W sprawie niektórych nieruchomości, którymi zajmował się BGN były naciski - powiedziała urzędniczka ratusza, jeden z referentów ws. Dahlbergha 5, Krystyna Pajuk. Dodała, że naciski były m.in. ze strony mecenasa Roberta N., który został zatrzymany ws. reprywatyzacyjnych i obecnie przebywa w areszcie. Nad sprawą tej reprywatyzacji, parasol ochronny, rozkładać miała także Hanna Gronkiewicz-Waltz, a także podejrzany o gigantyczne łapownictwo Jakub R. – były wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami.
W trakcie wielogodzinnej rozprawy przed Komisja Weryfikacyjną potwierdzono bulwersująca prawdę, że administracji Hanny Gronkiewicz-Waltz bardzo zależało na szybkiej reprywatyzacji jak największej liczby nieruchomości. Referent sprawy Dahlbergha Krystyna Pajuk przyznała, że ws. wydawania decyzji zwrotowych był wyznaczony cel - dla wydziału spraw dekretowych - na 300 takich decyzji za czasów Jakuba R. (b. wiceszefa BGN, obecnie w areszcie - PAP), a za czasów Jerzego M. (b. wicedyrektora BGN, obecnie przebywa w areszcie - PAP) cel ten wynosił 2 decyzje zwrotowe na osobę miesięcznie. Zeznała, że dla niej było to „dziwne”, ale - jak przyznała - nie kwestionowała tego polecenia służbowego.
CZYTAJ TAKŻE:Mocne zeznania lokatora Dahlberga 5! „Urzędnicy są zastraszani czy też skorumpowani przez czyścicieli kamienic?”
Dodała, że ws. wydawania decyzji jej przełożeni wysyłali przypominające e-maile.
Pytana, czy były naciski, aby wydać niektóre decyzje zwrotowe szybciej odpowiedziała, że „zdarzały się takie sytuacje, że kierownictwo wydawało polecenia, że należy wydać jakąś decyzję”. Dopytywana, w jakich sprawach, odpowiedziała, że „w sprawie Grójeckiej 212, 214, w sprawie Dzikiej, bez numeru. Jak dodała, takie polecenia były wydawane przez b. kierownika BGN Krzysztofa R. (zatrzymany ws. reprywatyzacji - PAP). Przyznała, że naciskał mec. Robert N. (obecnie w areszcie - PAP).
Pajuk, pytana czy świadek zauważyła, że są grupy prawników wyspecjalizowanych ws. zwrotowych, odpowiedziała, że tak. Dopytywana, czy wobec tych osób zauważyła jakąś życzliwość powiedziała, że mecenasi byli „częściej w urzędzie niż inni, spotykali się z dyrektorem częściej”.
Pytana o „handlarza roszczeń” Marka M., który jest współwłaścicielem kamienicy przy Dahlbergha 5, urzędniczka przyznała, że był częstym gościem w BGN. Przychodził „raz na tydzień, raz na dwa tygodnie”.
Z kolei Bożena Baranek. lokatorka kamienicy stwierdziła, że prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz mówiła, że decyzja reprywatyzacyjna ws. kamienicy przy Dahlbergha 5 została sporządzona zgodnie z prawem i jest jej przykro
Baranek powiedziała, że mieszkańcy ws. reprywatyzacji pisali m.in. do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Rzecznika Praw Obywatelskich, Trybunału Konstytucyjnego i prezydent miasta. Zeznała też, że w czerwcu 2007 r., kiedy mieszkańcy spotkali się w stołecznym ratuszu z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz, lokatorzy mówili, że są w takiej sytuacji po reprywatyzacji, że „mogą nawet błagać”.
Przewodniczący komisji Patryk Jaki zapytał, jak prezydent na to zareagowała. „W ogóle nie zareagowała, siedziała jak siedziała, jest jej przykro i już, ale takie decyzje zapadły zgodnie z prawem i już” - odpowiedziała Baranek.
Patryk Jaki dopytywał, czy to prezydent powiedziała, że decyzje ws. zwrotu części nieruchomości zapadły zgodnie z prawem. Baranek potwierdziła.
Decyzja została sporządzona zgodnie z prawem, takie jest prawo i nie mamy o czym dyskutować.
– relacjonowała wypowiedź Gronkiewicz-Waltz świadek.
Pytana, czy na spotkaniu można było odnieść wrażenie, że prezydent ma zaufanie do Jakuba R. (b. wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami, obecnie przebywa w areszcie - PAP), odpowiedziała: „na pewno”.
Świadek przyznała, że wraz z mężem odbyła również spotkanie z ówczesnym wiceprezydentem Warszawy Andrzejem Jakubiakiem, który powiedział, że jest mu przykro, ale - jak zeznała świadek - Jakubiak miał dodać w tym kontekście, że „on swoje mieszkanie zdążył wykupić”.
Baranek mówiła, że „załamanie przyszło po rozmowach z urzędnikami”. „Jak żeśmy zaczynaliśmy sobie zdawać sprawę, kim my jesteśmy, że my jesteśmy nikim, że nikt z nami nie chce rozmawiać, że my nie jesteśmy stroną, z nami się nie rozmawia, choć my mamy umowy cywilno-prawne, umowy najmu, to z nami nikt nie chce rozmawiać” - dodała.
Jak pisaliśmy pisma, że coś się dzieje, to miasto odpowiadało, że przekazuje to zarządcy,
– zeznawała. Jak dodała, zarządca się z lokatorami nie spotykał.
Świadek mówiła, że współpracownik „handlarza roszczeń” i współwłaściciela Marka M. miał kilkukrotnie uderzyć lokatorów, a w mieszkaniu, które zajmował przy Dahlbergha, non stop odbywały się imprezy z głośną muzyką.
PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/390533-naciski-i-panoszenie-sie-lapowkarza-w-ratuszu-tak-wygladala-reprywatyzacja-przy-dahlbergha-5-prezydent-o-wszystkim-wiedziala