Kulisy kupna kolekcji Czartoryskich. Czy była to transakcja stulecia czy marnowanie publicznych pieniędzy? Z nowych informacji wynika, że walka o kolekcję była ostrzejsza niż sądzono. A Adam Karol Czartoryski rozważał różne opcje, konsultując się z zagranicznymi kancelariami prawnymi.
Kiedy ujawniono, że Fundacja Czartoryskich została postawiona w stan likwidacji, a ponad 100 milionów Euro przetransferowano do Lichtensteinu, wybuchł skandal. Jednak dla osób, które znają Adama Karola Czartoryskiego, ta sytuacja nie jest niespodzianką.
Zero zdziwienia, mówiąc kolokwialnie, od początku było oczywiste, że Czartoryskiemu chodziło o pieniądze. Są informacje, że od razu domagał się, by pieniądze przesłano na jego osobiste konto
— mówi prof. Marian Wolski, były prezes fundacji, który podał się do dymisji w grudniu 2016 roku, twierdząc, że utracił zaufanie do fundatora.
Motywy Adama Karola Czartoryskiego są dość oczywiste — zawsze traktował kolekcję jako sposób zarabiania na życie. Temu służyło wypożyczane Damy z gronostajem Leonarda da Vinci placówkom zagranicznym. Jak mówią nieoficjalne jego znajomi, właściwie był bankrutem — oczywiście z punktu widzenia pewnych sfer, bo dla zwykłych zjadaczy chleba jego sytuacja materialna była niedościgłym marzeniem.
Bardzo nieliczni wiedzą jednak, że Czartoryski walczył, by rozwiązać fundacją i stać się pełnoprawnym właścicielem kolekcji. Konsultował się trzy lata temu w Paryżu z renomowaną kancelarią Gide Loyrette Nouel. Przeżył rozczarowanie, bo usłyszał, że nie da się tego łatwo zrobić. Był jednak zdeterminowany. Ci, którzy go znali, wiedzieli, że będzie szukał innych prawników, nowych rozwiązań prawnych i desperacko walczył o pieniądze.
Trudno było zaręczyć, że nie znajdą się międzynarodowi prawnicy, którzy go wesprą. Kolekcja Czartoryskich nigdy nie została znacjonalizowana, była w depozycie Muzeum Narodowego w Krakowie. W początkach III RP powołano Fundację Czartoryskich. Ta pionierska umowa była z punktu widzenia państwa polskiego fatalna — pozwalała fundatorowi, czyli Czartoryskiemu, zmieniać do woli statut i zarząd, coraz bardziej odsuwając fundację od wpływów instytucji państwowych. Mógł nawet, gdyby zechciał, wypowiedzieć umowę depozytową Muzeum Narodowemu w Krakowie. Państwo polskie wzięło na siebie różne obowiązki, płacąc przez lata za utrzymane kolekcji i siedziby fundacji, mając w zamian coraz mniej praw.
Argument, że kupując kolekcję, zapłaciliśmy za coś, co i tak posiadaliśmy, jest nietrafny.
Pamiętajmy, że zbiory kolekcji Czartoryskich nie należały do narodu i państwa polskiego. One były tylko udostępniane przez prywatną fundację
— podkreśla Andrzej Betlej, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, z którym rozmawiałam, pisząc tekst „Dama z gronostajem, arystokraci bez masek”, opublikowany w najnowszym numerze „Sieci”.
Nie ma też żadnego dokumentu, który potwierdzałby, że założycielka kolekcji, księżna Izabela Czartoryska podarowała ją wszystkim Polakom. Piękne sformułowanie o oddaniu w wieczystą służbę narodowi nigdy nie wykluczały własności prywatnej.
To trzeba pamiętać. Warto też wziąć pod uwagę, że możliwe były różne scenariusze. Po najdłuższym życiu 77 letniego Adama Karola Czartoryskiego kontrolę nad fundacją przejęłaby zapewne jego żona Josette Calil, z pochodzenia Libanka. Uchodzi za kobietę o luksusowych upodobaniach i nie ma powodu, by żywić sentymenty wobec Polski, więc jej negocjacje z państwem polskim byłyby dużo bardziej zaciekłe.
Wielu publicystów, także na portalu wPolityce.pl wyrażało oburzenie, że Adam Karol Czartoryski nie przekazał Polsce kolekcji, nie żądając żadnych pieniędzy.
Owszem, byłby to piękny gest, ale nie można było tego ani wymagać, ani nawet specjalnie oczekiwać. Także dlatego, że związki urodzonego w Sewilli Adama Karola Czartoryskiego z Polską są dość nikłe. Po śmierci ojca, który zmarł, gdy Adam Karol miał sześć lat, matka Maria de los Dolores Burbon wychowywała go w tradycjach hiszpańskiego dworu królewskiego.
Kupno kolekcji Czartoryskich przez Skarb Państwa przełamało pewien impas — Czartoryski nie mógł wywieźć kolekcji za granicę, ale państwo polskie nie mogło nią swobodnie dysponować. Nie wiadomo było nawet, jak rozwiązać sprawę Muzeum Czartoryskich — fundacja nie była w stanie sfinansować remontu, a państwo nie mogło zapłacić za remont siedziby prywatnego muzeum. Przez sześć lat nie mogliśmy więc oglądać Damy z gronostajem — Czartoryski nie zgadzał się na wyeksponowanie jej w Muzeum Narodowym. Gdyby miał taki kaprys, mógłby ją w zasadzie powiesić w jakiejś rezydencji , pod warunkiem oczywiście, że byłoby to na terenie Polski.
Negocjacje dotyczące kupna kolekcji miały dramatyczny przebieg. Czartoryskim targały silne emocje. Bał się, ze wpadnie w pułapkę. Odrzucał propozycję spotkania na neutralnym gruncie.
Nie ukrywam, że baliśmy się prowokacji, nagrywania rozmowy i sprowadzenia jej na takie tory, że Czartoryski powie coś niezręcznego, co stanie się pretekstem do wprowadzenia w fundacji zarządu komisarycznego i jej bezkosztowego przejęcia
— ujawnił mi były prezes zarządu, Marian Wolski.
Państwo polskie zapłaciło jednak 100 milionów Euro plus VAT. To ułamek wartości kolekcji, która oprócz Damy z gronostajem, która stała się jej symbolem, zawiera przecież 86 tysięcy cennych eksponatów, w tym obraz Rembrandta Krajobraz z miłosiernym samarytaninem. A także 250 tysięcy starodruków i i rękopisów o niezwykłym znaczeniu dla polskiej historii, jak choćby akt Hołdu Pruskiego, akt Unii polsko—litewskiej w Horodle czy rękopisy Kronik Długosza. Nie wspominając o nieruchomościach, które także przejął Skarb Państwa oraz gwarancji, że jeśli odnajdzie się zaginiony w czasie wojny z kolekcji Czartoryskich portret młodzieńca Rafaela, to też stanie się własnością państwa polskiego.
To po prostu góra narodowych skarbów. Być może uświadomimy sobie znaczenie tej transakcji, gdy za kilkanaście miesięcy wyremontowane przez państwo Muzeum Czartoryskich otworzy znów swe podwoje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392037-walka-o-kolekcje-czartoryskich-byla-ostrzejsza-niz-sadzono-panstwo-polskie-zaplacilo-za-nia-ulamek-jej-wartosci