Możliwy kompromis między Polską a Unią Europejską w kwestii reformy sądownictwa bywa przedstawiany przez środowiska niechętne ekipie rządowej jako dowód na prowadzenie przez nią nieprzemyślanej polityki. Bo najpierw jest wiele krzyku, lecą iskry, a potem okazuje się, że trzeba zrobić krok w tył. Trudno zrozumieć tego rodzaju krytykę.
Gdyby bowiem przyjąć tę logikę, to oznaczałoby to, że należy zrezygnować ze wszelkich działań, które mogą narazić Polskę na konflikt ze światem zewnętrznym – wszystko jedno czy z Unią Europejską lub jej poszczególnymi członkami, czy też z kimś innym, na przykład z Rosją. Taką strategię przyjmowała przez cały okres swoich rządów koalicja PO-PSL i skończyło się to dla Polski opinią państwa, z którego zdaniem i interesem w ogóle nie trzeba się liczyć.
Oczywiście ktoś, kto nie potępia w czambuł rządzącej prawicy, może zgłosić zastrzeżenia innego rodzaju. Że można było wszystko zrobić zręczniej, sprawniej, bez niepotrzebnej eskalacji. Ale – choć trudno odrzucić słuszność takich uwag – trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to zawsze Polska eskalowała konflikt, czy nie jest przypadkiem tak, że i druga strona (w tym konkretnym przypadku instytucje unijne) nie blokowały porozumienia i nie parły do rozprawy z całkowicie obcym im ideowo prawicowym rządem w Warszawie? Każdy kto śledził zaangażowanie i wypowiedzi takich „zwolenników kompromisu” jak Frans Timmermans, Guy Verhofstadt czy Martin Schulz (w czasie gdy był jeszcze przewodniczącym Parlamentu Europejskiego) zna odpowiedź na to pytanie. A jeśli zna, to nie powinien niepotrzebnie dzielić włosa na czworo.
Czy wycofanie się przez Polskę z kilku – niespecjalnie istotnych punktów spornych – ośmiesza niedawną bojową postawę rządu? Czy zmieniła się – jak mówią złośliwi – mądrość etapu? Nie sądzę, że należy tak to interpretować. Po prostu w sporze z Unią – tak jak w każdym sporze – strony zwykle maksymalizują swoje żądania, aby potem mieć z czego ustąpić i ostatecznie zyskać. Tak robi Viktor Orban, na którego przykład – nie bez przyczyny – powołuje się w rozmowie z naszym portalem Jarosław Kaczyński. Tak robiła i druga strona, żądając przez wiele miesięcy cofnięcia reformy wymiaru sprawiedliwości, czy bezwarunkowej kapitulacji w kwestii relokacji imigrantów. Można było, tak jak zapewne zrobiłaby to ekipa PO-PSL, natychmiast ustąpić, zgodzić się na wszystkie żądania i być chwalonym w Brukseli. Pytanie tylko, czy celem naszej polityki powinno być tylko i wyłącznie zaspokajanie cudzych żądań i potrzeb?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387707-czy-celem-polskiej-polityki-zagranicznej-powinno-byc-tylko-i-wylacznie-zaspokajanie-cudzych-zadan-i-potrzeb
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.