Budżet UE musi rządzić się prawem, a nie uznaniowością. Dlatego będziemy uważnie analizowali te zapisy pod kątem zgodności z traktatami
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich, wiceminister spraw zagranicznych.
wPolityce.pl: Panie ministrze, prasa i korespondenci w Brukseli piszą o niepokojących dla Polski kierunkach dyskusji wokół nowego budżetu unijnego. Struktura i wysokość funduszy miałaby być uzależniona od oceny praworządności w danych krajach UE. A zawieszenie przekazywania funduszy miałoby zostać wprowadzone poprzez zwykłe rozporządzenie (w PE i Radzie UE), gdzie nasze weto na niewiele by się zdało. Czy istnieje takie zagrożenie, a jeśli tak - to co taki scenariusz oznacza dla Polski?
Konrad Szymański: Stoimy na stanowisku, że każde euro powinno być wydawane transparentnie i rzetelnie. Nasza ocena uzależnienia wypłat z unijnego budżetu od praworządności będzie zależna od ostatecznego brzmienia tych zapisów. Nie zgodzimy się jednak na uznaniowe mechanizmy, które z zarządzania funduszami będą czynić instrument presji na polityczne zamówienie. Budżet UE musi rządzić się prawem, a nie uznaniowością. Dlatego będziemy uważnie analizowali te zapisy pod kątem zgodności z traktatami.
Nowy instrument „wspierania praworządności” rodzi wiele pytań, zwłaszcza o kryteria oceny praworządności w kolejnych krajach wspólnoty. Jak w kuluarach wygląda taka debata? Jak urzędnicy KE mieliby oceniać to dość płynne i niejednoznaczne zjawisko?
Wartości traktatów UE są naszymi wartościami. Problemy pojawiają z ich konkretnym zastosowaniem. Nie ma w tym nic dziwnego. Państwa członkowskie na różne sposoby realizują wartości traktatowe UE. Stąd bierze się zasada pluralizmu konstytucyjnego, która jest zasadą traktatową. Do oceny zgodności prawa krajowego z prawem UE powołany jest tylko Trybunał Sprawiedliwości i to w ograniczonym zakresie. Pytanie o kryteria oceny praworządności w państwach członkowskich i o to, kto ma do tego prawo jest tu kluczowe i nie znajduje dobrej odpowiedzi. Mamy więc ryzyko, że instrumenty, które mają chronić praworządność, same będą przejawem deptania tej zasady.
Polski rząd nie raz podkreślał, że nie zgodzi się na mechanizmy, które stworzą z funduszy unijnych pewne narzędzie do politycznego nacisku, ale jednak wygląda na to, że takie niebezpieczeństwo na dziś istnieje. Czy Polska zawetuje unijny budżet, jeśli takie kryterium w ogóle się pojawi? Czy może przyjmiemy jakiś scenariusz, jeśli to dziwne narzędzie będzie odpowiednio skonstruowane?
Zawetowanie prac nad budżetem to ostateczność i chcielibyśmy tego uniknąć, ale prace nad nim od początku toczą się w cieniu weta i KE powinna zrobić więcej, by takiego scenariusza uniknąć. Każdy komu zależy na szybkim porozumieniu powinien ograniczać, a nie mnożyć pola konfliktu.
Na jakich polach i płaszczyznach najbardziej zależy Polsce, jeśli chodzi o strukturę nowej perspektywy budżetowej? Wiemy, że po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE może być trudno o tak duże pieniądze jak ostatnio. Warszawie nie sprzyja także tendencja, by część funduszy spójności uzależnić też od poziomu bezrobocia, które w Polsce jest bardzo niskie lub takiej, a nie innej polityki migracyjnej, a przecież wiemy, że Warszawa była tutaj oceniana przez zachodnie kraje UE mało pozytywnie.
Prezentujemy pragmatyczne stanowisko, które uznaje potrzebę reform budżetu. Państwom, które promują dziś radykalne podwyższenia finansowania reform strefy euro, czy migracji, mówimy, że poziom tej ambicji jest wyznaczany przede wszystkim przez zdolność do znalezienia nowych wpływów do budżetu. Sugestie, że wzrost nakładów na tzw. nowe wyzwania UE (migracje, bezpieczeństwo, klimat, globalizacja, cyfryzacja) może wynikać tylko z przesunięć środków z polityki spójności i rolnictwa są politycznie nie do utrzymania.
Decyzje ws. WRF są podejmowane jednomyślnie, a kwestii strony dochodowej wymagają dodatkowo ratyfikacji w parlamentach narodowych. Dlatego jesteśmy przekonani, że interesy wszystkich państw, w tym Polski będą odzwierciedlone w ostatecznym kompromisie. Jakiekolwiek próby karania Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej za różne wyimaginowane przewiny grożą wybuchem poważnego kryzysu politycznego, który zablokuje negocjacje budżetu na wiele miesięcy.
Sporo mówimy o możliwych trudnościach wokół konstrukcji unijnego budżetu, a czy jest jakaś furtka, choćby potencjalna, dzięki której to my możemy coś zyskać na nowej strukturze perspektywy budżetowej?
Jedyna droga do porozumienia w sprawie WRF po 2020 roku wiedzie przez proporcjonalną realizację oczekiwań wszystkich państw członkowskich. Zamożność Polski w parytecie siły nabywczej wzrosła z 50% średniej UE w 2004 r. do 68% w 2016 r. Polska stopniowo staje się coraz bogatsza, więc rola budżetu UE w naszym rozwoju będzie stopniowo się zmniejszać. Natomiast nie zgodzimy się na działania dyskryminacyjne i próby zrewolucjonizowania polityki spójności, która dobrze służy całej Europie i nie może być ofiarą rozgrywek politycznych. Także brexit przynosi obiektywne cięcia budżetu. Wszystko to rozumiemy i jesteśmy gotowi do kompromisów, ale nie za cenę naszych dobrze uzasadnionych interesów rozwojowych.
Do kiedy muszą zapaść najważniejsze decyzje, panie ministrze? Polska jest przygotowana - merytorycznie i politycznie - na tę ostatnią prostą negocjacji? Kalendarz jest bardzo napięty?
KE chce szybkiej ścieżki i to jest rozumiane przez państwa członkowskie. Oznacza to bardzo ambitny kalendarz 7-miesięcznych prac w Radzie i 3 miesięcy w Parlamencie. Nie kwestionujemy tego podejścia, ale wskazujemy, że jeśli przecieki dotyczące niezrównoważonych cięć się potwierdzą, taka szybka ścieżka nie będzie w praktyce możliwa.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391852-nasz-wywiad-szymanski-o-kulisach-negocjacji-ws-budzetu-unijnego-rozmowy-tocza-sie-w-cieniu-mozliwego-weta-chcemy-tego-uniknac