Nad rządem Mateusza Morawieckiego ciągle wisi sprawa premii, które wypłacił sobie rząd Beaty Szydło. Pieniądze zostały zwrócone, ale nadal stanowią pretekst do ataków na obóz dobrej zmiany.
W rzeczywistości gabinet Szydło zrobił dokładnie to, co wszystkie poprzednie władze III RP, które rozumiejąc, że jakiekolwiek podwyżki rządowych czy okołorządowych pensji staną się okazją do populistycznej nagonki, uzupełniał je innymi świadczeniami. Ta narastająca hipokryzja staje się groźna, gdyż uderza w podstawy państwa, a więc dobra nas wszystkich.
Rządzenie i administrowanie to niezwykle odpowiedzialna i ciężka praca, która wymaga poważnych kompetencji. Nie zmieniają tego przypadki takie jak Donald Tusk, którego wolne weekendy – latał na nie co tydzień rządowym samolotem – trwały niemal tyle, co praca, i bez względu na okoliczności znajdował czas, aby pojeździć na nartach w Dolomitach. Wśród prywatnych menedżerów również trafiają się lenie i oszuści, chociaż rzadko udaje się im utrzymać osiem lat na swoim stanowisku.
Posady w biznesie prywatnym, które wymagają chociaż trochę przybliżonego zaangażowania i talentów, co funkcje rządowe, w Polsce opłacane są kilkadziesiąt razy więcej. Na Zachodzie stawki te są jeszcze większe. Ale tam politycy i urzędnicy otrzymują znacznie wyższe uposażenia w proporcji do innych zarobków niż w naszym kraju.
Nie nawołuję, aby zrównać płace w sektorze komercyjnym i polityce. Niemniej nie możemy zgadzać się na niższą jakość kadr państwowych, choćby z tego powodu, że kosztować nas to będzie wielokrotnie więcej niż to, co wydalibyśmy na podwyższenie ich jakości. A więc musimy choćby zbliżyć pensje w administracji i prywatnej przedsiębiorczości.
Ludzie potrafią czasowo poświęcić dobra materialne na rzecz wyższych. Umieją zaangażować się i obniżyć swoje dochody ze względu na wagę działań, które podejmują. Natomiast mało kto wybierze trwałą i radykalną redukcję standardu życiowego swojego i rodziny. W efekcie jakość polskiej administracji jest, jaka jest.
To dodatkowa przyczyna rozbudowywania biurokracji, gdyż jeśli ci, którzy w niej pracują, nie potrafią sprostać swoim zadaniom, to rozwiązaniem wydaje się zwiększenie ich liczby. Na to, w przeciwieństwie do płac, żadnych ograniczeń nie ma. W rzeczywistości powinno być na odwrót. A zwiększanie administracji jest lekarstwem groźniejszym niż choroba, którą ma leczyć.
Polskie prawo pracy wyjątkowo chroni pracownika, i to, biorąc pod uwagę okoliczności, zwłaszcza w sektorze państwowym. Rozbudowuje formalne regulacje, z którymi związane są urzędnicze uposażenia i w efekcie niesłychanie utrudnia budowę zespołów fachowców, którzy powinni realizować państwowe zadania. Stąd głównie biorą się gabinety polityczne, stanowiących rodzaj bypassów mających podejmować przedsięwzięcia, których administracja rządowa nie jest w stanie zrealizować. Ta praktyka otwiera wyjątkowe pole do nadużyć, do czego zawsze prowadzą próby drobiazgowej regulacji życia, które ludzie tak czy owak potrafią ominąć.
I w ten sposób wikłamy się w błędne koło, bo każdy rząd wie, że podniesienie płac w administracji spowoduje kampanię „Faktu” – a jeśli jest to rząd PiS, to dołączą się do tego prawie wszystkie media prywatne – który zacznie porównywać płacę praczki z Pcimia z pensją ministra i zapytywać retorycznie, czy kobieta owa jest gorszym człowiekiem.
W przestrzeni publicznej pojawił się więc pomysł, aby oficjalnie wszystkie partie zaproponowały podwyżkę uposażeń polityków i administratorów po najbliższych wyborach, bez względu na to, kto w nich zwycięży.
Pomysł wydaje się sensowny, ale nierealny. Totalna opozycja nie za bardzo wierzy, aby była wstanie szybko zdobyć władzę, i jedyne, co może, to podkopać rządzącą większość pod hasłem „walki z próbą skoku na pieniądze podatnika”. To, że brak owego „skoku” kosztuje podatnika bez porównania więcej, wymaga refleksji, którą łatwo zagłuszyć wołaniem o korycie plus.
Pozostaje więc czekać na odważnych polityków, którzy po wyborach ogłoszą niezbędne zmiany zarówno w uposażeniach polskich administratorów, jak i gruntowną reformę naszego państwa. Gdyż drugą stroną podwyżki powinna być redukcja biurokracji i reforma państwa, która prowadziłaby do jego usprawnienia.
Tekst pierwotnie ukazał się w numerze 13/2018 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/388461-urzednicy-powinni-zarabiac-wiecej-rzadzenie-i-administrowanie-to-niezwykle-odpowiedzialna-i-ciezka-praca