Zapowiadany na czwartek kongres - na PGE Stadionie Narodowym - miał być mocnym i ważnym wydarzeniem na politycznej mapie Polski. Prezydent Andrzej Duda i jego ministrowie mieli szansę nadać nową dynamikę projektowi referendum konsultacyjnego (ws. zmian w konstytucji). Niestety, poza kilkoma konkretami i szeregiem mglistych ogólników nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele, a cała dyskusja o referendum jak ugrzęzła w polityczno-ambicjonalnym błocie, tak tkwi tam dalej.
Przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy poświęcone wnioskom po cyklu debat ws. zmian w konstytucji nie dało żadnego nowego impetu temu projektowi. Prezydent mówił jak prawnik, ciekawie i merytorycznie, ale jednak bez pasji i zaangażowania z których jest znany, a dyskusja miała charakter czysto akademicki. Ważnym konkretem było jasne przecięcie plotek i sugestii - wniosek o referendum zostanie złożony, a referendum, jak podkreślał później prezydent w kuluarowych rozmowach, powinno odbyć się jeszcze w tym roku.
Wbrew oczekiwaniom nie dowiedzieliśmy się wiele w kwestii pytań referendalnych. Andrzej Duda powiedział to, co wiemy od roku - że mogą one dotyczyć ewentualnej zmiany waluty, zwiększenia ochrony praw pracownika czy wpisania do konstytucji jakiejś formy wzmocnienia rodziny. W morzu ogólników zasygnalizowane zostały osoby niepełnosprawne, rolnicy i wpisanie „ojcostwa” do konstytucji. Żaden z nakreślonych tematów (może poza wejściem do strefy euro) nie jest czymś, co może porwać opinię publiczną i skłonić obywateli do masowego udziału w ciągle ewentualnym referendum. Jedną z niewielu kwestii, która została zarysowana konkretnie to pomysł na podkreślenie wyższości polskiego prawa, konstytucji nad prawem unijnym. Drugim zagadnieniem w miarę konkretnym jest kwestia obligatoryjnego referendum w przypadkach zmian w tak wrażliwych kwestiach jak wiek emerytalny. To ciekawe i istotne zagadnienia, które w pewnej mierze może zostać odczytane przez obywateli jako interesujące. Ale to jednak sporo za mało.
W pakiecie i kuluarach kongresu odbył się cykl czterech (prowadzonych równolegle) półtoragodzinnych dyskusji o poszczególnych życia publicznego. Na niektóre w ogóle nie wpuszczono nikogo poza uczestnikami i mediami publicznymi. Inne były ciekawsze, ale znów - poza akademickim walorem debaty nie wniosły one niczego nowego. Szanuję wysiłki prezydenckiego ministra Pawła Muchy, który objechał całą Polskę, by wykrzesać nową, społeczną, oddolną energię dla pomysłu referendum, ale będąc całkowicie szczerym - nie ma tutaj wielkiego potencjału obywatelskiego. Idea zmian w konstytucji jawi się większości obywateli jako odległa, nieosiągalna, trudna do zrozumienia, a przy tym bez realnego znaczenia politycznego, bo przecież od konsultacji ws. konstytucji do jej zmian jest bardzo, bardzo daleka droga (zwłaszcza biorąc pod uwagę układ sił w parlamencie).
Od samego początku pomysłu na referendum konsultacyjne podkreślałem, że kluczem do sukcesu tego projektu będzie współpraca na linii Pałac Prezydencki - PiS. A precyzyjnie mówiąc - przychylność ze strony obozu rządowego i wsparcie, jakiego politycy PiS mogą udzielić, jeśli chodzi o zaplecze strukturalne, techniczne i polityczne. Andrzej Duda w ostatnich tygodniach nie raz i nie dwa pokazał, że umie to zdobyć, czasem wręcz wyszarpać. Tym razem na to się nie zanosi.
Uderzające było zlekceważenie czwartkowego kongresu przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. Na ważnym przeceż - przynajmniej teoretycznie - spotkaniu organizowanym przez prezydenta najważniejszym przedstawicielem większości rządowej był… wicemarszałek Senatu. Jeśli dodamy do tego plany PiS, by równolegle do zaplanowanej kilka tygodni wcześniej konwencji przedstawić kandydatów na prezydentów miast (co w sposóbo oczywisty zdominowało debatę) i złośliwości wysyłane w ostatnich dniach przez polityków partii rządzącej pod adresem prezydenta, mamy w zasadzie pełny obraz tych zgrzytów.
Brak odpowiedniej dynamiki politycznej, kiepsko rysujące się pole współpracy z obozem rządowym i zasygnalizowanie tematów, które nie uczynią z referendum ważnym społecznie wydarzeniem sprawiają, że przyszłość losu referendum jawi się w mało kolorowych barwach. Nawet jeśli prezydentowi Dudzie uda się przeforsować swój pomysł w Senacie, to bez jednoznacznie pozytywnego nastawienia ze strony PiS już w trakcie kampanii referendalnej, trudno będzie o dobry frekwencyjny rezultat. A jeśli dodamy coraz wyraźniejsze sugestie, że referendum miałoby się odbyć w innym terminie niż wybory samorządowe, to niebezpieczeństwo powtórki z referendum Bronisława Komorowskiego jest więcej niż prawdopodobne. Sam prezydent wydaje się być świadomym tego zagrożenia, ale - jak można wywnioskować z jego słów - jest też gotowy zapłacić tę cenę, gdyby Polaków nie udało się zainteresować tematami referendum. Jest bowiem trochę tak, że każda inicjatywa polityka przede wszystkim jest oceniana przez pryzmat skuteczności. A jeśli nie będzie frekwencji przynajmniej na poziomie 35-40 procent, trzeba będzie powiedzieć o porażce pomysłu. Tym bardziej istotne staje się więc uzgodnienie odpowiedniego terminu referendum i ewentualnego połączenia go z wyborami samorządowymi. Ale znów - nie padł tutaj żaden konkret, żadna deklaracja.
Mija rok od momentu, w którem prezydent Andrzej Duda ogłosił chęć przeprowadzenia referendum na temat zmian w konstytucji. Jeśli efektem tych dwunastu miesięcy miało być czwartkowe spotkanie na Narodowym, to trzeba powiedzieć wprost: przypomina to oczekiwanie na słodszą herbatę bez próby dodania do niej cukru. Od samego mieszania herbata słodsza się nie stanie. I tak też jest z projektem referendum, które - jeśli ma się udać, bo upieram się, że tkwi w nim pewien potencjał polityczny i społeczny - potrzebuje politycznego resetu, nowej dynamiki, pasji i zdecydowania, a nie retoryki uniwersyteckiej.
Jedną z ostatnich furtek dla prezydenta w najbliższym horyzoncie czasowym jest przemówienie w trakcie obchodów 3 maja. Andrzej Duda przyzwyczaił, że przy okazji tej daty przejmuje inicjatywę polityczną, nadaje pewną dynamikę i wchodzi do gry. Czy i tak będzie tym razem? Wiele wskazuje na to, że tak się stanie, jednak dzisiejszy kongres pokazał zdecydowanie, że Projekt Referendum - jeśli ma się udać - potrzebuje zdecydowanie większej dynamiki politycznej. Najbliższe tygodnie będą więc swoistym testem skuteczności dla całego Pałacu Prezydenckiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391943-po-kongresie-od-mieszania-herbata-nie-staje-sie-slodsza-projekt-referendum-potrzebuje-nowej-dynamiki-czy-stanie-sie-to-3-maja