Obóz rządzący zmaga się od kilku tygodni z problemami, które wicepremier Piotr Gliński określił na łamach „Sieci” wizerunkową zadyszką. Niektóre z objawów tej małej choroby pojawiły się na własne życzenie, inne to wynik zdarzeń, na które rządzący wpływ mieli umiarkowany, jeszcze inne to dość naturalny proces zużycia władzy po ponad dwóch latach od wygrania wyborów.
Niezależnie od przyczyn tego stanu rzeczy, wielu polityków i komentatorów widzi w tym szansę/zagrożenie (w zależności od sympatii politycznych) na jakiś przełom. Oto - czytamy w tych scenariuszach - Prawo i Sprawiedliwość jest na równi pochyłej i tylko czekać, aż zadyszka zmieni się w przeziębienie, a dalej w grypę, zapalenie płuc i rozłoży tę ekipę na dobre.
To momentami najzwyklejsze myślenie życzeniowe, ale trzeba przyznać, że nie jest to scenariusz zupełnie nierealny. W szeregi Zjednoczonej Prawicy wkradło się naprawdę solidne rozprzężenie, czego efektem są kolejne potyczki walk frakcyjnych (zazwyczaj w wersji pod dywanem) i, co ważniejsze, utrata (przynajmniej w pewnej części) słuchu społecznego. Politycy, którzy słynęli z doskonałej oceny tego, co chcą usłyszeć i zobaczyć wyborcy (a co ich okrutnie irytuje i odstrasza), albo poczuli się zbyt pewnie, albo po prostu odkleili się od rzeczywistości. To zresztą, jak się wydaje, jedna z głównych bolączek lidera Prawa i Sprawiedliwości, który zwracał na to uwagę na spotkaniu wielkanocnym.
Stawiam jednak tezę, że to moment politycznego przesilenia, a nie gruntownego przełomu. Takich przesileń było już zresztą kilka od roku 2015: kryzys po 27:1, prezydenckie weta, kilka mniejszych dołków. I dziś nie jest to większa skala. Ale od kierunku, jaki przyjmie „dobra zmiana” zależeć będzie pozycja wyjściowa przed maratonem wyborczym, który rozpocznie się już jesienią tego roku.
Anonsowana na kwiecień konwencja Prawa i Sprawiedliwości, jak również zapowiedź kolejnego „ruszenia” w Polskę i spotkań z mieszkańcami (wraz z ogłoszonymi wreszcie kandydatami w wyborach samorządowych) to próba powrotu do źródeł. Dodajmy - źródeł w ostatnim czasie nieco zaniedbanych przy codziennej administracji i zmaganiach na trzystu różnych polach. Bezpośredni kontakt z wyborcami był kluczem do zbudowania siły poza głównym obiegiem medialnym. To się trochę posypało, a dość beztroskie uzasadnianie wysokich nagród dla ministrów tylko wpisało się w tę tendencję.
Jarosław Kaczyński stara się niuansować i tonować nastroje:
Oczywiście można dyskutować, czy to dobre, czy to złe, czy takie sumy powinny być, czy inne, ale to absolutnie nie jest żaden skandal
— powiedział prezes PiS w rozmowie z wPolityce.pl.
Prawo i Sprawiedliwość musi zrobić wiele, by zdjąć coraz mocniej przylegający gorset „partii władzy”. Taki kostium to siłą rzeczy dość naturalny problem każdej formacji rządzącej, ale to PiS jest ugrupowaniem, które doszło do sterów władzy na kontrze do kolejnych tez o arogancji, oderwaniu od spraw zwykłych ludzi i nieosiągalnych dla większości wyborców zarobkach i przywilejach. Zerwanie z tym myśleniem dla wielu osób będzie trudne, bo okazało się, że buty pozostawione przez polityków Platformy i PSL okazały się zaskakująco wygodne. Nie jestem jednak przekonany, czy pojawiające się pomysły „przebudowy” aparatu PiS na bardziej technokratyczny jest tutaj najlepszym możliwym rozwiązaniem. Ale walka o realizację tej idei może być bardzo ciekawa.
I tutaj płynnie przechodzimy do kolejnego kłopotu. Inną odpowiedzią na problemy targające obozem władzy ma być zamknięcie frontów, umownie mówiąc, „zagranicznych”. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego ws. ustawy o IPN, wreszcie - wciąż tylko ewentualny, ale bardzo, bardzo prawdopodobny - kompromis z KE powinny pomóc domknąć pewne kwestie, ogłosić sukces i na nowo nabrać impetu. Z drugiej jednak strony wśród wyborców PiS pojawią się, co naturalne, pytania o brak konsekwencji. Ustępstwa ws. sądownictwa są nieduże (realnie, w konkretach - chyba że pójdą one dużo dalej), ale jednak gorzkie i godnościowo „ciężkie”, jak choćby w sprawie publikacji wyroków TK. Na większą skalę odwrotu - sądząc po opinii Prokuratora Generalnego - zanosi się ws. ustawy o IPN. Coś za coś, nawet „pisowska” ciepła woda w kranie ma swoją cenę.
Trzecim polem, gdzie sporo można naprawić jest wewnętrzna koordynacja podjazdowych wojenek frakcyjnych. Czasem są to dość wyraźne różnice (jak ostatnia wymiana zdań nt. nagród na linii Szydło - Morawiecki), innym razem mniejsze konflikty (jak choćby tlące się spory o reformę nauki czy kształt ustawy reprywatyzacyjnej). I znów - nie da się uniknąć wszystkich ognisk zapalnych, ale sposób i szybkość reakcji pozostawia wiele do życzenia. W efekcie PiS jest spychane do defensywy, a politycy tej partii nieustannie występują w roli tłumaczących się z czegoś. Skuteczność całej operacji będzie jednak zależeć od wewnętrznej spójności obozu, a o to w ostatnim czasie naprawdę trudno.
Wiele z tych problemów to dość oczywiste kłopoty, z jakimi zmaga się każda rządząca partia po dwóch latach (z hakiem) sprawowania rządów. Innych jednak PiS mogło uniknąć. Pozostaje też problem reakcji - dotychczasowe metody nie zawsze odpowiadają wyzwaniom rzeczywistości; zbyt często przypomina to prowadzenie wojny na zasadach tej, która dawno się już skończyła. Maraton wyborczy rozpoczyna się dla obozu „dobrej zmiany” trudnymi wyborami samorządowymi; jeśli PiS chce w nie wejść z z wyraźną ofensywą, a nie defensywnym klinczem, to wiosenne wyjście z przesilenia jest jednym z ostatnich dzwonków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387783-to-przesilenie-a-nie-przelom-ale-od-kierunku-jaki-przyjmie-dobra-zmiana-zalezy-pozycja-wyjsciowa-przed-maratonem-wyborczym
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.