Wiceprezes IPN Krzysztof Szwagrzyk wypowiedział się publicznie za wznowieniem ekshumacji w Jedwabnem. Choć nie zgadzam się z motywacją profesora („podejmując decyzję o tym, żeby przerwać [ekshumacje], tak naprawdę, ta sprawa nie została wyjaśniona”), to zarazem podzielam dalszy ciąg jego argumentacji („ona będzie zawsze wracała dopóki badania do końca nie będą przeprowadzone”). I dlatego zgadzam się z konkluzją jego wywodu.
Jakiś czas temu sam wzywałem, by – mimo wszystko – dokończyć ekshumacje. Bo choć sam uważam, że raport ze śledztwa IPN z 2001 roku dobrze oddał straszną rzeczywistość (zbrodnia dokonana, niestety, rękami polskimi, choć pod wpływem Niemców), i nie sądzę, żeby nastąpiło cokolwiek, co mogłoby zmienić ten mój pogląd, to zarazem pozostaje faktem, iż wielu Polaków uważa inaczej. I trudno od tego abstrahować, a bardzo ważnym elementem, na który powołują się uważający inaczej, jest właśnie niedokończenie ekshumacji.
Oczywiście, nie da się rozproszyć wątpliwości zakamieniałych antysemitów, ale wątpiący nie rekrutują się tylko z tej grupy. Jest wśród nich wielu ludzi uczciwych, tylko, po prostu, bardzo przywiązanych do idei totalnej historycznej czystości Polaków. Część spośród nich, w sytuacji w której niemiłą prawdę potwierdziłaby władza, do której mają w jakimś stopniu zaufanie, zapewne wycofałaby się ze swej postawy odmowy uznawania faktów. Inna ich część nie wycofałaby się całkowicie, ale zmniejszyła radykalizm swojego sprzeciwu. W sumie – jest o co zabiegać.
Rząd boi się ekshumacji, gdyż nie chce zaogniać konfliktu z Żydami; przecież to ich motywowany religijnie sprzeciw zaważył na decyzji ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, by zasadniczo ograniczyć zakres badań ekshumacyjnych. To zrozumiała postawa.
Ale istnieje i druga strona medalu. Im dłużej władza PiS ekshumacji nie przeprowadza, mając zarazem w swoich szeregach i na swoim zapleczu wielu ludzi, ewidentnie emocjonalnie nie pogodzonych z możliwością jakiejkolwiek polskiej winy, tym głośniej niektórzy twierdzą, że między tymi dwoma faktami istnieje prosty związek. Że ekshumacji nie ma jakoby dlatego, iż wiadomo że potwierdziłyby one ustalony w 2001 roku obraz wydarzeń, a tego rządzący nie chcą – albo ze względów ideologicznych, albo dlatego, że utrzymywanie wątpliwości wokół Jedwabnego pozwala im mobilizować część własnego elektoratu. Decyzja o ekshumacji pozbawiłaby takie insynuacje nośności.
Przy czym, co charakterystyczne, owe insynuacje wyrażane są w środowiskach, w których zarazem modna jest postawa demonstrowania oburzenia możliwością wznowienia ekshumacji – jako rzekomo upokarzającą Żydów i powołującą ich ból. Pozwala to na postawienie hipotezy, że w którymś ze swoich wariantów myślenie wrogów PiS-u doprowadziło część spośród nich do wniosku, iż brak ekshumacji jest tak naprawdę korzystny dla opozycji, pozwala bowiem zaogniać rozmaite spory, na których obóz rządzący traci.
I ten aspekt sprawy, wprawdzie w porównaniu z zasadniczym, czyli ostatecznym stwierdzeniem prawdy, poboczny, ale jednak niebagatelny, również polecam uwadze decydentów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391865-jedwabienskie-ekshumacje-powinny-zostac-wznowione-dla-prawdy-ale-i-z-innych-przyczyn