W najbliższych miesiącach Tusk będzie jeszcze intensywniej robił to, co najbardziej lubi, czyli prowokował, manipulował, skłócał.
Jedyne, czym Donald Tusk zajmuje się na serio i z jakim takim zaangażowaniem jest mieszanie w polskiej polityce. Zaangażowanie jest jakie takie, gdyż obecny przewodniczący Rady Europejskiej jest mistrzem optymalizacji, więc wszędzie tam, gdzie nie musi kiwnąć palcem, nie kiwa, a nawet nie robi tego tam, gdzie powinien. Wyjątkiem jest prowokowanie, manipulowanie i granie na nerwach. Temu służy „oprawa” jego wizyt w kraju, gdy zeznaje w prokuraturze. 23 kwietnia 2018 r. mamy trzecią taką wizytę (wcześniej był 19 kwietnia oraz 3 sierpnia 2017 r.). Poza wizytami w warszawskich prokuraturach, Donald Tusk uprawia swoje gry i zabawy na Twitterze, podczas briefingów w Brukseli oraz w wywiadach dla TVN 24. Metoda jest stała: zasiewać niepokój (także w PO) i nigdy nie zajmować jasnego stanowiska w kwestiach powrotu do krajowej polityki. Przy okazji Donald Tusk kreuje się na skromnego obywatela, który mógłby grać immunitetem przewodniczącego Rady Europejskiej, ale z pokorą i godnością znosi prześladowanie go przez pisowską prokuraturę. A ta pokora to w rzeczywistości okazja do lansu i występowanie w roli zbawcy czy też Cyncynata.
Donald Tusk grał powrotem do krajowej polityki od objęcia funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej (1 grudnia 2014 r.). Grał nie tylko z PiS, ale także, a może przede wszystkim z Grzegorzem Schetyną: najpierw jako kandydatem na szefa PO, a potem przewodniczącym partii. Tuż przed świętami wielkanocnymi w 2018 r. zrobił wrzutkę, że decyzja o powrocie na polską scenę jest bliższa niż kiedykolwiek. Żeby Polacy rozmawiali o tym przy świątecznych stołach. I żeby traktowano go jako kandydata opozycji w polskich wyborach prezydenckich w 2020 r., choć przecież żadnej jasnej deklaracji nie złożył. Chodzi o to, żeby był uważany za ważnego i gotowego do ewentualnego desantu. Jako urzędnik UE przed 1 grudnia 2019 r. nie może ogłosić oficjalnie kandydowania, ale wystarczy, że nie będzie temu publicznie zaprzeczał. Zmiana strategii Donalda Tuska przed świętami wielkanocnymi nie była przypadkowa: czekał on z tym do pierwszych sondaży wskazujących na spadek poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Zgłosił się jako niekwestionowany lider opozycji, chcąc sobie przypisać ewentualne dłużej trwające osłabienie pozycji PiS w sondażach. Grzegorz Schetyna, znany z miłości do Donalda Tuska, nic nie mógł z tym zrobić, więc udaje, że to także jego sukces.
Wtedy, gdy w sondażach Prawo i Sprawiedliwość wręcz deklasowało Platformę Obywatelską i resztę opozycji, Donald Tusk był w Brukseli namawiany, by wsparł opozycję jakimiś deklaracjami w sprawie swego kandydowania w wyborach prezydenckich w Polsce. Przede wszystkim przez polityków zrzeszonych we frakcji Europejskiej Partii Ludowej. Ale też przez wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa oraz szefową unijnej dyplomacji Federikę Mogherini. Jeszcze intensywniej do kandydowania na prezydenta Polski mieli namawiać Donalda Tuska politycy niemieccy i francuscy, z Angelą Merkel i Emmanuelem Macronem na czele. Chodziło o to, by opozycji w Polsce, ale też politykom w Brukseli i kilku europejskich stolicach stworzyć nadzieję odsunięcia PiS od władzy. Tym bardziej że w tym samym czasie Komisja Europejska i Parlament Europejski urządzały ostrą jazdę przeciwko Polsce. Rząd PiS został w unijnych instytucjach i w niektórych stolicach uznany za przykry epizod, który powinien się skończyć po długotrwałej kanonadzie i wykreowaniu Tuska na lidera opozycji oraz jej kandydata na prezydenta. Dlatego to Donaldowi Tuskowi najbardziej zależy obecnie na tym, żeby nie doszło do porozumienia Polski z Komisją Europejską i zażegnania większości konfliktów. Z tego powodu były premier w Brukseli nie działa na rzecz Polski, lecz bardzo intensywnie i współdziałając z zagranicą pracuje nad odsunięciem PiS od władzy.
Przypomnę, że już w styczniu 2017 r. Donald Tusk mówił: „Polska może ponieść poważne konsekwencje takiej [w warunkach blokady sali plenarnej Sejmu i prób zerwania obrad] formuły przyjęcia budżetu na 2017 rok”. Sugerował, że budżet można by uznać za nielegalny, co dałoby instytucjom UE powody do ukarania Polski, także w kwestiach dystrybucji unijnych funduszy. „Każdy, kto będzie miał złą wolę i będzie dociekliwie chciał sprawdzać prawną sytuację Polski z dwuznacznie uchwalonym budżetem, będzie miał mocne argumenty” – mówił Tusk. Również w styczniu 2017 r. Donald Tusk straszył rząd Beaty Szydło, że poniesie on konsekwencje, także finansowe, jeśli nie zgodzi się na przymusową relokację uchodźców. Komisję Europejską zachęcał do kolejnych działań przeciw Polsce w maju 2017 r., gdy mówił, że wyłamując się z europejskiej solidarności w relokacji uchodźców, należy liczyć się z kosztami i konsekwencjami. Gdy w lipcu 2017 r. opozycja w Polsce po raz kolejny zmobilizowała ulicę, Donald Tusk wydał kuriozalne oświadczenie, w którym napisał m.in.: „Zwróciłem się do prezydenta Dudy z propozycją pilnego spotkania w celu omówienia kryzysu politycznego w naszym kraju i jego groźnych konsekwencji dla międzynarodowej pozycji Polski. Naszym wspólnym zadaniem powinno być zapobieżenie czarnemu scenariuszowi, którego finałem może stać się marginalizacja Polski w Europie”. W ten sposób Donald Tusk uzasadniał głęboką ingerencję instytucji UE w polskie sprawy, uzasadniał „karne” działania przeciw Polsce.
Kandydowanie Donalda Tuska w wyborach prezydenckich dałoby mu płynne przejście od immunitetu wynikającego z piastowania stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej do niepisanego immunitetu, jaki ma kandydat na prezydenta w Polsce. To ważne dla byłego premiera w kontekście śledztw prokuratury w sprawach katastrofy smoleńskiej czy prywatyzacji Ciechu, ale także w kontekście prac sejmowej komisji ds. Amber Gold oraz mającej wkrótce powstać komisji specjalnej ds. wyłudzeń VAT. Wszystkie te działania będą przedstawiane, także za granicą, jako zemsta na kandydacie opozycji na prezydenta. A nawet kreowanie się na kogoś prześladowanego przez prokuraturę i sejmowe komisje może być dyskontowane w ewentualnej kampanii prezydenckiej Donalda Tuska. Z jednej strony, przedstawiano by Tuska jako tego, którego PiS i Jarosław Kaczyński się realnie boją, z drugiej - jako męczennika za demokrację, prześladowanego właśnie dlatego, że jest silnym kandydatem na prezydenta.
W najbliższych miesiącach można się spodziewać częstszych oficjalnych lub półoficjalnych wizyt Donalda Tuska w kraju i wypowiadania się przez niego o krajowej polityce. Mimo braku oficjalnego potwierdzenia, że będzie kandydował, czego na razie nie może zrobić. Ewentualne kandydowanie Donalda Tuska to oczywiście wielki bagaż problemów i fatalnych skojarzeń, ale można się spodziewać rozmywania tego negatywnego obciążenia przez oskarżanie PiS o jeszcze gorsze praktyki, bazując na takich wydarzeniach jak premie dla ministrów czy uposażenia i przywileje w spółkach skarbu państwa. Dla nieprzekonanych o sensie popierania Tuska będą argumenty o mniejszym złu oraz podpieranie się jego europejską karierą, formalnie najbardziej spektakularną w historii III RP. Zwolennicy prezydentury Donalda Tuska będą przekonywać, że podjął się on zadania „ratowania Polski”. Dlatego jest przez pisowski reżim prześladowany, m.in. wezwaniami do prokuratury oraz przed sejmowe komisje śledcze. A to pozwoli Donaldowi Tuskowi jeszcze intensywniej uprawiać to, co najbardziej lubi, czyli prowokowanie, manipulowanie, skłócanie i robienie zamętu. Wszystko to oczywiście „dla Polski”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391400-zeznania-w-sadzie-i-w-prokuraturze-tusk-wykorzystuje-do-kreowania-sie-na-zbawce-i-pierwszego-przesladowanego-w-panstwie-pis
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.