Wybory parlamentarne na Węgrzech – mimo wielu sprzecznych prognoz – zakończyły się ponownym triumfem rządzącego Fideszu i totalną klęską lewicy. Partia premiera Viktora Orbána zdobyła takie samo poparcie co cztery lata temu, uzyskując 2/3 głosów, czyli konstytucyjną większość.
Przez wiele miesięcy przed wyborami wydawało się, że zwycięstwo Fideszu w niedzielnych wyborach jest formalnością. Wszystkie sondaże od lat pokazują bowiem miażdżącą przewagę ugrupowania Viktora Orbána nad pozostałymi konkurentami. Spokój zakłóciły dopiero 40 dni temu wyniki uzupełniających wyborów samorządowych w Hódmezővásárhely, gdzie zdecydowane zwycięstwo nad wiceburmistrzem z Fideszu odniósł kandydat zjednoczonej opozycji.
Węgierskie media ujawniły wówczas szczegóły tzw. paktu Sorosa, który sprawdził się w Hódmezővásárhely. Plan miał polegać na tym, że z wyborów w ostatniej chwili wycofują się wszyscy kandydaci opozycji, by naprzeciw przedstawiciela rządzącej koalicji Fidesz-KDNP stanął tylko jeden konkurent. W ten sposób głosowanie miało przekształcić się w swoiste referendum: za czy przeciw Orbánowi. Taki scenariusz zrealizował się wczoraj w niektórych jednomandatowych okręgach wyborczych. Nawet to nie pomogło jednak opozycji, by pokonać Fidesz. Okazało się, że wyborcy zdecydowanie wolą partię Viktora Orbána niż inne rozwiązania.
Jeśli ktoś mógł rywalizować z konserwatywno-narodowym Fideszem, to nie postkomuniści czy socjaldemokraci, lecz nacjonalistyczny Jobbik. Na Węgrzech panuje dziś bowiem niepodzielnie prawicowy konsensus polityczny. Co prawda lewica świętowała głośno niedawną porażkę obozu rządzącego w Hódmezővásárhely, ale zapomniała, że zwyciężył tam nie kandydat socjalistów, lecz były członek Fideszu, zdeklarowany konserwatysta, praktykujący katolik i ojciec czwórki dzieci, który atakował partię Orbána nie z lewej, lecz z prawej strony.
Wczorajsze wybory potwierdziły tę tendencję. Fidesz zdobył 133 mandaty, a Jobbik – 26. Oznacza to, że partie prawicowe uzyskały łącznie w 199-osobowym parlamencie aż 159 głosów. Dla lewicowców i liberałów, którzy wspólnie mogą się pochwalić zaledwie 40 miejscami, to prawdziwa katastrofa.
Nieprzychylne rządowi media od tygodni przekonywały, że na korzyść lewicowej opozycji działać będzie wysoka frekwencja oraz głosy młodzieży. Do urn poszło sporo wyborców, bo ponad 66 proc., a jednak nie przełożyło się to na triumf socjalistów. Jeśli byli jacyś młodzi, rozczarowani Fideszem, to głosowali raczej nie na lewicę i liberałów, ale na Jobbik, który uzyskał 26 mandatów. Pokoleniowy bunt oznaczał dla nich kontestację nie lewicową, lecz prawicową.
W Hódmezővásárhely, gdzie 40 dni temu przegrał kandydat Fideszu, wczoraj bezapelacyjnie zwyciężył János Lazar – szef gabinetu Viktora Orbána, zdobywając 52 proc. głosów. Lewica tam się nie liczyła, choć była pewna, że powtórzy się wynik z uzupełniających wyborów samorządowych. Kalkulacje okazały się więc płonne.
Fidesz tymczasem śrubuje rekord w skali europejskiej, uzyskując po raz trzeci z rzędu konstytucyjną większość. Dobrą wiadomością dla Viktora Orbána jest również niezły wynik Jobbiku. Łatwiej będzie mu bowiem przyciągnąć do swego obozu wyborców prawicy, z którymi da się jakoś porozumieć, niż przedstawicieli lewicy. Jedno jest pewne: to nie był dobry dzień dla George’a Sorosa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/389424-totalna-kleska-lewicy-trzecie-z-rzedu-zwyciestwo-fideszu-i-viktor-orbana