Mogłoby się wydawać, że po burzach wokół Trybunału Konstytucyjnego czy reformy sądownictwa obóz „dobrej zmiany” najgorsze ma już za sobą. Druga cześć kadencji miała upłynąć pod znakiem spokoju. Tak jednak nie jest. I duża w tym „zasługa” samych rządzących.
Wydawało się, że awantura wokół nowelizacji ustawy o IPN była chwilową próbą, z której rząd wyszedł cało. Emocje już opadły, dalej miało być z górki. Tymczasem PiS w euforycznym pędzie przewrócił się o własne sznurówki. Partia rządząca toczy się z dość stromego zbocza zaliczając kolejne siniaki i otarcia. Tak to bywa przy zbytniej pewności siebie. Zerka się gdzieś na widnokrąg, a nie patrzy pod nogi. Politycy PiS myślami byli już przy drugiej kadencji jako oczywistości, a okazało się, że trzeba pilnować również pierwszej, walczyć o utrzymanie korzystnego status quo każdego dnia. Ta batalia nie wymaga jednak odpierania ataków politycznej konkurencji, lecz zwykłej samodyscypliny.
Sprawa nagród i premii jeszcze długo będzie odbijać się czkawką rządzącym. Zamiast grzecznie przeprosić, zmienić temat i odwrócić się na pięcie, niektórzy reprezentanci obozu „dobrej zmiany” bronili jej jak niepodległości. Płomienne wystąpienie w tej sprawie, poklepywanej zewsząd po plecach, Beaty Szydło przybrało groteskowego wydźwięku. Oto do rangi sprawy spod znaku „Ani kroku wstecz” została podniesiona kwestia marginalna, a dla rządzących odwołujących się do „zwykłych Kowalskich” wręcz wstydliwa.
Przeciętny wyborca PiS mógł nie przejmować się salonowymi mantrami o „końcu demokracji”, „zamachu na sądownictwo”, „zawłaszczeniu TK”. Mógł ignorować napięcia między Warszawą a Brukselą, Waszyngtonem czy Tel-Awiwem. Ale gdy władza zaczyna twardo bronić swoich ekstraordynaryjnych przywilejów, jego cierpliwość zaczyna się wyczerpywać. Tym bardziej, że program „Rodzina 500 plus” już wtopił się w rodzimy krajobraz społeczny. Pamięć ludzka jest dobra, ale krótka i stopniowo wypiera fakt, kto wprowadził świadczenie. Teraz liczy się to, kto z wierchuszki wyciąga ręce po dodatkowe pieniądze.
A mogło być zupełnie inaczej. Grzech zaniechania PiS ws. projektu podwyżek dla ministrów daje o sobie znać. PiS uległ presji, cofnął się o krok w decydującym momencie. Zamiast podejść do problemu z otwartą przyłbicą, rządzący chcieli go obejść. Teraz płacą za to rachunek. Jak się okazuje, dość wysoki.
Nie łudźmy się - Prawo i Sprawiedliwość dostało zadyszki. Zważając na wygaszenie sporów dyplomatycznych i dobre wskaźniki gospodarcze, to dość zaskakujący moment. Zaskakujący i niepokojący (dla rządzących). Jeśli obóz „dobrej zmiany” wykłada się na tak prozaicznej kwestii, to co będzie w sytuacji pogorszenia koniunktury gospodarczej i prawdziwych kryzysów, gdy w grę będą wchodziły portfele milionów polskich podatników, a nie wąskiej grupy ministrów? Politycy mogą oczywiście uspokajać się względnie sporą przewagą nad PO, ale powinni spojrzeć prawdzie w oczy – to przestaje wyglądać dobrze.
Pycha kroczy przed upadkiem. Akurat tej nie brakuje środowisku Prawa i Sprawiedliwości, które dobrze poznało smak konfitur towarzyszących władzy. Może być doskonałą amunicją w sporach wewnętrznych (co już możemy obserwować), ale jest raczej kiepskim wabikiem na elektorat. Zwłaszcza ten z niepohamowanymi oczekiwaniami wobec rządzących. W końcu przez 2 lata zdążyli odrobić lekcje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/388639-pis-stal-sie-zakladnikiem-wlasnej-narracji-elektorat-mogl-wybaczyc-zamach-na-demokracje-ale-obrony-nagrod-dla-ministrow-nie-zapomni
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.