Jarosław Kaczyński jednoznacznym sygnałem w sprawie nagród dla ministrów (przeznaczenie ich na Caritas) i obniżki wynagrodzenia dla posłów (o 20 procent) wywrócił stolik w grze, jaka trwa od kilku tygodni. Wydaje się, że innego wyjścia nie miał, bo stawką w tej rozgrywce były fundamenty wiarygodności ekipy „dobrej zmiany”.
Zgadzam się z Jackiem Karnowskim, który pisze, że to momentami chora, skrajnie populistyczna licytacja na skromność. Jeszcze trochę i ministrom byłoby wstyd jeździć służbowym samochodem, a politykom z legitymacją PiS wydawać pieniądze na coś innego niż pieczywo w małych polskich sklepach (i to nie w niedzielę).
Sam uważam, że problemem nie były same nagrody przyznane dla ministrów czy nawet samej premier, ale sposób, w jaki dowiedziała się o nich opinia publiczna. Gdyby szefowa rządu oznajmiła to jasno na konferencji prasowej i uzasadniła za co nagradza konkretnego członka rządu, sytuacja byłaby przejrzysta. A tak - społeczeństwo dowiedziało się o sprawie z odpowiedzi na interpelacje posłów opozycji. Powstała aura tajemniczości, może nawet klimat jakichś prób skubnięcia państwowego sukna pod stołem. Nie pomogły - delikatnie mówiąc - emocjonalne słowa premier Szydło z mównicy, która w generalnie mocnym i niezłym wystąpieniu wykrzyczała hasło: „Nam się należało”. Wyborcy byli zdezorientowani - raz premier Morawiecki przecina sprawę i ucieka do przodu, a za chwilę wicepremier mówi, że jednak problemu nie było. Klincz, pat, chaos. Tego nie dało się odkręcić w normalny sposób, a spirala mogła nakręcać się jeszcze przez kolejne dni. Stąd wywrócenie stolika i narzucenie własnej narracji, a nie niekończąca się defensywa.
Braku dobrej organizacji, jednoznacznego przekazu i zrozumienia nie można było „obejść” naturalnymi kanałami i próbą klasycznej politycznej perswazji. Dlaczego? Bo było to uderzenie w DNA tej ekipy politycznej. Tej władzy wiele darowano i odpuszczano, bo była swoja, taka jak jej wyborcy. To dlatego medialne i polityczne ostrzały nie trafiały do celu - bo nie dotyczyły fundamentów. Hasła o pokorze, służbie i problemach zwykłych Polaków nie były (i nie są) tylko pustymi sloganami, ale esencją, fundamentem właśnie. Powie ktoś nie zupełnie nie bez racji - trochę PiS dostaje dziś problem na własne życzenie, skoro uderzano ośmiorniczkami czy pieniędzmi wydawanymi na wino przy kolacji. Coś w tym jest, ale istota problemu dotyczyła czegoś innego: PiS w oczach części wyborców zaczęto widzieć zupełnie tak samo, jak Platformę. Jako partię władzy; zbyt często w tych samych butach, z tymi samymi przywarami.
To po części, rzecz jasna, nieuniknione zjawisko, ale dużo zależy od skali problemu. PiS miało i ma jeszcze całkiem spore pole manewru do pokazania różnic, do jasnego zasygnalizowania, że ta władza jest „dla ludzi”. Ale nagrody - powtórzmy, w takiej atmosferze - mocno poskrobały ten „swojski” teflon. Tak to już po prostu działa, co dziś stwierdził prezes PiS rzucając: „Vox populi, vox dei”. Sam Kaczyński jakby wiedział, że nie jest to ruch najlepszy, wymarzony, idący po linii programu jego partii - stąd choćby przypomnienie, że posłowie w latach 90. zarabiali więcej (realnie) niż dziś.
I dlatego też dzisiejszy ruch nie jest decyzją propaństwową, nie jest opartą o merytoryczne przesłanki, o raporty dotyczące choćby wpływu na zagrożenie korupcyjne czy wpływ na jakość tych, co pójdą do polityki. Sam uważam, że te 20% obniżki nie będzie miało większego przełożenia w tej kwestii. Ale podsumowując całą decyzję, to jednak polityka prowadzona - mimo wszystko - pod sondaże, pod dyktatem opozycji i części mediów. PiS nie pierwszy raz wycofuje się z pewnych pomysłów z powodu niekorzystnej reakcji opinii publicznej, ale jednak pierwszy raz w atmosferze okazania słabości i niezdecydowania.
Prezes PiS zdecydował się nie podejmować próby rozwiązywania węzła, tylko go przeciąć. I choć sam nie dziwię się takiej reakcji, to jest w tym wszystkim gorzki posmak. I to nie tylko dlatego, że to podbita licytacja na populizm.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/389039-jaroslaw-kaczynski-nie-usiadl-do-pokera-tylko-wywrocil-stolik-innego-wyjscia-chyba-nie-mial-bo-gra-szla-o-fundament-tej-ekipy