Kiedy liderzy PO tak bardzo się troszczą o swego kolegę Gawłowskiego, bardziej wygląda to na pilnowanie go, niż pomaganie mu.
Ewa Kopacz prawie się popłakała lamentując 16 kwietnia 2018 r. nad strasznym losem Stanisława Gawłowskiego, sekretarza generalnego PO. I łamiącym się głosem (szkoła Beaty Sawickiej jednak robi swoje, tym bardziej że chodzi zapewne o „pierwszego machera, frontmenkę, partnerkę z mojej grupy”) przypomniała, że władzy PiS bała się już odchodząc z rządu w listopadzie 2015 r. Teraz była premier (mając Grzegorza Schetynę za plecami i łzy w pogotowiu) zaapelowała do Polaków, żeby nie głosowali na tych siepaczy z PiS, którzy Gawłowskiemu zgotowali straszny los. Przypadek Gawłowskiego ma być tylko memento, bowiem siepacze dybią przede wszystkim na zwykłych ludzi. I tu Ewa Kopacz dała się ponieść niczym Beata Sawicka. Nie sposób bowiem znaleźć przykładów zwykłych ludzi, którzy mieliby powód, żeby się obawiać CBA. Nie ma też zwykłych ludzi, do których CBA już zawitało. Ewa Kopacz (wspierana przez Grzegorza Schetynę i łzy w pogotowiu) odpowie zapewne, że to nieprawda, bo zwykłymi ludźmi są Władysław Frasyniuk oraz Paweł Kasprzak z Obywateli RP i jego ferajna. Problemem jest to, że zwykli ludzie wcale ich tak nie postrzegają.
Kiedy Ewa Kopacz straszy i namawia na głosowanie na PO, żeby tacy jak Stanisław Gawłowski wiedli wygodny żywot na wolności, co najwyżej będąc narażonymi na nieświeże ośmiorniczki bądź źle przyprawione policzki wołowe, strzela w kolano sobie i własnej partii. Bo zwykli ludzie wcale nie czują się zagrożeni i bardziej im przeszkadza pozostawanie na wolności kolegów Ewy Kopacz mających korupcyjne zarzuty, niż ich aresztowanie decyzją sądu. Zwykli ludzie nie znają przypadków z własnego otoczenia i z otoczenia innych zwykłych ludzi, żeby nie tylko bali się zatrzymania z powodu podejrzeń o korupcję, ale aby mieli kiedykolwiek okazję coś przyjąć pod stołem. Mieli takie doświadczenia, ale w drugą stronę, czyli to od nich domagali się (w mniej lub bardziej nachalny sposób) łapówek urzędnicy samorządowi, w ogromnej większości wywodzący się z PO i PSL. I zwykli ludzie tych o lepkich rękach i absolutnej interesowności po prostu nie cierpią. Bo wiedzą, że nawet łapówka niczego im nie gwarantuje, a często jest zwykłym wymuszeniem rozbójniczym, niezależnym od tego, czy cokolwiek w zamian zyskują. Jeśli Ewa Kopacz, Grzegorz Schetyna i inni członkowie Zarządu Krajowego PO, którzy 16 kwietnia w Szczecinie labiedzili nad strasznym losem swego sekretarza generalnego, uważają, że zwykli ludzie będą się rzucać Reytanem w obronie takich jak Stanisław Gawłowski, to albo kompletnie nie znają Polaków, albo robią im wodę z mózgu.
Strategia straszenia zwykłych Polaków niczym nieuzasadnionymi represjami ze strony pisowskiej władzy jest zrozumiała. Liderom PO chodzi o to, żeby wdrukować Polakom, iż zarzuty wobec kogokolwiek z tej partii są bezpodstawne i że w takiej sytuacji może się znaleźć każdy. Tyle że w tym nie ma nawet cienia prawdy. Sprawa Stanisława Gawłowskiego jest badana od pięciu lat, czyli zaczęła się jeszcze w czasach rządów PO. Nikt tu się nie spieszył i nie robił niczego na skróty. Było normalne dochodzenie prokuratorskie i działania operacyjne CBA na wniosek prokuratury i za zgodą sądów. Był wniosek do Sejmu o pozbawienie posła Gawłowskiego immunitetu. Był wniosek o zgodę Sejmu na tymczasowe aresztowanie posła w konkretnej sprawie. I była zgoda Sejmu. Ze zwykłymi ludźmi nikt by się tak nie cackał, szczególnie za rządów PO, gdy różnych ludzi miały zmiękczyć długotrwałe areszty wydobywcze. Ale na szczęście oni nie mają problemów z nagradzaniem ich usług apartamentami w Chorwacji czy setkami tysięcy złotych w postaci wziątek. Problemy mają tylko skorumpowani urzędnicy i funkcjonariusze publiczni.
Sprawa Stanisława Gawłowskiego i jego obrona przez kolegów z PO mają oczywiście drugie dno. Po pierwsze, to jeden z liderów tej partii, więc jego obrona jest niejako obowiązkiem, żeby morale w partii, a szczególnie w jej kierownictwie nie upadło na twarz. Po drugie, Gawłowski jako sekretarz generalny PO jest jedną z najlepiej poinformowanych osób w partii o jej oraz jej działaczy nieoficjalnym życiu i działalności. Gdyby Gawłowski pękł, straty byłyby niewyobrażalne. Kiedy wiec liderzy PO i mniej ważni politycy tej partii tak bardzo się troszczą o swego kolegę, bardziej wygląda to na pilnowanie go, niż pomaganie mu. Gawłowski ma być przekonany, że go nie opuszczą, a on nie powinien pod żadnym pozorem sypać. Ta pomoc wygląda więc na podtrzymywanie omerty. A sam Gawłowski nie może zwątpić w kolegów i stosowanie przez nich tych samych zasad, które on powinien stosować. Jeśli to się komuś kojarzy z pewnym południowym regionem Europy i znaną tam nieformalną organizacją, to całkiem słusznie. Bo tak to właśnie wygląda i działa. Tylko dlaczego mają tego bronić zwykli Polacy, będący ofiarami, a nie beneficjantami korupcyjnego systemu?
Można wątpić, czy rzewne lamenty Ewy Kopacz kogokolwiek wzruszają, a tym bardziej po zrobieniu opinii publicznej „w konia” przez łkającą Beatę Sawicką. Nie dlatego, żeby przeciętni Polacy byli nieczuli, tylko dlatego, że są mądrzy. I nie mają ochoty ani zamiaru bronić tych, którzy ich życie czynią brudnym i uciążliwym. Łzy, nawet te czekające w pogotowiu, już na nikim nie robią wrażenia. Polacy się nauczyli, że to tylko teatr. I że nie chodzi o nich, a po prostu o kolesiów, którym akurat powinęła się noga.
-
W nowym numerze „Sieci”: Mroczna tajemnica rodziny Waltzów! W tle wyrok Polskiego Państwa Podziemnego i złote życie pod opieką komunistycznej bezpieki.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/390485-kto-sie-nabierze-na-lament-ewy-kopacz-i-straszenie-zwyklych-ludzi-cba