Lokatorzy zadają sobie pytanie: czy urzędnicy są zastraszani czy też skorumpowani przez czyścicieli kamienic? Lokatorzy wielokrotnie informowali miasto o problemach, utrudnieniach i panującej sytuacji w kamienicy
– opowiedział świadek przed Komisją Weryfikacyjną podczas rozprawy dot. reprywatyzacji kamienicy przy ul. Dahlberga 5 na warszawskiej Woli.
W grudniu 2006 r. prezydent m.st. Warszawy podjął decyzję o ustanowieniu użytkowania wieczystego na okres 99 lat na rzecz dwójki nowych właścicieli. Miasto zachowało 4/12 udziału w tej nieruchomości.
Na rozprawę jako świadkowie wezwani zostali lokatorzy; zarządca nieruchomości Hubert Massalski; były burmistrz dzielnicy Wola Marek Andruk; referenci sprawy - Krystyna Pajuk i Jerzy Pałysa. W charakterze stron wezwani zostali m.in. Marek M.; m.st. Warszawa; Skarb Państwa reprezentowany przez Prezydenta m.st. Warszawy.
Wiceszef komisji weryfikacyjnej Sebastian Kaleta zarzucił stołecznemu ratuszowi brak reakcji na dramatyczną sytuację lokatorów po reprywatyzacji, którym podnoszono czynsze, grożono eksmisją. Według Kalety w czerwcu 2007 r. ówczesny burmistrz dzielnicy Wola, członek PO Marek Andruk spotkał się „ze znanym kolekcjonerem kamienic” Markiem M., który oświadczył, że celem jego aktywności jest to, żeby podnosić mieszkańcom czynsze aż wpadną w spiralę zadłużenia, a następnie doprowadzić do ich eksmisji. Jak mówił Kaleta, „w 2007 r. PO zarządzająca Warszawą miała pełną świadomość, jakie działania zamierza podejmować Marek M. w kamienicach, które przejął on w procesie reprywatyzacji”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kaleta ujawnia kolejny skandal reprywatyzacyjny! „Władze Warszawy chciały, żeby mieszkańcy Dahlbergha 5 trafili na bruk”
Będziemy chcieli wyjaśnić dlaczego warszawski ratusz swoimi decyzjami pomagał w eksmisji lokatorów
— podkreślił na Twitterze członek Komisji Jan Mosiński.
Jako pierwszy zeznawał Janusz Baranek – ostatni lokator, który przybliżył historię reprywatyzacji nieruchomości przy Dahlberga 5.
Dlaczego BGN wiedząc, że 27 maja ‘90 roku dzielnica Wola jest właścicielem 4/12 udziałów, nie wydzielił w naturze swojego udziału? Ta nieruchomość jako pierwsza została zwrócona z udziałem ułamkowym m. st Warszawy. Według opinii prawników i notariuszy nie można ustanowić praw użytkowania wieczystego do gruntu, jeśli jednym z użytkowników jest właściciel gruntu, w tym przypadku m.st. Warszawa jest właścicielem gruntu i współwłaścicielem kamienicy usadowionej na tym gruncie
— pytał świadek, dodając jednocześnie, że Jakub R. nie odniósł się do sprawy zabezpieczenia praw lokatorów komunalnych.
Janusz Baranek opowiedział Komisji Weryfikacyjnej trudną sytuację lokatorów, którzy postawieni nagle przed informacją o reprywatyzacji ich kamienicy, odbijali się od warszawskich urzędów prosząc o wyjaśnienia i pomoc.
5 stycznia 2007 r. ok. godz 20. mieszkańcy kamienicy zostali poinformowani poprzez przyklejenie kartek na drzwiach podwórza kamienicy z informacją, że przedmiotowa nieruchomość stanowi własność osób prywatnych
— mówił.
Lokatorów przyjął nawet wiceszef BGN Jakub R, który nie potrafił odpowiedzieć na kłopotliwe pytania lokatorów i obiecał, że wyczerpująco poinformuje na na piśmie o zaistniałej sytuacji
— opowiedział świadek.
Jak rozumieć krótką pamięć wicedyr. BGN, który nie pamiętał, jakie decyzje podpisywał trzy tygodnie wcześniej?
— pytał.
Dyrektor BGN Marcin Bajko powiedział, że nie podpisałby decyzji zwrotowej
— dodał.
Świadek opowiedział o kuriozalnym zdarzeniu w ratuszu!
W czerwcu 2007 w ratuszu miasta odbyło się spotkanie lokatorów z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz. Na spotkaniu byli przedstawicie BGN Jakub R. i Biura Polityki Lokalowej Piotr Stankiewicz. Wraz z lokatorami na spotkanie przybył radny PiS Paweł Terlecki. Zaskoczeniem dla lokatorów była reakcja prezydent na obecność radnego, która powiedziała: „Ale zrobiliście wejście. Przecież dobrze wiecie, że z PiS-em nie rozmawiam”. Zażenowany sytuacją radny Terlecki opuścił spotkanie by nie szkodzić lokatorom. Atmosfera była napięta z obu storn. (…) Lokatorzy pytali: Co z nami będzie?
— relacjonował świadek.
Lokatorzy zostali z niczym, pozostali sami z problemem utraty dachu nad głową
— dodał.
Janusz Baranek opowiedział też o brutalnych działaniach czyścicieli kamienic!
Lokatorzy kamienicy szybko przekonali się własnej skórze, że stali się ofiarą bezwzględnych czyściciel kamienic
— powiedział.
Walka z lokatorami, by wypędzić ich z kamienicy, zaczęła się od drastycznych podwyżek czynszu! Perfidia sięgnęła szczytu, gdy w budynku umieszczono mężczyznę, by pijackimi imprezami uprzykrzyć życie sąsiadom.
Innym sposobem działania zarządcy było celowe nieopłacanie rachunków za śmieci, prąd i wodę, by dostawcy odcinali mieszkańców od dostępu do nich!
Działania mające na celu zmuszenie lokatorów do opuszczenia zajmowanych od kilkudziesięciu lat lokali mieszkaniowych, odbyło się przy biernym przyzwoleniu urzędników miasta
— zaznaczył świadek, zwracając uwagę na niekompetencje urzędniczą w dzielnicy Wola.
Lokatorzy zadają sobie pytanie: czy urzędnicy są zastraszani czy też skorumpowani przez czyścicieli kamienic? Lokatorzy wielokrotnie informowali miasto o problemach, utrudnieniach i panującej sytuacji w kamienicy
— mówił.
Czyściciele kamienic wykazali, że chcieli pozbyć się lokatorów za wszelką cenę, nawet za cenę utraty wartości nieruchomości
— powiedział Janusz Baranek.
Świadek opowiedział również, że z 9 zamieszkałych lokali, na skutek reprywatyzacji zostały tylko dwie rodziny! Dochodził do nękania i presji ze strony Marka M.
Ludzie psychicznie nie wytrzymywali i odchodzili
— stwierdził.
Janusz Baranek był pytany o reakcję Hanny Gronkiewicz-Waltz na informacje o brutalnych działaniach czyścicieli kamienic.
Nie uzyskaliśmy żadnej pomocy, nawet obietnicy pomocy od prezydent
— odparł.
Urzędnicy współczuli nam, że jesteśmy w kamienicy, którą uzyskał znany kamienicznik [Marek M. - red.]. Ale pocieszali nas, że miasto jest współudziałowcem
— dodał.
Świadek mówił też o swojej znajomości z Jolantą Brzeską.
Warto przypomnieć, że w 2008 r. Jolanta Brzeska, ja i dwoje innych lokatorek złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o zorganizowanej grupie przestępczej. Sprawa została umorzona, bo dowody miały być niewystarczające. Okazuje się, że dziś ta sprawa zostaje wznawiana
— mówił.
Jola Brzeska nie miała żadnych problemów. Jedynym problemem, jaki miała, to był właśnie kamienicznik. (…) To, co stało się z Jolantą Brzeską było… Na pewno nas to dotknęło
— opowiadał.
W tamtym okresie Jolanta Brzeska dotarła do pewnych dokumentów, które mogłyby skompromitować naszych przeciwników. Nie dowiedzieliśmy się tego, jakie to były dokumenty
— dodał.
Jolanta Brzeska zginęła 1 marca 2011 r. Identyfikacja stwierdzająca, że ciało znalezionej kobiety to ona, było 7 marca, a 8 marca wychodząc do pracy zauważyłem, że mój samochód ma poprzebijane wszystkie opony
— mówił.
Świadek opowiedział również, jak doszło do niebezpiecznej dla jego zdrowia, a może nawet życia, zdarzenia.
Wyszedłem z wanny i straciłem przytomność. (…) Nastąpiło zablokowanie odpływu spalin z piecyka. To spowodowało zatrucie, na tyle poważne, że musiałem później wielokrotnie być w komorze hiperbarycznej. Inni członkowie rodziny również zostali zabrani do szpitala w celu przebadania, ale mój stan był najgorszy
— stwierdził.
Zanim przyszedł nowy zarządca Hubert Massalski przeglądy, kontrole w kamienicy były przeprowadzane systematycznie. Potem wręcz sami lokatorzy przeprowadzali te kontrole we własnym zakresie
— dodał, informując dalej, że powiadomiono prokuraturę, lecz sprawa została umorzona.
ak/PAP/wPolityce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/390420-mocne-zeznania-lokatora-dahlberga-5-urzednicy-sa-zastraszani-czy-tez-skorumpowani-przez-czyscicieli-kamienic