Sporo dymu na tym przedpolu, nic więc dziwnego, że czasami trudno dostrzec postępy, jednak są one rzeczywiste.
Pamiętam pierwsze spotkanie Morawiecki-Juncker w Brukseli - na początku stycznia w sprawie polskich reform systemu sądowniczego. Nerwowe próby odblokowania rozmowy, zostawienia za drzwiami emocji, ustalenia konkretnego harmonogramu kolejnych spotkań.
A potem kolejne: już płynne, niemal zrutynizowane, skoncentrowane na poszczególnych punktach spornych. Wreszcie Biała Księga o reformie wymiaru sprawiedliwości, przedstawiona przez Polski rząd. Od razu próbowano ją dezawuować i wyśmiać, ale to były raczej nerwowe próby odreagowania. Bo stało się jasne, że otwiera się poważna szansa na porozumienie.
Powoli, choć z przecieków w mediach, zaczął wyłaniać się możliwy kształt kompromisu. Strona polska miałaby zwiększyć elementy konsultacyjne przy obsadzie ważnych stanowisk w sądownictwie, zrównać paniom i panom sędziom wiek emerytalny oraz opublikować (choć z zastrzeżeniami) wątpliwe wyroku Trybunału Konstytucyjnego z czasów rządów politycznie rozgrzanego prezesa Rzeplińskiego. Ustępstwa mało przyjemne. Druga strona w zamian uznałaby, że Polska ma jednak prawo do reformy wymiaru sprawiedliwości, odrzuciłaby absurdalną tezę iż za PO-PSL osiągnęliśmy idealny i jedyny możliwy jego kształt.
Prezes Jarosław Kaczyński w rozmowie z portalem wPolityce.pl uznał perspektywę takiego porozumienia za trudną, ale do przyjęcia:
Nie ukrywam, że ta cena jest znacząca, gorzka. Cóż, nie ukrywam też iż wzorujemy się na premierze Victorze Orbanie, który często musiał iść na przykre ustępstwa. Wolałbym oczywiście, by tak nie było, byśmy mogli pójść w reformach całą naprzód, tak jak zresztą to było w pierwszym uchwalonym projekcie ustaw sądowych, zawetowanych potem przez prezydenta. Ale okoliczności wewnętrzne, w tym wspomniane weto, i zewnętrzne, ułożyły się inaczej. Musimy brać to pod uwagę.
Ważne jest to, że porozumienie jest możliwe i mogę wyrazić nadzieję, ale to jest tylko nadzieja, że te ustępstwa, które proponujemy, nie będą dla naszych przeciwników podstawą do ataku. Podstawą do twierdzeń, że to oni zwyciężyli. Mam nadzieję, że tak nie będzie. Chociaż trzeba się spodziewać zarówno krytyki z naszej, to znaczy prawej strony, jak i pewnego triumfalizmu naszych przeciwników.
Premier Mateusz Morawiecki wysoko ocenił realność zamknięcia tematu:
Kompromis zawsze polega na tym, że obie strony coś odpuszczają, czasami mówi się dyplomatycznie, że obie strony wygrały lub obie strony musiały zacisnąć zęby. (…)
Dużo osiągnęliśmy dzięki „Białej księdze” o reformach w wymiarze sprawiedliwości, ona odegrała ogromną rolę. (…) Oczywiście, nikt się nie przyzna, że czegoś nie wiedział, ale najważniejsze, że widzimy efekty.
W tej chwili szanse na porozumienie oceniam na 65 - 70 procent. Jest poważna szansa.
CZYTAJ CAŁOŚĆ: TYLKO U NAS. Premier Mateusz Morawiecki dla wPolityce.pl o szansach kompromisu z Unią: „To obecnie 65-70 procent”
Odmiennie brzmi tu nieco sceptyczny głos prezydenckiego ministra Krzysztofa Szczerskiego, ale można go chyba uznać za element uzasadnionego chłodzenia nastrojów.
W końcu nic jeszcze nie jest pewne. Jak wynika z naszych źródeł w otoczeniu szefa rządu, im bliżej możliwego porozumienia, im lepsza atmosfera rozmów w Brukseli, tym większa siła kontrakcji tych, dla których ten spór jest paliwem politycznym.
Po prostu wiszą na klamkach unijnych gabinetów, błagając, by Polskę nadal gnębić. To są żenujące sceny
— słyszę od rozmówcy z rządu.
Można zrozumieć: cóż zrobią ci biedni upolitycznieni sędziowie i co zrobi nie mająca programu totalna opozycja, gdy polskie reformy, tak przecież potrzebne, przestaną być uznawane za „niepraworządne”?
Musimy mieć świadomość tych nacisków. I musimy pamiętać o jaką stawkę gra szef rządu. Przed nami negocjacje przyszłego budżetu Unii Europejskiej. Wchodząc w nie z czystą karta Polska zyskałaby duże możliwości.
Morawiecki i polska dyplomacja już dziś osiągnęły bardzo dużo. Udało się uzyskać znaczące wsparcie ze strony kilku państw, zbudowanie większości blokującej już w pierwszym, ewentualnym głosowaniu, jest możliwe.
Ale też myślmy trzeźwo: żadne z państw, nawet tych nas wspierających, nie ma ochoty iść w taki spór, ani po brukselskiej, ani po naszej stronie. Żadne z nich nie jest w pełni odporne na rozmaite naciski i presje. Przekaz płynący z większości stolic jest jasny: dogadajcie się, mamy w Europie i wokół niej inne, ważniejsze problemy.
W tej sytuacji najważniejsze jest, by premier Morawiecki miał możliwie duże pole manewru, a także by obóz zjednoczonej prawicy udzielił mu w tej sprawie pełnego wsparcia. Świadomość, że strona polska ma mandat do zawarcia nawet głębokiego kompromisu, ale też, że w przypadku fiaska polska opinia publiczna stanie murem za swoim rządem, jest jednym z ważniejszych atutów naszych negocjatorów.
Pamiętajmy, gdzie jesteśmy: po dwóch latach intensywnych wewnętrznych reform przyszedł czas na większe skupienie na ich obronie. To jest podstawowy cel postawiony premierowi Morawieckiego, jak na razie realizowany skutecznie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387854-kompromis-z-bruksela-jest-blizszy-niz-kiedykolwiek-warunek-premier-morawiecki-musi-miec-pelne-wsparcie