No to Platforma wybrała sobie nowego sekretarza generalnego. Właściwie to „pełniącego obowiązki”, bo w partii liczą, że Stanisław Gawłowski za jakiś czas jednak wyjdzie z aresztu i będzie mógł znów pilnować struktur partyjnych. Na razie pilnuje struktur w swojej dwuosobowej celi.
Jego obowiązki w centrali PO przejął Robert Tyszkiewicz, poseł z Białegostoku, od trzech lat w drugim partyjnym szeregu. Dlaczego? Bo to on jako szef sztabu był mózgiem przegranej kampanii Bronisława Komorowskiego. Kampanii, która miała być nie do przegrania (zawsze miło wspomnieć butny żart o Komorowskim przejeżdżającym zakonnicę na pasach).
Od wakacji roku 2015 nazwisko Tyszkiewicz w mojej głowie stale zmienia się na Tyśkiewicz. Bo takie wymieniał Andrzej Hadacz, dyżurny zadymiarz, wykorzystany w prowokacji przeciw Andrzejowi Dudzie przez ludzi z otoczenia Bronisława Komorowskiego. Tak wynikało z nagrań, do których z Marcinem Wikłą wówczas dotarliśmy i ujawniliśmy w tygodniku „wSieci”.
Przypomnijmy: CBA (nadzorowane wtedy przez Pawła Wojtunika) przypadkiem, przy innej sprawie, podsłuchiwało rozmowy telefoniczne Roberta G. - to człowiek zamieszany w powoływanie się na wpływy i wyłudzanie łapówek - powiązanego ze sztabem Komorowskiego.
Dowodziły one, że 17 maja przed debatą telewizyjną Duda-Komorowski urządzono ustawkę z Hadaczem w roli głównej. Miał zrobić zamieszanie i dać się poturbować przez ludzi z otoczenia kandydata PiS. Materiał wideo z tego zajścia miał pokazać, jak agresywne jest otoczenie Andrzeja Dudy, maltretujące spokojnego człowieka, zawiedzionego PiS-em (Hadacz w przeszłości był przyklejany do Prawa i Sprawiedliwości jako „obrońca krzyża” - w takiej roli był wykorzystywany w poprzedniej kampanii PO w spotach „Oni pójdą na wybory, a ty?”). Dwa dni po awanturze w TVP, 19 maja, Robert G. mówił znajomemu:
Wiesz… jestem zajęty teraz w tym… sztabie wyborczym… w tej kampanii, czy oglądasz telewizję, to chyba coś widziałeś. […] Ale jak oni się dali sprowokować, słuchaj… co ten Duda zrobił” — mówił zachwycony G. i jeszcze raz zrelacjonował całe zajście po debacie: „Tam przy końcu… zszedł ten cały pierdolony Duda… Do niego podszedł… rozumiesz… Hadacz, obrońca krzyża… który czeka jakiś czas… czeka, czeka, czeka… tak go nagrywali… i oni czekają, tam jakaś idiotka rozmawia… I ten mówi: a gdzie jest Kaczyński? Jak go, słuchaj, na kopach go wynieśli, cały sztab, a tam rozumiesz, radny miasta z PiS-u, szef młodzieżówki… Jak oni pojechali po nim… zaczęli go okładać… PiS… PiS odkrył się, słuchaj, to jest gwóźdź programu, że ty tego nie widziałeś, to się strasznie tobie dziwię. To jest szaleństwo, to na internecie… Wiesz… wpiszesz Hadacz, zobaczysz te wszystkie rzeczy. (…) Wiesz, jak to uderzyło… 8 procent poszło poparcia Komorowskiemu.
Inne rozmowy wskazują, że w ramach rozliczenia za akcję Hadacz miał obiecane mieszkanie komunalne. Rozmowa z 17 maja:
R.G.: I się zobaczymy, no. Wie pan, ja mam przygotowane dla pana, tam były takie różne rzeczy, jeśli chodzi o ten, to lokum pańskie. Dobra?
A.H.: Aha, dobra, ślicznie dziękuję, dobra.
Rozmowa z 25 maja (dzień po drugiej turze wyborów):
A.H.: Jeszcze raz przepraszam, że obudziłem, ale chciałem się upewnić, czy to jest faktycznie prawda. Pan już z kimś rozmawiał na ten temat tego mieszkania?
R.G.: Z kim?
A.H.: Czy pan już z kimś rozmawiał na temat tego mieszkania?
R.G.: Pan mówi o urzędzie miasta, znaczy o tym o ZGN-ie [Zakład Gospodarowania Nieruchomościami — przyp. red.]?
A.H.: Tak, tak, bo dzwonił do mnie przed chwilą facet.
R.G.: W jakiej sprawie?
A.H.: W sprawie mieszkania komunalnego.
R.G.: Yyy, zaczynają jakieś komedie panu robić. Proszę pana, ja rozmawiałem z jedną osobą, ale to jest takie jeszcze niewiążące. Dopiero jak będę miał pewne informacje, wtedy się do pana odezwę. Natomiast…
A.H.: Ale on, tak, ale on do mnie teraz dzwonił przed sekundą dosłownie, mam numer telefonu jego.
R.G.: Niech pan go da.
A.H.: Niech pan zapisze: 22 XXX XX XX.
R.G.: 22 XXX XX XX. Przedstawił się czy nie?
A.H.: Tak, coś tam powiedział, ale nie zdążyłem zapamiętać nazwiska. Bardzo szybko rozmawiał. Powiedział, że to nie jest rozmowa na telefon, tylko powiedział, żebym, żebym przygotował papiery i je złożył, już nawet nie wiem, czy to było na Bródno, czy na Bemowo.
R.G.: Dobra, pytanie jeszcze, czy pan mówił o tym komuś, czy, czy…
A.H.: Nie, nie, nikomu o tym nic nie mówiłem.
R.G.: Ja to sprawdzę, na razie.
Do Roberta G. oficjalnie w sztabie Komorowskiego nikt się nie przyznawał. Taśmy wskazują jednak, że G. współpracował z zapleczem głowy państwa. Dodatkowo G. pojawił się na wieczorze wyborczym. Była to pilnie strzeżona impreza urzędującego prezydenta i nie było możliwości, by pojawiły się na niej przypadkowe osoby, a G. został sfilmowany z plakietką „gość”.
Skąd w tym wszystkim Tyśkiewicz?
17 maja, późnym wieczorem, po prowokacji Hadacz rozmawia z Robertem G.:
R.G.: Także ruszamy jutro… Spotykamy się jutro. Dzwonię do pana rano. Dobrze?
A.H.: Tak, tak, bo…
R.G.: Konkrety.
A.H.: Ten Tyśkiewicz powiedział, że, eee, prawnicy się tym zajmą.
R.G.: No tak, ale prawnicy to jest ma… za mało, wiesz. Tu trzeba po prostu, yyy, odpowiedź zrobić jakąś taką publiczną. Oni zrobili publicznie, my też zrobimy ją publicznie, dobra?
A.H.: No tak, bo to nie może tak być…
R.G.: Prawnicy tego publicznie nie zrobią.
Z tego dialogu wynika, że „Tyśkiewicz” obiecywał Hadaczowi opiekę prawną. Czy coś jeszcze?
W dniu zatrzymania Roberta G. (30 maja) Robert Tyszkiewicz trafił do szpitala ze stanem przedzawałowym – jak podawała prasa. Gdy przygotowywaliśmy publikację, nie odbierał telefonów i nie odpowiadał na maile. Po ukazaniu się artykułu odmawiał komentarzy także innym mediom. Wydał tylko krótkie oświadczenie:
Artykuł „Taśmy brudnej kampanii”, autorstwa Marka Pyzy i Marcina Wikło, zamieszczony w tygodniu „wSieci” nr 35/2015 (144), ma - w stosunku do mojej osoby - charakter pomówienia opartego na kłamstwach i nieprawdziwych informacjach. Rozważam podjęcie kroków prawnych w związku z jego publikacją
Najwyraźniej poseł zważył, że nie ma co ryzykować kroków prawnych. Żadne pismo procesowe do naszej redakcji nie nadeszło.
Doskonale to rozumieliśmy. Zwłaszcza że pojawiły się zdjęcia Tyszkiewicza rozmawiającego z Hadaczem. Na przykład TUTAJ - czy właśnie wtedy miała paść obietnica (nawet na odczepnego, wszak Hadacz to trudny człowiek, interlokutor sprawiający wrażenie potrzebującego pomocy), że „prawnicy się tym zajmą”?
Do dziś nie wiemy. Ale fakty ujawnione przez nas w lipcu i sierpniu 2015 roku pozostają niepodważalne – przeciwko Andrzejowi Dudzie szykowano brutalną prowokację i planowano ją wykorzystać medialnie – z nagrań wynikało, że politycy PO mieli odpowiednio spreparowane filmy pokazywać na konferencjach prasowych. Miał to być jeden z asów otoczenia Bronisława Komorowskiego. Otoczenia, którym w tamtym czasie dowodził Robert Tyszkiewicz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/391012-czy-tyskiewicz-to-tyszkiewicz-nastepca-gawlowskiego-a-hadacz-i-prowokacja-wobec-andrzeja-dudy