Na facebookowym profilu SLD pojawił się plakat z hasłem „Nie ma 100-lecia niepodległości Polski bez 45-lecia PRL”. Wygląda na to, że postkomuniści ożywieni ostatnimi sondażami i zawetowaną przez prezydenta ustawą degradacyjną, postanowili powstać, niczym zombie, z grobu i znów straszyć ludzi.
W opublikowanym na Facebooku manifeście piszą m.in., że „krytyczny stosunek do czasów PRL często przeradza się w próbę kwestionowania wszystkiego, co miało miejsce między 1945 a 1989 rokiem.” Dalej pojawiają się znane od dawna dyrdymały o tym, że wielu dzisiejszych krytyków Peerelu właśnie w tamtym okresie zrobiło swoje pierwsze kroki w życiu zawodowym, uczyło się na uczelniach i zdobywało tytuły naukowe. Owszem to prawda. No i co z tego? Nikt nie wybiera sobie miejsca i czasu, w którym się urodził, bo gdyby mógł wybierać, to pewnie Peerel i pozostałe baraki obozu zamieniłyby się w bezludzie. Ja też robiłem maturę jeszcze za komuny i daję słowo – nie jestem wdzięczny Peerelowi za te stosy bredni, które próbował mi wepchnąć w szkolnych czasach do głowy. Szcześliwie był to już okres, w którym można było to zbyć śmiechem lub wzruszeniem ramion. Gorzej mieli ci, którym przyszło się edukować i pracować zawodowo w znacznie wcześniejszych latach. Im raczej należy się od postkomunistów jakieś zadośćuczynienie, a nie przechwałki na Facebooku, jak to „myśmy dbali o kraj”. Tak dbaliście, że do dziś dzieli nas w rozwoju różnica dziesiątek lat w stosunku do tej części Europy, którą wasze tragiczne rządy ominęły.
Pal jednak licho te farmazony. Postkomuniści piszą dalej, że biorą „w obronę dorobek ludzi urodzonych przed 1989, rząd PiS dziś atakuje służby mundurowe, jutro będą żołnierze, pojutrze urzędnicy państwowi, a za kilka dni albo za kilka miesięcy będą nauczyciele i wykładowcy.” Pomijając oczywisty fakt, że nie każdy urodzony przed 1989 rokiem był entuzjastycznym ubekiem wychwalającym „władzę ludową” i nie potrzebuje w związku z tym „obrony” dawnych towarzyszy, interesujący jest zamieszczony katalog potencjalnych ofiar „reżimu” PiS: żołnierze, urzednicy państwowi, nauczyciele i wykładowcy.
Wydaje się, że postkomuna dostrzegła duży potencjał wyborczy w sierotach po Peerelu. I nie chodzi tu o wymierających ze starości komunistycznych dziadów z aparatu i bezpieki, ale o zwykłych – i jakże licznych – oportunistów, co to próbowali się jakoś ustawić w peerelowskich centralach handlu, uczelniach, zjednoczeniach, ministerstwach, podpisując od czasu do czasu jakieś podtykane im przez esbeków papierki. To również powoli zanikająca grupa, ale aktywne są przecież ich rodziny, ich dzieci – dorośli dziś ludzie, nierzadko robiący – niekiedy dzięki dawnym koneksjom rodziców – całkiem spore kariery. A tu potencjał jest już całkiem spory – pisze o tym Piotr Skwieciński na łamach aktualnego numeru tygodnika „Sieci”.
To jasne, że postraszeni ustawą degradacyjną, obawiają się dziś kolejnych tego rodzaju działań. Ale to akurat nie jest problem prawicy. Bo wzmocnienie SLD może odbywać się niemal wyłącznie kosztem PO i jej akolitów. Czy zmusi to Grzegorza Schetynę, dawnego działacza NZS, do wylewania łez nad dorobkiem Polski Ludowej? Mając w pamięci występy Borysa Budki przed ubekami protestującymi przeciwko zmniejszeniu emerytur, wszystko wydaje się dziś możliwe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391700-zombie-wstaja-z-grobow-czyli-jak-liczny-moze-byc-dzis-elektorat-obroncow-polski-ludowej