Pomimo polskich doświadczeń historycznych uderzające jest, jak nasza kultura bezpieczeństwa jest diametralnie odmienna od amerykańskiej, chociaż nasza polityka, podobnie jak w Izraelu, powinna koncentrować się na kwestiach obronności, wywiadu i polityki zagranicznej. My mamy jednak więcej fantazji, żeby się o to, co nieprzyjemne, po prostu nie martwić. Znajdujemy się pod wieloma względami w ogonie postępu cywilizacji oświecenia
— mówi doktor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki, Konrad Hennig, autor książki „Narodziny cywilizacji oświecenia” w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Oświecenie, co to właściwie jest? Z czego wyrasta, jakie idee leżą u jego podstaw? Kim byli i jakie cele wyznaczali jego główni przedstawiciele?
Tak jak Chiny nie są zwykłym państwem, tylko jedną z wielkich cywilizacji, tak też oświecenie jest czymś więcej niż minioną epoką w historii sztuki czy filozofii. Fenomenu oświecenia nie da się wyjaśnić w oparciu o nazwiska pisarzy i myślicieli. Oświecenie było całościową zmianą struktury społecznej i każdego z osobna punktu odniesienia, kryjącego się w sposobie widzenia świata. Dlatego podjąłem próbę opisania oświecenia jako nowej cywilizacji, odkrywając w międzyczasie, że nikt przede mną nie zaproponował takiej perspektywy.
Proszę zatem, po pierwsze, sprecyzować pojęcie cywilizacji, którym Pan się posłużył, a po drugie, wskazać wspomniane przez Pana punkty odniesienia, idei, które wyznaczyły oświecenie jako cywilizację.
W cywilizacji jest wiele z muzyki. Jest współbrzmieniem wielu elementów, które zestawione ze sobą mogłyby stanowić równie dobrze hałas lub szum, ale nasze uszy rozpoznają w nich jakieś piękno. Nie chciałbym tej analogii poprowadzić zbyt daleko, ale tak samo, jak w tle muzyki mogą znajdować się odgłosy natury lub dźwięki otoczenia, nie będąc jej częścią, tak samo części składowe cywilizacji osadzone są w jeszcze szerszym kontekście kulturowym. Dlatego ważne jest znalezienie wyróżnika cywilizacji, którym, w moim przekonaniu, jest to, co dotyczy życia społecznego. Kluczowe elementy ustroju życia zbiorowego stanowią realizację treści ideowych, które Feliks Koneczny nazywał rozumieniem pojęć (dobra, prawdy, zdrowia, dobrobytu i piękna), a ja odnajduję w zbiorowym światopoglądzie, zawierającym określone postrzeganie świata, czasu i człowieka, hierarchię wartości i cel, do jakiego warto dążyć w życiu indywidualnym i społecznym. Powyższe pięć składowych elementów światopoglądu przekłada się na sposób zorganizowania życia zbiorowego, między innymi kształt instytucji prawnych i państwowych.
Jak wspomniane przez Pana idee, punkty odniesienia, prezentują się w zderzeniu z chrześcijaństwem, z cywilizacją, którą znamy pod nazwą Christianitas? Innymi słowy: Oświecenie to otwarty bunt i nowatorska kontrpropozycja czy rodzaj schizmy w łonie potężnej propozycji chrześcijańskiej?
Nie jestem przekonany, podobnie zresztą jak większość teoretyków cywilizacji, że możemy w ogóle mówić o cywilizacji chrześcijańskiej… Najczęściej dla scharakteryzowania ustroju życia zbiorowego, który wytworzył się po upadku Imperium Rzymskiego używamy określenia cywilizacji łacińskiej i dzieje się tak nie bez przyczyny. Była to sukcesorska mieszanka cywilizacji antycznej, dominujących wpływów barbarzyńskich (feudalizm!) i sakralności chrześcijańskiej. Porównując zmianę, jaka dokonała się w organizacji życia społecznego między V a VIII wiekiem i XVIII a XX stuleciem, odnoszę wrażenie, że o narodzinach nowej cywilizacji możemy tak naprawdę i z pełnym przekonaniem mówić dopiero w przypadku cywilizacji oświecenia. Po pierwsze więc, uważam, że ideału Christianitas, cywilizacji chrześcijańskiej, nie udało nam się zrealizować. Ideał miłości bliźniego wyrażony zarówno w emocjonalnym przekazie „szaleństwa krzyża”, jak i racjonalnym wykładzie Kazania na Górze stanowił propozycję bardzo trudną do pogodzenia z oporami struktury społecznej i skłonnej do grzechu natury człowieka. Po drugie zaś, proponuję spojrzenie na cywilizację oświecenia jako na zupełnie nową strukturę ideowo-społeczną, ale zawierającą również treści stare (jak każda cywilizacja sukcesorska), w tym również część chrześcijańskiej aksjologii, lecz niosącą jako melodię przewodnią zupełnie odmienne treści i porządkującą życie społeczne w całkowicie nowatorski sposób.
Sugeruje Pan, że między antykiem a oświeceniem jest właściwie mrok i ciemnota, a jeśli coś więcej, to najwyżej eklektyzm. Jednak rola, jaką Pan przypisuje feudalizmowi, wydaje się wskazywać, że jest Pan wyznawcą materializmu historycznego…?
Powiedziałbym raczej, że między antykiem a oświeceniem był ulepszony antyk, który nazywamy cywilizacją łacińską. Nie mrok, ale więcej światła wniesionego przez ujmujący ideał miłosierdzia i służby bliźniemu. Zdobądźmy się jednak na eksperyment myślowy i spróbujmy wyobrazić sobie, jak wyglądałaby cywilizacja chrześcijańska, gdyby została kiedykolwiek urzeczywistniona. Czy byłoby w niej miejsce dla niewolnictwa? Dla nierówności wobec prawa? Dla kupowania odpustów? Chrystus był najbardziej „nieludzkim” z ludzi. Był Bogiem i pokazał nam, na jaki obraz zostaliśmy stworzeni i jaka powinna być nasza droga do życia wiecznego. Do zbawienia nie potrzebujemy szczególnego ustroju politycznego. Możemy być dobrymi ludźmi w każdych warunkach. Udawało się to w średniowieczu i udaje się dzisiaj.
To prawda, że do zbawienia nie jest konieczny taki lub inny ustrój polityczny, ale nie ulega też wątpliwości, że bywają ustroje sprzyjające lub utrudniające rozwój moralny człowieka. Czy oświecenie pomaga człowiekowi być lepszym?
Na poziomie przedkulturowym dobre jest to, co jest przystosowawcze, a więc pomaga jednostce przetrwać i rozmnażać się. Kodeksy etyczne stworzyliśmy na gruncie poszczególnych cywilizacji i żaden z nich nie był i nie jest uniwersalny. Oceniając współczesny świat kryteriami moralności chrześcijańskiej, bezwzględnie rzuca się w oczy egoizm, który wyparł postawę służby bliźniemu. Ale jednocześnie oświecenie poszerzyło sferę wolności, o jakiej ludzie nie mogli nigdy wcześniej marzyć, i która wciąż niedostępna jest w pozostałych współczesnych cywilizacjach. Możemy dzielić się dobrym słowem, własnym świadectwem i przykładem dobrego życia. Chociaż więc przekaz cywilizacyjny nie pomaga, a wręcz niesie liczne zagrożenia, to również nie przeszkadza tym, którzy chcą szukać lepszego życia.
Jeśli dobrze rozumiem, teoria moralności ufundowana na kryterium, o którym Pan wspomniał, sklasyfikowałaby postępowanie Sokratesa czy Jezusa z Nazaretu jako moralnie naganne, a np. Chaima Rumkowskiego czy – z zachowaniem wszelkich proporcji – Wojciecha Jaruzelskiego jako co najmniej moralnie poprawne, a w przypadku generała nawet wzorowe? Ten swoisty biologizm to kolejny wyróżnik oświecenia, skoro nie ma życia poza życiem tu i teraz?
Biologizm bynajmniej nie jest kryterium oświeceniowej etyki. Jest nim maksymalne szczęście jak największej liczby obywateli. Problem w tym, że cywilizacja oświecenia pozostawia zdefiniowanie szczęścia każdemu z nas, co doprowadziło wielu z nas do wyborów najprostszych, do postawy, którą nazywamy konsumpcjonizmem. O statusie społecznym współczesnego człowieka przesądzają zachowania absolutnie nieprzystosowawcze, takie jak niszczenie rzeczy, kupowanie niepotrzebnych przedmiotów, wyrzucanie niemodnych ubrań, hazard, alkohol i narkotyki. Problem w tym, że one nie dają szczęścia, a co najwyżej chwilowe zadowolenie. Stąd wielki dramat współczesnego człowieka, który znakomicie wyraża sztuka nowoczesna (performatywna, eksperymentatywna i skandalizująca), która do wielu z nas nie przemawia, ale niesie bardzo silny przekaz dla ludzi Zachodu, lecz również tych Polaków, którzy w pełni żyją w porządku cywilizacji oświecenia. Osobom z kryzysem tożsamości, wychowanym bez miłości lub w poczuciu porzucenia przez jedno z rozwiedzionych rodziców, ta pogardzana na prawicy sztuka nowoczesna niesie katharsis, jakie nam (i wielu z nich) daje Szekspir i Wyspiański.
Co więc jest wyróżnikiem cywilizacji oświecenia? Co oświecenie rozumiało przez: dobro, prawdę, zdrowie, dobrobyt i piękno?
Podchodzę sceptycznie do koncepcji Konecznego. Brakuje mi u niego przełożenia rozumienia pięciu pojęć na metodę ustroju życia zbiorowego, którą Koneczny widział w trójprawie: rodzinnym, majątkowym i spadkowym. Główną część Narodzin cywilizacji oświecenia poświęciłem na opisanie trzech narracji ideowych oświecenia i ich wpływu na zmianę porządku społecznego. Jednolitość jest kluczowa nie wewnątrz świata idei i nie wewnątrz ustroju prawnego, ale przede wszystkim pomiędzy nimi.
Jakie więc treści niesie oświecenie i w jaki sposób porządkuje życie społeczne?
Naturalizm, racjonalizm i utylitaryzm. W takiej kolejności i w takim porządku. Pierwszy uwolnił nasze postrzeganie świata i człowieka od odniesień religijnych. Zyskaliśmy przekonanie, że świat przyrodniczy i społeczny poddany jest naszej władzy, że możemy stwarzać swoje warunki życia i, co więcej, samych siebie. Dzisiaj, po nazizmie i komunizmie, wiemy już, jak niebezpieczna może być ta władza, ale mamy też dowód jej skuteczności w postaci udanego eksperymentu Stanów Zjednoczonych Ameryki. Te same idee pozwoliły na stworzenie najpotworniejszych totalitaryzmów a jednocześnie „najlepszego ze świata państw”. Dwie pozostałe idee zwiększyły efektywność i użyteczność naszych wysiłków. Racjonalizacja porządku społecznego doprowadziła do centralizacji władzy politycznej, pozytywizmu prawniczego, wytworzenia się demokracji przedstawicielskiej, gospodarki kapitalistycznej i biurokratycznej administracji państwowej. Z racjonalizmu wynika wysoka pozycja nauk ścisłych i przyrodniczych w wyjaśnianiu świata. Bez niego nie byłoby tak dynamicznego rozwoju technologii. Z kolei utylitaryzm zamknął perspektywę szczęścia w życiu doczesnym i utożsamił je z samorealizacją. Indywidualistyczna wizja człowieka przełożyła się na zanik relacyjnego wymiaru szczęścia w postaci miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, który przydawał szczęściu trwałość, odróżniającą je od radości. Dlatego bardzo często mamy dzisiaj wrażenie niepełności, odczuwamy brak pewności i bezpieczeństwa, stając samotnie w obliczu wyzwań nowych technologii i zjawisk społecznych.
Stany Zjednoczone to oczywiście piękny przykład udanego eksperymentu. Problem jednak w tym, że ten eksperyment wciąż trwa i wciąż nie wiemy – w przeciwieństwie do nazizmu czy komunizmu – jakie owoce wyda. Wiemy za to, że „miasto na wzgórzu” drży i pęka, a jego mieszkańcy patrzą w przyszłość z coraz większym lękiem. Czy nie jest to zjawisko charakterystyczne dla ludzi „oświeconych”?
Amerykanie lubią mówić o swoim państwie jako wciąż niedokończonym eksperymencie, ale dla zewnętrznego obserwatora ich sposób życia, ustrój polityczny i gospodarczy są już dawno ukształtowane. O sukcesie modelu organizacji życia społecznego w USA świadczy nie tylko ciągły napływ imigrantów i ich błyskawiczna integracja, ale również skuteczność narzucania innym państwom reguł zgodnych z interesami Stanów Zjednoczonych. To jest kwintesencja tego, co wniosło oświecenie w historię ludzkości. Efektywność działań, inżynieria społeczna, konstruowanie instytucji na potrzeby wyzwań, przed jakimi staje wspólnota polityczna. Narracja nieustannego zagrożenia, jaką kreują Amerykanie, jest pochodną ich militaryzmu i imperializmu. Amerykanie potrzebują środków motywujących młodych żołnierzy do służby wojskowej i uzasadniających podatnikom utrzymywanie najpotężniejszej armii na świecie. Pomimo polskich doświadczeń historycznych uderzające jest, jak nasza kultura bezpieczeństwa jest diametralnie odmienna od amerykańskiej, chociaż nasza polityka, podobnie jak w Izraelu, powinna koncentrować się na kwestiach obronności, wywiadu i polityki zagranicznej. My mamy jednak więcej fantazji, żeby się o to, co nieprzyjemne, po prostu nie martwić. Znajdujemy się pod wieloma względami w ogonie postępu cywilizacji oświecenia.
Jakie zastosowanie mają trzy oświeceniowe idee do konkretnych sytuacji. Czy racjonalna jest pomoc udzielana osobom słabszym i upośledzonym? Dlaczego ma żyć człowiek, z którego nie ma żadnego pożytku albo ten, który jest tylko ciężarem i swoistą przeszkodą w samorealizacji, zdaniem swego bliźniego, pod jakimś względem uprzywilejowanego?
To najtragiczniejszy paradoks humanizmu, że człowiek, który miał znaleźć się w centrum kultury, został odarty z przysługującej mu godności. Bez tej ochrony możliwe stały się rzeczy straszliwe, cywilizacja śmierci nie jest przesadzonym określeniem, lecz obawiam się, że jeszcze gorsze mogą dopiero nadejść. Eugenika, aborcja i eutanazja były możliwe przy technologii opanowanej wieki temu. To, co nas czeka, to genetyczne modyfikacje człowieka i integracja mikroprocesorów z mózgiem człowieka. Prawdziwego nadczłowieka zobaczymy wtedy, gdy utraci zdolność prokreacji z resztą gatunku, najprawdopodobniej będzie produktem sztucznego zapłodnienia, ciąży poza organizmem matki, bardziej dzieckiem technologii niż ludzkiej miłości. A kolejnym paradoksem jest to, że pierwszeństwo w stworzeniu tego nadczłowieka mogą nam wyrwać Japończycy lub Chińczycy. Wszyscy startują w tym wątpliwym wyścigu, który da ogromną przewagę państwu, które pierwsze skomunikuje roboty i ludzi w jeden organizm (najpierw z pewnością w jedno stado). Reguła technicznej wykonalności nie jest wyłączną domeną oświecenia. Przy czym dotychczas w świecie Zachodu na przeszkodzie stał jej szacunek do życia ludzkiego. Dzisiaj zasady gry są dla Ameryki, Europy i Azji takie same. Czyngis-chan zwyciężył w naszych duszach.
To temat na inną rozmowę, ale skoro Pan o tym wspomniał, to dopytam – transhumanizm to konsekwencja oświecenia?
Tak, jest kolejnym krokiem do urzeczywistnienia przewodnich idei cywilizacji oświecenia, która jest cywilizacją wciąż bardzo młodą i będącą jeszcze w fazie wykuwania swojego ostatecznego kształtu. Książkę zatytułowałem Narodziny cywilizacji oświecenia, bo dopiero o jej narodzinach czułem się uprawniony pisać. O tym, w jaki sposób nasze życia będą finalnie zorganizowane, będą mogły pisać dopiero kolejne pokolenia. Już dzisiaj jednak nie mam wątpliwości, że ten przyszły kształt ustroju społecznego, który na naszych oczach się wyłania, będzie napędzany przez idee, które opisałem w mojej książce. W tym sensie podjąłem się próby przewidywania przyszłości, dzięki czemu być może mniej nas ona zaskoczy.
Pańskim zdaniem, oświecenie uwolniło „nasze postrzeganie świata i człowieka od odniesień religijnych”. Czy jednak nie sądzi Pan, że ta „wolność od” jest zarazem „zniewoleniem do” bycia w tym świecie, w dodatku za wszelką cenę i po trupach?
Przed cywilizacją oświecenia stoi wciąż jeszcze wielkie wyzwanie bardziej przystępnego wyjaśnienia świata, niż czynią to teorie naukowe, oraz zbudowania narracji, która da nam poczucie bezpieczeństwa w zmieniającym się świecie. Dotychczas dominowała narracja buntu wobec przeszłości, która jest destrukcyjna dla stabilności światopoglądu. Nie można w każdym pokoleniu odrzucać bez końca spuścizny przodków, tak jak zrobili to najpierw sami oświeceniowi filozofowie, a następnie romantycy, bitnicy i hippisi, ruchy kontrkulturowe, New Age czy postmoderniści. Tym niemniej przez ostatnie 300 lat dominuje taki właśnie nurt podważania podstaw własnej wspólnoty, nazwany przez Rogera Scruttona oikofobią, lękiem przed swojskością, który wydaje się największą dotychczas słabością cywilizacji oświecenia i być może stanie się przyczyną jej upadku w obliczu starcia z ludami pustyni.
„Nie można - twierdzi Pan - w każdym pokoleniu odrzucać bez końca spuścizny przodków”… Problem w tym, że oświecenie samo zaczęło od „odrzucenia”. Odrzuciło chrześcijaństwo, religię, Boga, potem filozofię jako dziedzinę nienaukową itd. W dodatku, gdy się temu bliżej przyjrzeć, okazuje się, że oświeceni odrzucili właściwie swoje wyobrażenia o tych… „fenomenach” często nie rozumiejąc ich istoty; zresztą Kant, który jest przecież myślicielem jak najbardziej oświeceniowym, uznał, że istoty rzeczy są niepoznawalne. Czy zatem racjonalizm oświeceniowy nie wydaje się Panu piewcą skarlałego, zniewolonego rozumu? Innymi słowy, o czym Pan zresztą wspomniał, oświecenie w miejscu Boga-Kreatora stawia człowieka, ale ten człowiek wydaje się jednak karykaturą samego siebie, a jeden z XIX-wiecznych myślicieli konserwatywnych nazywa go wprost „Antychrystem”. Kim zatem jest człowiek oświeceniowy? Bogiem, ludzkim karłem czy Antychrystem?
Wydaje mi się, że człowiek stał się kreatorem, lecz nie takim, jakim był Bóg. Współczesny człowiek stając się wolnym, zyskał możliwość kształtowania swojego otoczenia i własnej kondycji duchowej, i moralnej. Nie ma za to, tak jak Bóg, władzy panowania nad okolicznościami, w jakich żyje. W jaki sposób skorzystamy z tej wolności zależy wyłącznie od nas. My, Polacy, jesteśmy błogosławieni spuścizną polityczną naszych przodków. Mamy wspaniałe tradycje Rzeczpospolitej rządzonej i bronionej bezpośrednio przez obywateli, w oparciu o ducha patriotyzmu i szlachetności służby publicznej, działającej zgodnie z etyką katolicką. Zerwanie ciągłości historycznej naszej tradycji stanowi już po raz drugi haniebne zaniedbanie pokoleń odbudowujących polską państwowość: w 1918 i 1989 roku. Wciąż jednak pozostajemy uprzywilejowani w porównaniu z narodami, których historia rodzi reakcję odrzucenia dziedzictwa przodków: kolonializmu, rasizmu, masowego ludobójstwa, niewolnictwa, purytanizmu i dyskryminacji mniejszości. My nie mamy się czego wstydzić i mamy tradycję, do której możemy się z powodzeniem odwoływać się w przyszłości. W przeciwieństwie do naszych sojuszników i przyjaciół mamy piękne dziedzictwo historyczne i wciąż jeszcze żywą wiarę katolicką, które mogą nas ochronić przed kolejnymi błędami wątpliwego „postępu”.
Słowem, pańskim zdaniem, jest przyszłość tak przed oświeceniem jako projektem cywilizacyjnym, jak i przed naszą „swojską” tradycją?
Tak, przy czym niektórym ta przyszłość może wydawać się nie do zaakceptowania. Duża część polskich elit przyjęła zachodnie wzorce myślenia politycznego: na prawicy darwinistyczny-realizm, a na lewicy socjal-liberalizm. Dla Polski, która raczej nie będzie potrafiła uczestniczyć w wyścigu bezwzględnych egoizmów narodowych (ze swoją skłonnością do niepragmatycznych zachowań zgodnych z etyką chrześcijańską) nie będzie przyszłości w formie bytu państwowego. Naszą organizację życia społecznego znacznie lepiej potrafimy regulować instrumentami pozapolitycznymi: Niepokalanów, Prymas Tysiąclecia, NSZZ Solidarność i Radio Maryja są najznamienitszymi tego przykładami. Naszej kulturze polityczność tylko przeszkadza, więc spodziewałbym się raczej dryfu w kierunku „wsi spokojnej, wsi wesołej”, podczas gdy kluczowe transformacje dla uformowania się ostatecznego kształtu cywilizacji oświecenia odbędą się na zachód od Odry. Biorąc pod uwagę, jak krwawe i burzliwe wciąż czekają nas czasy, bardzo bym naszej Ojczyźnie życzył, aby tym razem znalazła się na uboczu kolejnych oświeceniowych eksperymentów. W przeciwnym razie, obawiam się, że znowu całkiem bezmyślnie „szlachta na koń wsiędzie”…
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/388329-nasz-wywiad-dr-hennig-nie-rozumiemy-nowoczesnosci-bo-jestesmy-w-ogonie-cywilizacji-oswiecenia