Dobrze się stało, że Katarzyna Lubnauer wyszarpała Nowoczesną z rąk Ryszarda Petru. Dziś nie ma już znaczenia, czy zrobiła to zgodnie ze sztuką demokracji partyjnej, o ile w grupie zdominowanej ilościowo przez kobiety możliwa jest sztuka demokracji, czy raczej podstępem, w zmowie z równie ambitnymi, co ona partnerkami. Najwyraźniej widać, że po objęciu przez nią przywództwa, Nowoczesna nabrała przyspieszenia w kierunku rozpadu, a może nawet upadku. I to przed dociągnięciem do końca obecnej kadencji Sejmu. Gdyby Nowoczesną nadal kierował Petru, byłoby może nieco śmieszniej, bardziej egzotycznie, ale raczej bez perspektywy rozpadu. Co najwyżej nastąpiło by kilka nieznacznych ubytków do innych ugrupowań czy Klubów poselskich.
Katarzyna Lubnauer, dowodząca partią z wysokości koturnów i w takiej koturnowej atmosferze, jakby jej każde słowo wstrząsało polityką globalną, a Władimir Putin i Donald Trump mieli nastawione specjalne radary na odbiór jej fundamentalnych dla nowoczesnego ukształtowania świata opinii, nie zauważa, jak rodzimi jej rzekomi sojusznicy nadgryzają Nowoczesną w błyskawicznym tempie, niczym smaczną, obrosłą w mięso kość.
Prawdopodobnie sam fakt przejęcia sterów dowodzenia partią tak oszołomił Katarzynę Lubnauer, że zatraciła instynkt samozachowawczy. Zdaje się, iż wierzy, że Grzegorz Schetyna jest siostrą samarytanką przysłaną wprost z niebios z misją niesienia wsparcia Nowoczesnej w wyborach samorządowych, traktowanych jako pierwszy etap przyjaźni i owocnej współpracy w procesie walki ze znienawidzoną partią Jarosława Kaczyńskiego.
Już pierwszy naturalny odruch Grzegorza Schetyny w wysunięciu Rafała Trzaskowskiego na wspólnego - Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej – kandydata na prezydenta Warszawy powinien być przez Lubnauer potraktowany jako syrena alarmowa krzycząca: - „Żadnych układów i umów z tym facetem”.
Widać wystarczyło, że Schetyna spojrzał na nią swoim cielęcym wzrokiem, a ona jak w piosence Jana Pietrzaka, odrzuciła podejrzenie: - „Czy te oczy mogą kłamać? Ależ skąd”.
Grzegorz Schetyna pozwolił swojej nowej politycznej partnerce nacieszyć się myślą, jak korzystną zawarła umowę polityczną oraz na jak lojalnego sojusznika natrafiła. A kiedy w tak błogi wprowadził ją nastrój, niespodziewanie namaścił Kazimierza Ujazdowskiego jako kandydata na prezydenta Wrocławia, pomijając taką drobnostkę, że Nowoczesna od dawna miała swojego własnego kandydata, którego zamierzała wysunąć, po uprzednim uzgodnieniu tego brzemiennego kroku z partnerem – Grzegorzem Schetyną.
Kiedyś w handlu popularne było powiedzenie: - „Powiadają jaskółki, że niedobre spółki”.
Czyżby sprawdzało się i w polityce?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/388842-udana-spolka-platformy-obywatelskiej