Po tym jak prezydent Andrzej Duda zawetował tzw. ustawę degradacyjną, po prawej stronie sceny politycznej pojawiło się sporo znaków zapytania. Jeden z większych dotyczy tego, czy pomysł w ogóle wróci do debaty publicznej. Z wypowiedzi przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości (w tym prezesa Jarosława Kaczyńskiego) wynika, że inicjatywy, która wyszłaby z kręgów rządowo-parlamentarnych po prostu nie będzie. Ale co z ewentualnym ruchem prezydenta, który również ma inicjatywę ustawodawczą? Z ustaleń portalu wPolityce.pl wynika, że w grze jest kilka scenariuszy.
WIĘCEJ:
Na antenie wPolsce.pl zapytałem o tę kwestię Krzysztofa Łapińskiego, rzecznika pana prezydenta. Oto, co odpowiedział:
Prezydent zadeklarował, że zaprosi na spotkanie przedstawicieli urzędu ds. kombatantów, Ministerstwa Obrony Narodowej, innych organizacji kombatanckich, by usiąść i wypracować pewne rozwiązania. (…) Prezydent zadeklarował, że zorganizuje takie spotkanie i z tego się wywiąże. Co się wyłoni na tym spotkaniu: czy konkretny projekt ustawy, czy grupa robocza, trudno w tej chwili przesądzać.
Wywiad do obejrzenia poniżej:
Z ustaleń portalu wPolityce.pl wynika, że takie spotkanie mogłoby się odbyć w przyszłym tygodniu, padł nawet roboczy termin 20 kwietnia. Pierwsze sygnały świadczą o tym, że prawdopodobny jest scenariusz, w którym prezydent zadeklaruje złożenie własnego projektu ustawy. Chociaż Andrzej Duda nie zadeklarował tego wprost, to jednak istnieje w opinii publicznej oczekiwanie, że prezydent skorzystałby z inicjatywy ustawodawczej w tej kwestii.
Zanim to się stanie, Pałac Prezydencki chce jednak wysondować Prawo i Sprawiedliwość, a zwłaszcza kierownictwo przy Nowogrodzkiej, czy w ogóle można liczyć na minimum współpracy w tej sprawie. Andrzej Duda chce uniknąć wrażenia, w którym projekt zostałby złożony, ale niemal od razu przekazany do „zamrażarki sejmowej”. Pierwsze reakcje z MON są pozytywne, ale jednak tutaj ważniejszy będzie czynnik polityczny, a nie czysto merytoryczny. Mówiąc wprost: decyzja Jarosława Kaczyńskiego. A ten dość jasno wskazał, że większość parlamentarna po prezydenckim wecie chłodno podchodzi do tematu.
Z drugiej jednak strony, jak słyszę od osób z otoczenia pana prezydenta, Andrzej Duda wie, że brak reakcji w tej sprawie tylko spotęguje zarzuty o, mówiąc kolokwialnie, „obronie sowieckich generałów”. I dlatego jakiejś inicjatywy Pałacu można się spodziewać. Czy będzie to po prostu poprawiony w szczegółach projekt, jaki przygotowano w parlamencie? To jeden ze scenariuszy - dość naturalny, ale już nie tak bardzo prawdopodobny jak oczywisty.
Jak się dowiadujemy, w otoczeniu Pałacu Prezydenckiego pojawił się też inny pomysł związany z tzw. degradacją. Streszczając jego założenia, chodzi o to, by przedstawieniu takich wojskowych jak Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak czy Florian Siwicki obowiązywał tytuł „generał Ludowego Wojska Polskiego”. Te trzy literki „LWP” miałyby w jednoznaczny sposób odróżnić wspomniane postaci od generałów Wojska Polskiego, a jednocześnie uniemożliwiłyby przeciągające się procesy odwoławcze i dyskusje. Pomysł został przekazany do MON, ale znów - czeka na akceptację albo przynajmniej konsultację z kierownictwem Zjednoczonej Prawicy. Mniejsze znaczenie (ale jednak istniejące) ma też dość pragmatyczny wątek: wojskowi krytycznym okiem patrzą na jakiekolwiek majstrowanie przy tytułach wojskowych, zwłaszcza nieżyjących.
W grze jest też surowa gra polityczna, w której prezydent Andrzej Duda po swoim wecie został, mówiąc żargonem piłkarskim, na spalonym.
Zupełnie poważnie mówi się o tym, że cała sprawa ustawy „degradacyjnej” jest kompletnie nie na rękę prezesowi PiS. Badania wskazały, że Polacy z, delikatnie mówiąc, umiarkowanym zadowoleniem przyjęli ten pomysł. Tymczasem nadarzyła się okazja, by rękami prezydenta pozbyć się gorącego kartofla, tym bardziej, że zmartwień nie brakuje
— słyszę od mojego rozmówcy z obozu „dobrej zmiany”.
Cała sprawa to kolejny dowód na to, że szwankuje kanał komunikacyjny; zwłaszcza ten na linii Pałac Prezydencki - Nowogrodzka. O ile wydawało się, że po szeroko i długo konsultowanych projektach reformujących wymiar sprawiedliwości (już po prezydenckim wecie) wypracowano pewne standardy, które pozwolą uniknąć poważnych nieporozumień w przyszłości, to wiara w to okazała się dość naiwna. Prezydentowi i jego ludziom dobrze, o wiele lepiej niż jeszcze pół roku temu, współpracuje się z kierownictwem MON w sprawie konkretnych szczegółów co do systemu kierowania i dowodzenia armią, ale jak pokazuje to przykład ustawy „degradacyjnej” - i ta kooperacja nie jest pozbawiona wad.
Ważne i wciąż nie do końca rozwiązane jest pytanie, dlaczego prezydent Andrzej Duda w ogóle zdecydował się na weto ustawy. Oczywiście - mocno wybrzmiały prawne zastrzeżenia i wątpliwości prezydenta, ale… No właśnie, jest i „ale”. Po pierwsze - prezydent nie zgłaszał oficjalnie wątpliwości na posiedzeniach komisji obrony (przez swoich wysłanników obecnych na obradach), żaden z ministrów Kancelarii Prezydenta nie podnosił głosu sprzeciwu w dyskusjach medialnych.
Więcej, pomysł na ustawę „degradacyjną” pojawił się jeszcze w czasach, gdy na czele resortu obrony stał Antoni Macierewicz. Jego pierwotna propozycja szła o wiele dalej niż ta, którą przedstawił Mariusz Błaszczak, ale po uwagach ze strony Pałacu Prezydenckiego projekt ten - jeszcze w czasach ministra Macierewicza - został złagodzony. Jeszcze dalej poszedł wspomniany minister Błaszczak, więc wydawało się, że o wecie nie będzie mowy. Ale jednak do niego doszło. Czy kluczowym tłem były jednak dyskusje w sprawie kompromisu z Komisją Europejską, ostatnie rozmowy z prawnikami w Pałacu, a może po prostu była to polityczna „rekompensata” prezydenta za podpisanie kiepskiej ustawy o IPN? Ile osób pytam, tyle odpowiedzi dostaję. Fakt faktem, że Andrzej Duda zaskoczył decyzją o wecie nie tylko polityków PiS, ale nawet swoich współpracowników.
Najbliższe tygodnie, a w zasadzie dni będą swoistym „sprawdzam” tego, co w sprawie ustawy degradacyjnej zrobi prezydent Andrzej Duda. Scenariuszy jest kilka: od przeciągających się akademickich dyskusji w gronie kombatantów i przedstawicieli MON, przez szybkie i konkretne ustalenia na linii Pałac - PiS, aż po zgłoszenie projektu przez głowę państwa mimo braku zielonego światła ze strony Nowogrodzkiej. Wówczas prezydent po prostu odbiłby piłeczkę do kolegów z PiS i to oni, a nie Kancelaria Prezydenta musieliby się tłumaczyć z (braku) dalszych prac nad tą ustawą. Gdybym miał obstawiać na dziś, postawiłbym na ten ostatni scenariusz. Wydaje się jednak, że albo obie strony spotkają się gdzieś w połowie drogi (nie tylko w sprawie projektu, ale i co do ambicji i gier politycznych wokół tego tematu), albo obie jeszcze więcej stracą na braku reakcji i wzajemnych pretensjach w tej kwestii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/389435-tylko-u-nas-czy-palac-prezydencki-zglosi-swoja-wersje-ustawy-degradacyjnej-wiemy-jakie-scenariusze-sa-na-stole