Prezydenckiemu wetu wobec ustawy degradacyjnej, a zwłaszcza jego uzasadnieniu, można zarzucić niekonsekwencję. Bo, powiedzą niektórzy, czym tak naprawdę różnił się Jaruzelski od podległych mu pułkowników? Jakby mogli, wydaliby oni takie same rozkazy, jak on, tak samo jak on służyli złej sprawie – sprawie utrzymania dyktatury, podległej obcemu mocarstwu.
Logiki polityczne bywają jednak różne. I ja powiem inaczej, abstrahując już od samego problemu członków WRON – bo też polityczny sens weta jest znacznie szerszy.
Prezydent wypowiedział się otóż, symbolicznie ale bardzo mocno przeciw idei, w myśl której ci Polacy, którzy odnajdywali się w PRL, traktowali to państwo wówczas jako czy to mniejsze zło, czy to – tak jest – po prostu jako normalną rzeczywistość, a nawet robili w nim różnego rodzaju kariery, mieli czuć się w niepodległej ojczyźnie gorsi. Odepchnięci. A taka wizja rzeczywistości była do tej intensywnie lansowana przez najbardziej radykalną część formacji IVRP.
Jest to wizja, po pierwsze, niesprawiedliwa. Logika trwającego przez prawie 50 lat państwa partyjnego nie pozwalała na utrzymanie niemal dychotomicznego podziału z lipca ’44 – na zwolenników niepodległości i stronników podległości wobec Kremla. Ludzie, angażujący się w rzeczywistość PRL, niekoniecznie czynili to kierując się złymi intencjami. Nie oznacza to, żeby ich wybory były dobre – ale też nie mówimy o nagradzaniu ich orderami czy wywyższaniu, tylko o niekaraniu. O nie strącaniu ich do jakiejś mentalnej, wirtualnej podklasy zdrajców. Bo często nimi nie byli.
Po drugie, jest to wizja politycznie przeciwskuteczna. Sprzyjająca robieniu sobie przez władzą wrogów (czy częściej – zwiększaniu niechęci i aktywizowaniu jej nosicieli) wśród ludzi, o których była wyżej mowa. A co ważniejsze – wśród ich dzieci i wnuków. Można bowiem uważać, że dziadek czy ojciec nie miał racji. Ale zgodzić się na jego symboliczne poniżenie – na to stać niewielu. Tworzenie takiej atmosfery formacji IVRP po prostu szkodzi.
Po trzecie – jest to wizja nieprawdziwa w tym sensie, że sugeruje jakoby dzisiejsze polityczne podziały były w prostej linii przeniesieniem podziałów z okresu II wojny i głębokiego PRL (słynne hasło o wojnie któregoś tam pokolenia UB z którymś tam pokoleniem AK). Pisałem już, że o ile ludzie zaangażowani w dawny system i ich potomkowie są istotnie w lwiej części przeciw PiS, o tyle potomkowie AK-owców i opozycjonistów są w swoich dzisiejszych politycznych sympatiach bardzo podzieleni. Decyzja prezydenta jest w jakimś sensie uznaniem tej sytuacji, co cenne, bo najgorsze jest pogrążanie się w fikcji. Jest też próbą zmniejszenia intensywności niechęci tej części przeciwników rządu, którzy motywowani są względem na przeszłość. Niekoniecznie przeciągnięcia ich na swoją stronę, ale zmniejszenia potencjału mobilizacyjnego strony przeciwnej.
Jest też, oczywiście, odwrotna strona zagadnienia. Posunięcie prezydenta może sprzyjać dezorientacji i rozgoryczeniu radykalnej części zaplecza władzy. A także jego depopularyzacji wśród ludzi części środowisk tegoż zaplecza; dlatego decyzje Andrzeja Dudy trzeba określić jako odważną. I – oczywiście – ryzykowną. Ale moim zdaniem wszechstronna szkodliwość wizji, w myśl której dzisiejszy podział polityczny to podział na wnuków Wyklętych i wnuków KBW-iaków jest tak wielka, że podjęte przez Andrzeja Dudę ryzyko po prostu opłaca się.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/388251-prezydent-podjal-decyzje-ryzykowna-ale-moim-zdaniem-sluszna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.