, wszyscy zrobili to zbyt późno. Rafał Trzaskowski też został ogłoszony dosyć niedawno. Aby zbudować coś konkretnego na mniej znanych kandydatach, potrzeba co najmniej roku. W Polsce praktyka jest jednak inna.
Czy Pańskim zdaniem kandydatury Patryka Jakiego i Małgorzaty Wassermann zaważą na przyszłych losach Komisji Weryfikacyjnej i Komisji Śledczej?
Warszawa i Kraków to duże miasta, a to oznacza dużo potencjalnych wyborców, co na pewno wpłynie na intensywność kampanii. Myślę, że do wakacji Małgorzata Wassermann i Patryk Jaki będą czynne angażować się w prace swoich komisji. Po wakacjach możemy spodziewać się wzmożonej kampanii wyborczej i kandydaci zapewne skupią się na swoich nowych rolach. Siłą rzeczy te komisje stracą swój impet. Być może chwilowo oboje przekażą swoje kompetencje wiceprzewodniczącym, albo tymczasowo wstrzymają posiedzenia.
Wystawienie tych kandydatów było słusznym zagraniem? A może bardziej przydaliby się na dotychczasowych stanowiskach?
Myślę, że to był zaplanowany krok Prawa i Sprawiedliwości. Te komisje mają ogromny wydźwięk medialny i pozwalają politykom na zwiększenie ich rozpoznawalności i popularności. Moim zdaniem, plan był taki, aby te osoby, które zdołałyby się wypromować w komisjach, rzucić na głęboką wodę, aby zmierzyły się z opinią publiczną w wyborach samorządowych. To naturalny krok. Doskonale widać to na przykładzie Patryka Jakiego, który zajmuje się sprawami warszawskimi w sposób pozytywnie odbierany przez mieszkańców. Popularność Małgorzaty Wassermann również wzrosła dzięki przewodniczeniu komisji. Tę popularność Prawo i Sprawiedliwość chce wykorzystać w wyborach samorządowych, co jest w pełni zrozumiałe.
Wydaje się, że Prawo i Sprawiedliwość postawiło na młodych kandydatów. Czy to pomoże w walce o stanowiska prezydentów największych miast?
PiS nie ma nic do stracenia. Duże miasta nie są naturalnym terenem wyborczym dla tej partii. Walka będzie i tak ciężka, a młodzi kandydaci mogą mieć na tyle dużo „poweru”, aby postarać się o stanowiska. Być może czasami nie mają innego wyjścia, ponieważ dopiero zaczynają karierę polityczną i nie chcą odmawiać partii, która ich wystawiła. Poza tym, taki krok ma dużą wartość wizerunkową. Jeżeli kontrkandydatem byłby starszy człowiek, zajmujący stanowisko przez kilka kadencji, to taki świeży powiew może być ogromnym atutem. To również może być oznaka, że zmiana pokoleniowa w polskiej polityce wreszcie następuje.
Powiedział Pan, że kandydatom Prawa i Sprawiedliwości będzie szczególnie trudno w dużych miastach. Jak mogą przekonać do siebie mieszkańców?
To zależy od konkretnego miasta, ale generalnie jest szereg takich rzeczy. Przede wszystkim chodzi o wizję miasta i jego sposobu funkcjonowania. Czekam na konkretne propozycje kandydatów. Ważne, aby dostrzec takie defekty w funkcjonowaniu miasta, których nie dostrzegli poprzedni włodarze. Poza tym, w miastach, gdzie rządzi od dawna jedno ugrupowanie, naturalnie wzrasta zainteresowanie inną partią.
Czy dotyczy to również takich bastionów Platformy Obywatelskiej jak Wrocław czy Gdańsk?
Jeżeli chodzi o Kacpra Płażyńskiego, nie był on wcześniej znany ze swojej działalności publicznej. To swego rodzaju eksperyment. Na pewno pomaga mu nazwisko i pamięć o Macieju Płażyńskim, bardzo szanowanym w Gdańsku. Ma natomiast najmniejsze doświadczenie spośród wystawionych przez PiS kandydatów. W Gdańsku specyfika sytuacji polega też na dużej liczbie konkurentów. To rozproszenie może się okazać dla Płażyńskiego pozytywne. Przy rozbiciu głosów może wejść on do drugiej tury.
Czy lepsza dla partii rządzącej jest sytuacja we Wrocławiu? Tam kontrkandydatem Mirosławy Stachowiak-Różeckiej będzie niedawny polityk PiS Kazimierz Ujazdowski.
Akurat Pani Stachowiak-Różecka ma doświadczenie polityczne i może pochwalić się sporym poparciem w poprzednich wyborach. Można z tego wywnioskować, że będzie to mocny kandydat. Pytanie, jak wyborcy PO zareagują na woltę Ujazdowskiego i czy zagłosują na kandydata, który całą polityczną karierę zbudował na Prawie i Sprawiedliwości. To zamieszanie dodatkowo wzmacnia kandydaturę Stachowiak-Różeckiej. Na pewno ma bardzo duże szanse na wejście do drugiej tury, a być może nawet na wygraną.
Rozmawiał: Paweł Zdziarski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392167-nasz-wywiad-dr-bartlomiej-biskup-o-kandydatach-pis-na-prezydentow-duzych-miast-ich-partia-nie-ma-nic-do-stracenia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.