Atak opozycji na wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego w związku z wykupem przez państwo polskie kolekcji Czartoryskich jest więcej niż symboliczny.
Oto widzimy, że obóz rządzący Polską w latach 2007-2015, a pod innymi szyldami właściwie przez całe ćwierćwiecze, do szału doprowadza sytuacja, gdy nasze państwo coś kupuje. Sytuacja odwrotna - czyli gdy Polska coś oddaje, sprzedaje lub sprzedaje za bezcen - nie wzbudza żadnych większych emocji po stronie dziś opozycyjnej.
W tym świetle polityka gospodarcza III RP staje się jeszcze bardziej zrozumiała. Bo to przecież nie może być przypadek, że rząd Platformy sprzedał Polskie Nagrania, zresztą za grosze, a rząd PiS kupił kolekcję, też zresztą za ułamek jej wartości.
Za ułamek wartości, ale jednak za duże pieniądze, które - jak się dowiedzieliśmy - rodzina Czartoryskich wyprowadziła z Polski. To ostatnie zdarzenie paradoksalnie potwierdza zasadność zakupu. Bo dowodzi, że jeśli rząd nie rozwiązałby tej sprawy, to w przyszłości mogły nas czekać różne niespodzianki, być może z próbami jakiegoś wyprowadzenia dzieł sztuki poza Polskę. Dziś to być może dla wielu niewyobrażalne, ale pamiętajmy: pod rządami obecnej opozycji widzieliśmy nie takie numery. A i klimat społeczny to też rzecz wysoce labilna.
Nie oznacza to, że o sprawie zakupu nie należy dyskutować. Wydano niemal 500 milionów złotych, a Polska to wciąż relatywnie niezbyt bogaty kraj z dużymi problemami i potrzebami (vide protest opiekunów osób niepełnosprawnych). Moim zdaniem rząd zrobił słusznie, ale można mieć wątpliwości.
Ważne, by pamiętać, że jedni sprzedawali, a inni kupują.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391050-jeszcze-o-kolekcji-czartoryskich-nie-mozna-sie-dziwic-ze-oboz-iii-rp-wpada-w-szal-gdy-nasze-panstwo-cos-kupuje-a-nie-tylko-sprzedaje