Nie myliłem się. To nie żadne wojny o Trybunał Konstytucyjny, kształt trójpodziału władzy, oburzenie zagranicy i łatka zacofanego kraju w CNN wstrząsnęły sondażami i zagroziły władzy PiS. Kolejne badanie pokazują, że różnica między Zjednoczoną Prawicą i Platformą Obywatelską oscyluje wokół 10-15 proc. To już różnica groźna dla ekipy Jarosława Kaczyńskiego. Szczególnie, że opozycja dostała do ręki kij, którym skutecznie może okładać rządzącą prawicę.
To już nie tylko opozycja tańcząca kaczuchy na geriatrycznych marszach KOD, skarżypyty błagające brukselskiego Wielkiego Brata o pomoc i zakompleksieni celebryci, którym Kaczyński nie pozwala być „Europejczykami” ( dziwne, że mi pozwala) są twarzami opozycji. Od kilkunastu tygodni nakręca się spirala oskarżeń o coś, czego polskiej prawicy robić akurat nie wolno.
Pisałem jakiś czas temu, że PiS padł ofiarą własnego populizmu w sprawie „apanaży dla władzy”.. Tak długo politycy partii budowali narracje o przysłowiowych ośmiorniczkach, że przekonali Polaków, iż państwo powinno być prowadzone wyłącznie przez romantyków przekładających zawsze skromność ponad potrzeby materialne. Tak długo mówiono wyborcom, że PiS jest z ludem przeciwko establishmentowi, iż lud uznał, że ministrowie powinni zarabiać tyle, co ten uświęcony „zwyczajny” Polak. W dłuższej perspektywie brak podwyżek dla ministrów osłabi państwo. Pogłębi jego tekturowość i teoretyczność. A przecież to właśnie przeciwko temu PiS walczył. Jak budować silne państwo bez specjalistów opłacanych lepiej niż w prywatnym sektorze. Jak budować je bez ludzi nie podatnych na wpływy lobbystów? Znakomicie ten problem opisał Michał Majewski w „Tak to się robi w polityce”, podając przykład pewnego zdolnego doradcy ministra. Człowiek ten dostał propozycje objęcia teki wiceministra z innego resortu.
Jak dostałem propozycję, to wypiąłem pierś z dumy. Ale żona powiedziała: „Przecież na nowym stanowisku będziesz robił od rana do nocy, a pensja to jakieś 5 tysięcy złotych. Ja nie pracuję , mamy dwoje małych dzieci. Jak weźmiesz tę robotę, to się pakuj i wyprowadzaj z domu”! A u pana za doradztwo, za udział w kilku radach nadzorczych mam trzy razy większe pieniądze. Ale głupio powiedzieć ważnemu ministrowi, że nie przyjdę do niego, bo jestem łasy na pieniądze”.
Ostatecznie minister pomógł doradcy odrzucić prestiżową propozycje u kolegi z rządu. Takich absurdów w polskiej polityce jest cała masa. Dlatego uważam, że Beata Szydło miała prawo przyznać sobie i ministrom nagrody. Jednocześnie rozumiem decyzję Jarosława Kaczyńskiego, by zagrać pod publikę i kazać nagrody oddać. Wciąż dźwięczą mi słowa pewnego taksówkarza, zdeklarowanego wyborcy PiS, który w apogeum „sprawy Misiewicza” powiedział: „ Panie, oni mieli nie kraść i nie cwaniakować, a oni się zachowują z tym zatrudnianiem swoich jak ci złodzieje z PO”. Trudno więc było sobie wyobrazić inną decyzję Kaczyńskiego niż obniżka pensji dla polityków. Również opozycji.
Przed Zjednoczoną Prawicą ciężki bój o reelekcje. Do niedawna byłem przekonany, że przy takiej opozycji następna kadencja jest niemal pewna. Teraz nie mam takiego przeświadczenia. Wciąż uważam, że ekipa Kaczyńskiego wybory wygra, ale walka o zwycięstwo będzie się toczyła do ostatniego dnia wyborów. Jeżeli liderzy PO mają choć odrobinę instynktu samozachowawczego, Donald Tusk ma zaś nadal swój dawny teflon, to kwestia nagród będzie wyjątkowo w propagandzie opozycji eksploatowana.
Nie uda się tych zarzutów skwitować tym, że „oni też tak robili”. PiS zbudował swoją potęgę na tym, że jest partią inną niż establishment III RP. Oni właśnie mieli nie być tacy, jak poprzednicy. Po prostu prawicy wolno dziś mniej. Przez własna propagandę polityczną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391106-wygranie-nastepnych-wyborow-parlamentarnych-przez-zjednoczona-prawice-nie-bedzie-wcale-takie-latwe