Żadnego kryzysu nie warto przedłużać, a szczególnie takiego, który może się zamienić w poważny pożar.
Prezes Jarosław Kaczyński przeciął kryzys związany z ustawą degradacyjną. Przeciął wysadzając kryzys w powietrze. Tak jak się wysadza szyb naftowy czy odwiert, gdy wybucha w nim pożar. W taki sam sposób, w jaki wysadził płonącą sprawę nagród i przywilejów dla ministrów i wyższych urzędników. Prezes PiS powiedział, że Prawo i Sprawiedliwość oraz sejmowa większość nie są już zainteresowane ustawą degradacyjną, skoro prezydent Andrzej Duda zgłosił weto. PiS nie chce, by ta sprawa była rozgrywana tak, jak była rozgrywana kwestia nagród i premii. I to musiała być dla Andrzeja Dudy niespodzianka. Pewnie taka sama, jak w wypadku PiS, gdy prezydent zgłaszał weto. Można więc powiedzieć, że w niespodziankach jest remis.
Paradoksalnie decyzja Jarosława Kaczyńskiego i PiS pomaga też Andrzejowi Dudzie. Głównym motywem weta prezydent uczynił prawo do obrony czy zaskarżenia decyzji o degradacji, czyli zasady. Ale o zasadach mówi się zawsze w takiej sytuacji i Andrzej Duda nie jest tu wyjątkiem. Dość łatwo można zrekonstruować powody wykraczające poza takie zasadnicze deklaracje. A główny to kampania wyborcza. Można sobie wyobrazić jak najpoważniejszy kandydat opozycji, szczególnie gdyby był nim Donald Tusk, konfrontuje się w kampanii w 2020 r. z Andrzejem Dudą i pyta prezydenta, jak się zachowywał wobec „rujnowania prawa i praworządności” przez sejmową większość. Wtedy Andrzej Duda wylicza swoje weta, w tym wobec tak fundamentalnych ustaw jak o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa oraz tak ideologicznie gorących jak degradacyjna. I swoje weta (do czasu kampanii w 2020 r. będą pewnie kolejne) odnosi do tych Aleksandra Kwaśniewskiego wobec ustaw przyjmowanych przez SLD oraz tych Bronisława Komorowskiego w stosunku do aktów prawa uchwalanych przez PO. Oczywiście adwersarz jeszcze dociska, np. wymieniając ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (to niełatwa sprawa, gdyż Bronisław Komorowski też nie zawetował nowelizacji ustawy o TK pozwalającej wybrać sędziów „na zapas”), ale generalnie na tym polu Andrzej Duda nie musiałby stracić.
Weto prezydenta w sprawie ustawy degradacyjnej nie tylko zaskoczyło PiS, ale też wzburzyło wyborców tej partii, którzy w większości głosowali również na Andrzeja Dudę. Prezydent zapewne uznał, że może sobie pozwolić na taki afront wobec tej części elektoratu, bo gdyby doszło do konfrontacji np. z Donaldem Tuskiem, tego rodzaju „grzechy” zostałyby mu warunkowo wybaczone. Byłaby to w jakimś sensie powtórka z 1995 r., gdy wielu ludzi nawet mocno rozczarowanych Lechem Wałęsą i rozeźlonych na niego (sprawa agenturalności nie była wtedy powszechnie znana), zacisnęło zęby, żeby tylko nie wygrał postkomunista. Takie rachuby bywają oczywiście zawodne, tym bardziej że jesteśmy po lekcji Wałęsy, a liczba zdeklarowanych przeciwników popierania Andrzeja Dudy jako kandydata na prezydenta w 2020 r. rośnie. Jednak głowa państwa może tak kalkulować. Na razie weto wywołało burzę i gniew, ale wysadzenie w powietrze tej zapalnej sprawy negatywne reakcje może złagodzić. Głównie dlatego, że sprawa przestanie żyć w opinii publicznej. Gdyby trwały kilkumiesięczne czy choćby kilkutygodniowe targi wokół kształtu noweli ustawy, gniew wyborców identyfikujących się z PiS mógłby się tylko wzmagać. Po wysadzeniu sprawy w powietrze gniew nie zniknie, ale jednak trochę się wypali. I choć ustawa w zasadzie została wyrzucona do kosza, prezydent może ją odhaczyć po stronie „przeciw” i tym grać z wyborcami spoza PiS.
O tym, że „wybuchowa” metoda radzenia sobie z kryzysami jest skuteczna, przekonują reakcje opozycji. Jest ona wściekła na Jarosława Kaczyńskiego, że zabrał jej zabawki, głównie te używane w tzw. konwoju wstydu. Padają zarzuty o kierowanie się populizmem, ale przecież ów „konwój wstydu” był czystym populizmem, szczególnie gdy ma się w pamięci ośmioletnie rządy PO. Opozycja jest wściekła tym mocniej, że wreszcie trafiła na sprawy nośne społecznie, którymi można było „grzać” jeszcze wiele miesięcy. A teraz trzeba się będzie zmagać z własnymi posłami i samorządowcami, którzy już zgłaszają pretensje do partyjnej góry PO, że są pośrednimi ofiarami jej eskalacji „konwoju wstydu” i populistycznej licytacji. Wściekłość widać też w reakcjach mediów popierających opozycję. Tym bardziej że już się wypala wojna ideologiczna wokół degradacji, która miała zjednywać wyborców z silnym sentymentem do PRL. Jednym posunięciem Jarosław Kaczyński sprawił ogromny kłopot opozycji i w znacznym stopniu ograniczył negatywne skutki prezydenckiego weta dla samego Andrzeja Dudy. Co nie znaczy, że obie te sprawy już są definitywnie załatwione. Nie są, ale płynie z nich nauka, że żadnego kryzysu nie warto przedłużać, a szczególnie takiego, który może się zamienić w poważny pożar.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/389262-jaroslaw-kaczynski-zabral-opozycji-zabawki-z-konwoju-wstydu-i-mocno-oslabil-skutki-weta-andrzeja-dudy