Powraca temat referendum konstytucyjnego. A to oznacza, że prezydent Andrzej Duda chce oddać decyzję w sprawie dalszych zmian ustrojowych bezpośrednio w ręce obywateli. Ponad głowami zaciekle wojujących polityków. Czy ten pomysł jest realny i czy może ewentualnie przełożyć się na wzrost poparcia dla Andrzeja Dudy, przekonamy się zapewne wkrótce.
O potrzebie zmiany ustawy zasadniczej prezydent mówi od roku. Byłoby to przypieczętowanie przeprowadzanych od 2015 roku reform i fundament nowej, znacznie lepszej Rzeczpospolitej. Z drugiej jednak strony do zmiany konstytucji nie pali się najwyraźniej Jarosław Kaczyński, co oznaczać może, że w tej sprawie prezydent powinien liczyć głównie na siebie. A skoro tak, to jego inicjatywa – niezależnie od rzeczywistych intencji – w warunkach upartyjnienia debaty publicznej będzie zapewne odczytywana jako próba budowy własnego zaplecza. A tego rodzaju zarzut może okazać się dla prezydenta poważnym utrudnieniem.
Niezależnie od tego, czy rzeczywiście prezydent ma ambicje budowy wokół siebie „obozu naprawy Rzeczpospolitej”, czy też nie, to jego postulat nie stoi przecież w sprzeczności z celami, jakie stawiała sobie prawica po 2015 roku. Obecną konstytucję z 1997 roku uchwalił Sejm, w którym zabrakło przedstawicieli prawicy. Dziś mamy owoce tamtej decyzji. Konstytucję, którą liberalna opozycja uważa za nienaruszalną świętość, która jest deklamowana na politycznych mityngach, prawica traktuje z dużą obojętnością. Ustawa zasadnicza nie łączy Polaków. Dlatego coraz bardziej potrzebujemy prawdziwej umowy społecznej.
Różnice między prezydentem a PiS mają raczej charakter taktyczny. Rządząca partia chce najpierw przeprowadzić zmiany, poczekać aż okrzepną, prezydent zaś wolałby chyba odwrotną kolejność – najpierw stawiać fundamenty, budować front poparcia, a potem wdrażać reformy. Tak też pewnie należy zrozumieć jego ideę zmiany konstytucji. Ale trudno robić z tego zarzut. Pozycja prezydenta jest inna niż rządzącej partii. W warunkach toczącej się wojny politycznej pełni on bowiem rolę stabilizującą, co oznacza, że powinien myśleć o państwie w nieco dłuższej perspektywie, brać pod uwagę trwałość jego instytucji i dbać o zapewnienie minimum społecznej zgody. Oczywiście nie za wszelką cenę, trudno sobie przecież wyobrazić współpracę z tą częścią opozycji, która świadomie wypisała się z odpowiedzialności za państwo i bojkotuje rzeczywistość.
Rzecz jasna wiele też zależy od tego, co ma stanowić istotę nowej konstytucji, jakie pytania prezydent chce zadać obywatelom. Trudno jednak nie przyznać prezydentowi racji, że po 20 latach obowiązywania obecnej ustawy zasadniczej, warto dokonać jej społecznej weryfikacji. Zwłaszcza, że Polacy, wybierając w 2015 roku prawicę, opowiedzieli się w większości za reformą coraz bardziej niewydolnego państwa. Ich głos powinien być zatem decydujący. Bo tylko wtedy – jak zauważył dziś prezydent – „Polacy będą mieli poczucie, że to ich własna konstytucja: przygotowana, przedyskutowana.” A że najpierw prezydent będzie musiał przekonać do swojej idei PiS, to już jest temat na inny komentarz.
-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „Sieci”!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/392013-prezydent-chce-zapytac-polakow-o-ich-zdanie-na-temat-ksztaltu-panstwa-czy-to-zly-pomysl